Kompozytora, który zmarł w 1911 r., a za życia powtarzał: „moje czasy jeszcze nadejdą". I nie był to z jego strony wyraz pychy, tylko raczej przepowiednia. Po prostu wiedział więcej od żyjących wokół niego ludzi, a muzyka, którą komponował, była tylko wyrazem tej wiedzy.
Dlatego nie istnieje nic takiego jak „społeczna użyteczność sztuki". Trwa ona w zbyt wielkim napięciu, konflikcie ze światem takim, jaki on aktualnie jest. Jest on bowiem zbudowany z fałszu, ustępstw, małych i większych kompromisów. Tymczasem zajęciem artystów jest odkłamywanie życia, docieranie do prawdy o nich samych, a poprzez to – o świecie wokół nich. Są z założenia niepotrzebni swoim współczesnym, ich czasy dopiero nadejdą. Podstawowym, wcześniejszym od nut, barw czy słów materiałem, z którego korzystają, jest właśnie uczucie nieprzynależności, odstawania od świata. Uczucie, które w nich samych powoduje lęk, a w ich otoczeniu wzbudza nieufność. Jedną z największych ofiar tego stanu rzeczy, sposobu istnienia artystów w świecie, był rosyjski kompozytor Dymitr Szostakowicz.