Zawsze nieco w cieniu

Moim tytułem do chwały jest to, że byłam najbliższą współpracowniczką swojego męża, współtwórcy Polskiego Państwa Podziemnego – mówiła Zofia Korbońska

Publikacja: 20.08.2010 11:31

Stefan i Zofia Korbońscy, 1986 r.

Stefan i Zofia Korbońscy, 1986 r.

Foto: www.korbonski.ipn.gov.pl

– Była takim alter ego swego męża. On bez niej by sobie nie poradził. Zawsze mówiło się o Stefanie Korbońskim, ale w gruncie rzeczy to ona była organizatorką ich życia i to ona wszystkiego pilnowała – opowiada Iza Kuczyńska, która poznała Zofię Korbońską w połowie lat 90., kiedy pracowała nad jej biogramem do książki „Sylwetki kobiet-żołnierzy”.

Zofia Korbońska zmarła w poniedziałek w Waszyngtonie w wieku 95 lat. Całe życie poświęciła swemu mężowi, jednemu z najważniejszych polityków czasów wojny oraz w Polsce. Pewnie nie potrafiła inaczej. Była przecież dzieckiem swojej epoki, dla której słowa: patriotyzm, lojalność, poświęcenie czy wierność, nie były pustymi dźwiękami.

Korbońscy przeżyli razem ponad 50 lat. Zofia zawsze nieco w cieniu Stefana. Sama o sobie też mówiła skromnie: – Moim „tytułem do chwały” jest to, że byłam najbliższą współpracowniczką Stefana Korbońskiego, swojego męża, współtwórcy Polskiego Państwa Podziemnego, mojego dowódcy i mojego bohatera – podkreślała w wystąpieniu podczas uroczystości otwarcia Muzeum Powstania Warszawskiego 31 lipca 2004 roku.

– O sobie nigdy nie chciała mówić. Zawsze tylko o swoim mężu. On jej ufał bezgranicznie. Była jego powiernicą, pomocnicą, sekretarką, adiutantem. W prywatnych rozmowach mówiła, że jest tylko gosposią. Uważała, że to, co w życiu zrobiła, to po prostu był obowiązek wszystkich żyjących w tamtych czasach – twierdzi Kuczyńska.

[srodtytul]Ciekawe czasy[/srodtytul]

Kiedy wybuchła wojna, w pierwszym odruchu Zofia Korbońska powiedziała do męża: „wreszcie zaczną się ciekawe czasy”. Potem się z tego śmiała, ale dla niej rzeczywiście zaczęły się wtedy niesłychanie ciekawe czasy.

W 1941 roku, kiedy Stefan Korboński został szefem Kierownictwa Walki Cywilnej AK, Zofia zaczęła organizować tajną radiostację Kierownictwa Walki Cywilnej oraz radiostację Świt. Była szyfrantką. Zorganizowała też i prowadziła biuro szyfrów. – W tym czasie było wiele wpadek wśród konspiratorów, ale Korbońscy w sposób cudowny uratowali się przed śmiercią – opowiada prezes Fundacji imienia Stefana Korbońskiego w Warszawie, historyk Roman Rybicki.

Jeszcze długo po wojnie będą nazywać Zofię telegrafistką z powstania warszawskiego. „Od samego rana zabierałam się do szyfrowania depesz przygotowanych przez mojego męża i przez prawie cały dzień siedziałam z radiostacją, z wyjątkiem chwil, kiedy przychodził Stefan, czy w czasie przerw spowodowanych bombardowaniem. Chodziliśmy we dwójkę po ulicach będących w rękach polskich, oceniając szkody, jakie wyrządziły naloty i ostrzeliwania, obserwowaliśmy ludzi i prowadziliśmy z nimi rozmowy” – opowiadała w wywiadzie przeprowadzonym przez Romana Rybickiego i zamieszczonym w książce: „Refleksje z powstania 1944. Zofia Korbońska świadek historii”.

Jej postawę i działalność docenił prezydent Warszawy Lech Kaczyński, zapraszając ją na obchody 60. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego i na otwarcie Muzeum Powstania. Wygłosiła wtedy pamiętne słowa: – „Powstanie warszawskie było punktem szczytowym pięcioletniej walki z okupantem niemieckim i sowieckim. Powstanie warszawskie było punktem szczytowym w życiu każdego z nas, kto brał w nim udział”.

– Wszyscy młodzi ludzie, a zwłaszcza harcerze, słuchali jej ze zdumieniem i koniecznie chcieli zobaczyć, jak wygląda kobieta, która to mówi – wspomina Rybicki. – To była kobieta o wielkim uroku osobistym i ogromnej inteligencji. Prezentowała też to, co dzisiaj w Polsce trudno znaleźć, czyli prawdziwą postawę patriotyczną – dodaje.

[srodtytul]Ucieczka przed UB[/srodtytul]

W czerwcu 1945 roku wraz z mężem (wtedy ostatnim delegatem rządu londyńskiego na kraj) została aresztowana przez NKWD. Zwolniono ją – podobnie jak małżonka – po utworzeniu przez Bieruta Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Miał to być gest dobrej woli komunistów. Już w 1947 roku Korbońskiemu ponownie groziło aresztowanie przez UB. Ponieważ represje ze strony komunistycznych władz się nasilały, postanowili uciec z PRL.

Przez ponad dwa tygodnie ukrywali się w Gdyni. – Urząd Bezpieczeństwa już deptał im po piętach. Funkcjonariusze weszli do domu, w którym Korbońscy się ukrywali. Aresztowano ludzi, którzy im pomagali – opowiada historyk Jan Żaryn.

5 listopada 1947 roku spotkali Szweda, Karla Nilssona, dzięki któremu dostali się na statek „Drotting Victoria”. Na jego pokładzie dotarli do Trelleborgu, a kilka dni później do Sztokholmu. Funkcjonariusze UB nie dawali za wygraną. Próbowali porwać ich z hotelu. Na szczęście nie udało się im. 13 listopada 1947 roku Korbońscy znaleźli się w Londynie, skąd wyruszyli do Stanów Zjednoczonych.

26 listopada wylądowali na nowojorskim lotnisku La Guardia. Tym samym samolotem przylecieli inni uchodźcy z Polski: Stanisław Mikołajczyk, szef PSL, Kazimierz Bagiński, działacz ruchu ludowego, publicysta, oraz ambasador USA w Warszawie Arthur Bliss Lane, który opuścił polską placówkę, uznając, że nie jest w stanie wypełniać misji dyplomatycznej. Już w drodze z lotniska ambasador Lane zaproponował Zofii pracę w rządowej rozgłośni radiowej Głos Ameryki. Propozycję przyjęła i pracowała tam przez ponad 40 lat. Jako spikerka codziennie nadawała do Polski wiadomości oraz prowadziła autorskie audycje takie jak: „Życie Warszawy pod rządami komunistycznymi”, „Młodzieżowy Klub Myśli Niezależnej”, „Kobiety Ameryki” czy „Rocznice Powstania Warszawskiego”.

– Poznałem ją kilka lat temu. Kiedy razem z żoną pojechałem do Waszyngtonu jako dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN. Miałem ją poinformować o tym, że planujemy zorganizowanie wystawy z okazji 20. rocznicy śmierci jej męża i ogłoszenie nieformalnego roku Stefana Korbońskiego – wspomina Żaryn. – Nasze spotkanie szybko przerodziło się w sympatyczną zażyłość. To była kobieta, z którą chciało się być.

[srodtytul]Czuła i myślała po polsku[/srodtytul]

Korbońscy mocno zaangażowali się w działalność środowisk emigracyjnych. Korboński przewodniczył Przedstawicielstwu Polskiej Rady Politycznej i Polskiej Radzie Jedności, uczestniczył w pracach Fundacji Kościuszkowskiej i Polskiego Instytutu Naukowego w Nowym Jorku. W 1979 roku wybrano go także do zarządu Polskiego Towarzystwa Prawniczego w Stanach Zjednoczonych. Zofia działała w Kongresie Polonii Amerykańskiej (KPA) i Fundacji im. Jana Pawła II.

Korboński był jednym z tych polityków emigracyjnych, wobec których cenzura PRL bezwzględnie egzekwowała całkowity zakaz wymieniania nazwiska. Dlatego po jego śmierci w 1989 roku Zofia postanowiła ocalić pamięć po nim. Założyła Fundację im. Stefana Korbońskiego w Waszyngtonie. Jej filia powstała również w Warszawie. – Przez ostatnich 15 lat, odkąd założyliśmy fundację, utrzymywałem z nią bliskie kontakty. To była osoba czująca i myśląca po polsku. Choć przez pół wieku żyła w Waszyngtonie, tak naprawdę nigdy z Polski nie wyjechała. Orientowała się we wszystkich polskich tematach – twierdzi Rybicki.

Pewnie dlatego zabierała głos w sprawach, które uważała za istotne dla Polski. W marcu 2010 roku wystąpiła na przykład przeciwko zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. W liście otwartym wysłanym do „Rzeczpospolitej” pisała: „Próby manipulacji nad ustawą mogą jedynie spowodować upadek IPN lub takie obniżenie jego autorytetu, że widoczne u naszych sąsiadów zmiany w podejściu do ocen historii drugiej wojny światowej i jej następstw, nie tylko dla nas, lecz całej historii Europy, mogą się w bardzo krótkim czasie okazać śmiertelnie niebezpieczne. Na taką ocenę wskazuje moje długoletnie doświadczenie życiowe. Stąd to ostrzeżenie”.

Ostatnio poparła kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. W czerwcu 2010 roku wysyłała kolejny list do „Rz”: „Pytanie: Czy chcemy niepodległości? Na pytanie to powinien sobie odpowiedzieć każdy Polak na świecie, jeśli chce skorzystać z najważniejszego, jakie mu przysługuje, prawa wyboru. Chwila zastanowienia absolutnie niezbędna, póki jeszcze jest alternatywa, póki istnieje możliwość wyboru, póki mamy człowieka – koło ratunkowe – w osobie Jarosława Kaczyńskiego” – tłumaczyła swoją decyzję.

Stefan Korboński pragnął wrócić po śmierci do Polski. Ona chciała zostać obok niego pochowana. Dlatego na warszawskich Powązkach przygotowywana jest mogiła, do której zostaną przewiezione prochy obojga. Jeszcze nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Na razie jej ciało ma zostać złożone do grobu rodzinnego w Alei Zasłużonych na cmentarzu polskim w Doylestown, amerykańskiej Częstochowie, w stanie Pensylwania. W 1989 roku został tam pochowany jej mąż.

– Śmierć Zofii Korbońskiej jest kolejnym symbolicznym znakiem fizycznego rozstawania się nas, współczesnych Polaków, z pokoleniem ludzi II wojny światowej – zauważa Jan Żaryn.

– Była takim alter ego swego męża. On bez niej by sobie nie poradził. Zawsze mówiło się o Stefanie Korbońskim, ale w gruncie rzeczy to ona była organizatorką ich życia i to ona wszystkiego pilnowała – opowiada Iza Kuczyńska, która poznała Zofię Korbońską w połowie lat 90., kiedy pracowała nad jej biogramem do książki „Sylwetki kobiet-żołnierzy”.

Zofia Korbońska zmarła w poniedziałek w Waszyngtonie w wieku 95 lat. Całe życie poświęciła swemu mężowi, jednemu z najważniejszych polityków czasów wojny oraz w Polsce. Pewnie nie potrafiła inaczej. Była przecież dzieckiem swojej epoki, dla której słowa: patriotyzm, lojalność, poświęcenie czy wierność, nie były pustymi dźwiękami.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Plus Minus
Artysta wśród kwitnących żonkili
Plus Minus
Dziady pisane krwią
Plus Minus
„Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice”: Skandynawskie historie rodzinne
Plus Minus
„PGA Tour 2K25”: Trafić do dołka, nie wychodząc z domu
Plus Minus
„Niespokojne pokolenie”: Dzieciństwo z telefonem