Onegai shimasu (uprzejmie błagamy)! – trzy słodko uśmiechnięte licealistki w kraciastych spódnicach sięgających lekko za kolana podsuwają, mi do podpisania petycję do ONZ wzywającą do wprowadzenia całkowitego moratorium na broń nuklearną. Jestem w Hiroszimie tuż obok Kopuły Bomby Atomowej (A-Dome), dawnego pawilonu wystawowego, który po 6 sierpnia 1945 r. był jedyną niezniszczoną całkowicie budowlą znajdującą się blisko epicentrum wybuchu bomby atomowej.
Te ruiny są jakby przebłyskiem z innej czasoprzestrzeni. Wokół nich i pobliskiego parku Pokoju tętni wszak życiem piękne, nowoczesne i przyjazne miasto. Metropolia poprzecinana rzekami, pełna zieleni i europejsko wyglądających gmachów. Wybebeszony przez nuklearną eksplozję żelbetowy budynek położony przy rzecznym bulwarze w dziwny sposób komponuje się jednak z tą okolicą, z grupkami dziewcząt nagabujących przechodniów prośbami o podpisanie petycji i z całą japońską polityką historyczną.