Wiele osób uważa, że poruszanie w publicznym dyskursie tematu związków jednopłciowych stanowi próbę odwrócenia uwagi od innych, bardziej poważnych zagadnień. Przyjmuje się bowiem, że istotne z perspektywy społeczeństwa są np. sprawy podatków, regulacje odnoszące się do prawa pracy, czy prezydenckich wyborów, lecz nie to, kto komu zadeklaruje dozgonną miłość.
Zarówno w rozmowach na ten temat, czy w toku medialnych wypowiedzi jedni mądrzy ludzie podnoszą, że nie znając żadnej pary jednopłciowej zainteresowanej zawarciem związku małżeńskiego nie przewidują, aby temat ten stanowił realny problem. Inni zaś skłonni są twierdzić, że przyzwolenie dla istnienia tego rodzaju relacji może prowadzić do demoralizowania młodzieży, a w dalszej perspektywie – najpewniej w myśl zasady, kto z kim przystaje, taki sam się staje, niemalże do dziedziczenia skłonności innych niźli heteroseksualne. Zdaniem wielu nadto, wprowadzenie do szkół zajęć zwiększających świadomość własnego ciała prowadzić może – nie tyle do zapobiegania niechcianym ciążom czy chorobom przenoszonym drogą płciową, lecz do tego, że uczniowie nasiąkną seksualnymi dewiacjami.