Tak właśnie, na słynną portugalską wyspę, która stała się na początku roku symbolem upadku polskiej opozycji. To tam znaleźli życzliwość ludzi i przychylność urzędników, którzy mimo braku wymaganych dokumentów romantycznej parze postanowili udzielić ślubu. I w ten sposób Madera stała się też symbolem sprzeciwu wobec bezdusznego, jak czytałem w artykule, państwa polskiego.
Z tymże państwem utrapienie mają wszyscy zdolni ludzie. Przedsiębiorcy borykają się z administracją skarbową, sprzedawcy i budowlańcy z administracją samorządową, a niemal każdy z 36 milionów Polaków czuje się jak kafkowski Józef K. pozostawiony sam sobie przed obliczem biurokratycznej maszyny.
Tyle że historia opowiedziana w gazecie trąciła fałszem. Jej bohaterem była para gejów: Jakub i Dawid. Nie mogąc zawrzeć związku w ojczyźnie, wybrali Maderę na miejsce spełnienia pragnień. Lecz i tam dopadło ich opresyjne państwo. Okazało się, że nasze urzędy stanu cywilnego nie wydają zaświadczeń osobom, które za granicą chcą zawrzeć homoseksualne związki – z takiego oto dyskryminującego powodu, że nasze przepisy nie przewidują... małżeństw osób tej samej płci.
I już los związku Jakuba i Dawida wisiał na włosku, ale od czego życzliwość urzędników stanu cywilnego z Madery. Według wspomnianej gazety postanowili skorzystać z prawa do wyjątku, gdy Polacy wykazali, że nad Wisłą padli ofiarą homofobii. Jak się ona objawiła? Otóż panowie nagrywają teledyski w stylu disco, podkładając wideo pod przeboje. Internauci obrzucają ich obelgami. Pewnie dlatego, że nietolerancję wysysają z mlekiem matki...
Czytając te świadectwa homofobii, portugalski urzędnik stwierdził: furda przepisy i dokumenty, panowie się kochają, a dowodem ich miłości jest homofobiczny hejt w internecie.