Kto powinien pełnić wysoką rządową funkcję: człowiek, który ma poglądy i kompetencje, czy osoba, która ma tylko poglądy, ale za to słuszne? Oczywiście, wszyscy w Polsce znają odpowiedź na to pytanie. Ostatnio zabrzmiała wyjątkowo dobitnie w związku ze zmianami w Ministerstwie Sprawiedliwości, gdzie na stanowisko opuszczone przez Michała Królikowskiego przymierzano Monikę Płatek. W końcu nowy minister Cezary Grabarczyk przestraszył się wrzawy i stwierdził, że nie było pomysłu takiej zamiany. Informacje nieoficjalne mówią jednak co innego.
Dobry fachowiec, ?ale katolik
Dlaczego Królikowski musiał odejść? Jak na prawnika, który ledwie przekroczył 35. rok życia, sporo osiągnął. Jest doktorem habilitowanym, pracuje jako profesor na Uniwersytecie Warszawskim i ma na koncie imponującą liczbę publikacji. Był szefem Biura Analiz Sejmowych, a o jego pracy w Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego i kompetencjach z szacunkiem wypowiadają się takie autorytety prawnicze jak prof. Piotr Kruszyński. Królikowski jest uważany za fachowca wysokiej klasy, co przewija się we wszystkich dotyczących go wypowiedziach. Pouczające jest zestawienie ich z komentarzami dotyczącymi prof. Moniki Płatek, która chwalona jest za walkę o prawa kobiet, wierność poglądom i zdecydowanie, które przejawia się w znacznej mierze w zwalczaniu obecności Kościoła katolickiego w życiu publicznym (była ekspertem partii Palikota). Nic dziwnego, że Michał Królikowski, gdy usłyszał, kto jest przymierzany na jego miejsce, uznał, że to brzmi jak żart.
Minister Grabarczyk twierdzi, że w jego sporze z Michałem Królikowskim nie chodziło o poglądy, tylko o inną wizję zmian w prawie karnym, ale jakoś nikt w to nie wierzy. We wszystkich komentarzach po tej dymisji wraca kwestia żarliwego katolicyzmu wiceministra, który miał być przeszkodą w jego dalszej pracy w resorcie. A samo rozstanie, zdaje się, przebiegło burzliwie: zwolniony wiceminister tego samego dnia zasłabł w miejscu publicznym. Wychodzi na to, że, mówiąc w stylu słusznie minionej epoki, Michał Królikowski to dobry fachowiec, ale katolik (wtedy tak mówiono o bezpartyjnych). Sam zainteresowany najpierw nie chciał o tym mówić, a potem ujawnił, że Grabarczykowi nie podobał się pomysł, by w rocie ślubowania prawników umieszczono słowa „Tak mi dopomóż Bóg". Oczywiście, pięknie jest zostać odwołanym z takiego powodu, bo wierność przekonaniom to w dzisiejszym świecie rzadkość, ale dlaczego do czegoś takiego w ogóle w Polsce dochodzi?
Być może Królikowski zachowałby stanowisko, gdyby kilka miesięcy temu nie opublikował wywiadu rzeki z arcybiskupem Henrykiem Hoserem. Ten duchowny, niegdyś wychwalany przez media głównego nurtu, w ostatnich miesiącach występuje w nich w charakterze czarnego luda. A to dlatego, że nie chciał tolerować sprzecznych z nauką Kościoła wypowiedzi księdza Wojciecha Lemańskiego i twardo egzekwował od niego śluby posłuszeństwa. Dopiero po publikacji książki Michał Królikowski stał się przedmiotem zainteresowania dziennikarzy i polityków. To wtedy okazało się, że jego działalność w Komisji Bioetycznej przy Episkopacie Polski jest problemem, podobnie jak fakt, że jest benedyktyńskim oblatem (czyli świeckim mnichem).
Czy wiceminister z powodów ideologicznych naraził rząd i obywateli na najmniejszy choćby uszczerbek? Nie, tego nikt mu nie zarzuca. Ale przecież mógłby, skoro jest katolikiem. W kraju, w którym do tego wyznania przyznaje się ponad 90 procent obywateli, fakt, że wysoki urzędnik jest człowiekiem wiernym nauce Kościoła, nikogo nie powinien zaskakiwać. Tymczasem zaraz, i to także ze strony dziennikarzy, nie tylko polityków, pojawiły się żądania, by go odwołać. Wedle tej logiki można być chrześcijaninem, pod warunkiem że do nakazów wiary człowiek nie stosuje się w pracy zawodowej (to samo dotyczy zresztą prof. Bogdana Chazana, odwołanego z funkcji dyrektora szpitala ginekologicznego) i kiedy o tym publicznie nie mówi. Królikowski dodatkowo zirytował media wojujące z katolicyzmem, bo nie miał zamiaru z niczego się wycofywać. Jasno deklarował, że również w działalności publicznej będzie się kierował nauką Kościoła.
Niestety, jak widać na tym przykładzie, ludzie otwarcie manifestujący swój katolicyzm nie mają szans na posady w administracji. Zresztą przykładów jest więcej. Wcześniej wierność nauce Kościoła była również przyczyną dymisji ministra Jarosława Gowina. Doskonale znana jest też sprawa Bogdana Chazana, o której napisano już doprawdy wszystko, więc nie ma sensu tego powtarzać, jednak warto wiedzieć, że w tym samym czasie, gdy wybuchła afera z byłym konsultantem krajowym ds. ginekologii (odwołanym za poglądy przez SLD), podobna rzecz przydarzyła się prof. Janowi Oleszczukowi. Pozbawienia go stanowiska wojewódzkiego konsultanta w Lublinie domagała się m.in. wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka – tylko za to, że podpisał deklarację wiary. Poza tym nic nie można mu było zarzucić. A aktor Marek Cichucki zwolniony z Teatru Nowego w Łodzi przez dyrektora Zdzisława Jaskułę za wypowiedź, że sztuka „Golgota Picnic" to antykatolicki bełkot i że on nie chce mieć z tym tekstem nic wspólnego? Oczywiście zaraz znalazły się jakieś powody dyscyplinarne na zasadzie, że skoro jest człowiek, to i paragraf się znajdzie, ale w końcu i tak stanęło na „utracie zaufania".