Na szczęście Alexandra Fuller, którą mieliśmy możność poznać przy okazji wydania u nas jej świetnego debiutu „Dziś w nocy nie schodźmy na psy", niczego takiego nie robi. Dała się poznać jako pisarka patrząca z dystansem na siebie, swoje życie i rodzinę. Teraz powróciła do tematu, który zna najlepiej, do afrykańskich realiów i zdarzeń na Czarnym Lądzie, „pięknej, przesiąkniętej krwią ziemi". Wszak, jak pisał Izaak Bashevis Singer, postacie w książkach powinny być brane z życia. Najpierw żyj, potem pisz, dodaje Kazimierz Orłoś.

Taka jest właśnie proza Fuller. Pełna prawdziwych zdarzeń, bo autorka zdecydowała się na podróż w przeszłość i spenetrowanie afrykańskich początków jej rodziców. Wszystkie informacje od mamy Nicoli i taty Tima uzyskała, siedząc pod tytułowym drzewem zapomnienia, gdzie odpoczywa się, niespiesznie sączy herbatę i wspomina minione lata. Jednak książka Fuller, choć oparta na wspomnieniach, nie jest jeszcze jednym pamiętnikiem – czyta się ją jak najlepszą powieść, w której błyskawicznie zmieniają się plany: Kenia, Anglia i Szkocja, Rodezja, trudne, pionierskie początki, śmierć małego dziecka, potem jeszcze jednego i jeszcze jednego. Uparte dążenie do godnego życia w Afryce, którą ma się we krwi. Która jest po prostu domem. Co było w tych ludziach, którzy zdecydowali się tu żyć? Czy tylko niechęć do angielskiej pogody? Na pewno nie.

„Fullerowie nie są mięczakami. Nie możesz bez walki opuścić kraju, który podobno kochasz, tylko dlatego, że sprawy się skomplikowały" – mówi mama na wieść o tym, że w Rodezji nastąpiła zmiana władzy, którą objął Robert Mugabe. W tych zdaniach zawiera się credo życia tych ludzi, uparte trwanie mimo wybuchających min, napadów na rodziny farmerów, ostrzału z moździerzy, wdzierających się na farmę partyzantów, mogących w każdej chwili zmasakrować rodzinę. A jednak życie Fullerów obfitowało w momenty szczęśliwe i, jak wynika z książki autorstwa najmłodszej córki, one zdecydowanie przeważyły, trwają nadal. Choć czasem trzeba było za nie zapłacić szaleństwem, jak było w przypadku Nicoli Fuller z Afryki Wschodniej.

„Jednak istotą życia jest, że nie możemy wiedzieć, co będzie naszą największą tragedią, a co zwycięstwem i radością". Nicola i Tim nadal żyją w Afryce, na farmie w Zambii hodują banany i ryby. W afrykańskim powietrzu przesiąkniętym zapachem palonego drewna i pyłu, podczas rozmów pod drzewem zapomnienia spełnia się ich los.