Kluczem do zrozumienia wydarzeń ostatnich dwóch miesięcy jest fatalna sytuacja włoskiej Partii Demokratycznej (PD). Berlusconi w kwietniu ubiegłego roku zdecydowanie wygrał wybory i 12 miesięcy później dzięki zwiezieniu śmieci z Neapolu, świetnie zorganizowanej akcji pomocy po trzęsieniu ziemi w L’Aquili, zdecydowanej, choć kontrowersyjnej, akcji wymierzonej w nielegalną imigrację i przestępczość był u szczytu popularności sięgającej chwilami 75 proc. Natomiast lewica po przegranych wyborach znów zmieniła lidera, tym razem na bezbarwnego Daria Franceschiniego, pokłóciła się w sprawie Eluany Englaro, stanęła w szlachetnej, choć niepopularnej obronie praw nielegalnych imigrantów, a na finansowy kryzys odpowiedziała rytualnymi strajkami i żądaniem rozdawnictwa pieniędzy z budżetu.
W obliczu czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego, połączonych z wyborem samorządów w ponad połowie kraju, lewica stanęła praktycznie bez żadnej idei, programu i lidera. Kwietniowe sondaże wróżyły wyborczą klęskę w okolicach 20 punktów procentowych. W efekcie ideologiczne centrum, ośrodek prowadzenia kampanii wyborczej i punkt odniesienia dla ludzi lewicy przeniosły się z siedziby PD do redakcji „La Repubbliki”, drugiego dziennika Włoch, który łatwo pomylić z biuletynem partyjnym. Tymczasem Berlusconi, chcąc wykorzystać rekordową popularność, wystawił się na pierwszym miejscu list w wyborach do PE i postanowił przemienić 6 i 7 czerwca w plebiscyt, kto za, a kto przeciw niemu. Mówił otwarcie o dobiciu zdemoralizowanej lewicy.
I tu niespodziewanie małżonka premiera podała lewicy, a właściwie „La Repubblice”, męża na tacy. Gdy pod koniec kwietnia Berlusconi przyjechał do Warszawy, w Rzymie właśnie zamknięto (choć jeszcze nie opublikowano) partyjne listy kandydatów w wyborach do PE. Lewica, rozpoczynając kampanię wyborczą, rozpuściła plotkę, że listy Ludu Wolności Berlusconiego roją się od atrakcyjnych gwiazdeczek estrady i TV, których jedynymi argumentami w walce wyborczej są długie nogi i głęboki dekolt. Największa włoska agencja prasowa zadzwoniła do żony Berlusconiego Veroniki Lario, pytając, co o tym myśli. Ta oświadczyła, że to bezwstydna tandeta, bezczelność władzy, schlebianie rozrywkowym potrzebom władcy, a też obraza dla niej i dzieci. Gdy nazajutrz opublikowano listy wyborcze, okazało się jednak, że na liście Ludu Wolności są tylko trzy atrakcyjne młode kobiety znane z występów w TV, ale wszystkie po studiach, władające kilkoma językami obcymi. W odpowiedzi „La Repubblica” zamieściła rewelację, że Berlusconi w nocy dzwonił z Warszawy do Rzymu i kazał kierownictwu swojej partii usunąć z list aż 22 „panienki”, ujmując nawet w cudzysłów słowa premiera z rzekomej rozmowy telefonicznej z Rzymem, której przecież nikt podsłuchać nie mógł.
[srodtytul]Nagi tylko Topolanek[/srodtytul]
Berlusconi jeszcze nie zdążył dobrze postawić nogi w Rzymie po powrocie z Warszawy, gdy „La Repubblica” wyciągnęła kolejną sensację: tuż przed wyjazdem do Warszawy Berlusconi w Neapolu koło północy udał się na przyjęcie urodzinowe córki swoich znajomych. Noemi Letizia kończyła 18 lat. Bez cienia dowodu sugerowano, że to kochanka premiera. Pani Veronica Lario wniosła o rozwód, informując o tym w liście do „La Repubbliki”. Politycy lewicy niby zachowywali taktowne milczenie w obliczu rozpadającego się małżeństwa, ale głównym punktem kampanii wyborczej lewicy stał się teraz „problem moralny premiera”. I tak wszystkie włoskie poważne media przekształciły się w jeden wielki tabloid. Czołowymi publicystkami Włoch zostały panie, które na co dzień pisują do tygodników epatujących damską piersią, pośladkiem i plotką. Niemal wszystkie gazety litowały się nad biedną kobietą, która zmuszona była dzielić życie z takim potworem jak Berlusconi.
Premier dał się sprowokować i tłumaczył się przed narodem z rozpadu małżeństwa w TV. Wystąpił w najpoważniejszym programie publicystycznym telewizji publicznej RAI „Porta a porta”. Tak poważnym, że wchodzi na antenę grubo po 23, gdy już z ekranu wyleją się skąpo ubrane panie i kasowe filmy. Wyjaśnił, że wina leży po stronie opozycji i jej mediów, które zorganizowały spisek i celowo wprowadziły małżonkę w błąd. Tłumaczył, że musiałby być szalony, udając się w świetle reflektorów i w kolumnie ośmiu samochodów na urodziny swojej kochanki. Pokazywał zdjęcia z przyjęcia urodzinowego w restauracji, gdzie fotografował się z rodzicami Noemi, gośćmi, kelnerami i kucharzami. Niemniej jednak skrytykował go w artykule redakcyjnym organ episkopatu Włoch „Avvenire”, tłumacząc, że choć polityka należy oceniać za działalność polityczną, to jednak w przypadku premiera liczy się także sfera życia prywatnego, a więc styl i wartości, które je wypełniają. Swoje dorzucił kard. Walter Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan. Zaatakował Berlusconiego za „przesadne zachowanie i uczynienie z rozwodu spektaklu”.