Pan red. Marek Domagalski w swoim znakomitym felietonie opublikowanym w dniu 26 października 2012 r. na „żółtych stronach" Rzeczpospolitej stawia tezę, że zakaz stadionowy na ułaskawienie nie zasługuje. Prezentowane stanowisko uzasadnia poprzez odwołanie się do tezy, że zawsze dotyczyło ono kar najcięższych, zwykle kary śmierci. Tym samym - w opinii publicysty – kibice, którzy wkroczyli na murawę Stadionu Narodowego, aby „zaznać kąpieli" i przez to wymierzono im dwuletnie zakazy stadionowe, na łaskę głowy państwa nie zasługują.
O tym jednak, czy osoby, którym przypisano sprawstwo naruszenia przepisów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych na łaskę zasługują, zdecyduje jedyny dzierżyciel tego uprawnienia, czyli Prezydent RP. Na początek wypada jednak przypomnieć chronologię wydarzeń. W dniu 16 października 2012 r. miała się odbyć na Stadionie Narodowym w Warszawie mecz reprezentacji Polski i Anglii. Nie doszedł on jednak do skutku, z uwagi na zalaną murawę obiektu. Dwóch kibiców, Adam D. oraz Mariusz W., wbrew i z naruszeniem przepisów prawa, wbiegli na płytę stadionu. Za ten czyn, Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi Południe wymierzył oskarżonym środek karny „zakazu stadionowego" na okres lat 2, zaś postępowanie karne zostało wobec nich warunkowo umorzone – nie są oni zatem w świetle prawa osobami skazanymi, a jedynie podmiotami, którymi przyspano sprawstwo danego czynu. Pismem z dnia 25 października 2012 r. posłowie Dawid Jackiewicz oraz Przemysław Wipler wnieśli do prezydenta Bronisława Komorowskiego o zastosowanie prawa łaski wobec kibiców i darowanie zainteresowanym zakazu stadionowego.
Przypomnijmy, że prawo łaski jest tradycyjnym uprawnieniem głowy państwa, wykonywanym w Polsce jeszcze w czasach monarszych. W polskiej tradycji ustrojowej było ono przypisane nie tylko królom, ale korzystali z niego również sędziowie oraz w pewnym okresie również Sejm. W okresie II. i III. Rzeczpospolitej powraca już na stałe do głowy państwa. Wedle postanowień obowiązującej Konstytucji z 1997 r. przynależy ono Prezydentowi RP. Sama regulacja ustawy zasadniczej jest w tym zakresie bardzo lakoniczna, ograniczając się do stwierdzenia, że to „Prezydent stosuje prawo łaski", co czyni w ramach zespołu przysługujących jemu prerogatyw, a więc uprawnień niewymagających kontrasygnaty Prezesa Rady Ministrów. Dzięki takiej konstrukcji głowa państwa pozostaje w pełni niezależna od konieczności realizowania bieżącej polityki karnej państwa. Dysponuje zatem komfortem podejmowania decyzji uwzględniającej nie tylko interes publiczny, ale również słuszny interes indywidualny osoby dotkniętej karą lub środkiem do niej zbliżonym. Żaden inny przepis prawa nie reguluje od strony materialnej przesłanek, jakimi prezydent powinien się kierować, podejmując decyzję w przedmiocie ułaskawienia.
Zakres kompetencji głowy państwa, dokonującej ułaskawienia, pozostaje bardzo szeroki. Generalnie przyjmuje się, że może on darować każdą karę lub środek karny, orzeczony w związku ze skazaniem za popełnienie przestępstwa, przestępstwa skarbowego lub wykroczenia. Nieco dyskusyjna jest kwestia możliwości przebaczania dolegliwości wymierzonych w postępowaniu dyscyplinarnym lub lustracyjnym. Osobną kwestią są kary przyjęte do wykonania w ramach zobowiązań międzynarodowych. Warto jednak pamiętać, że prawo łaski nie jest narzędziem służącym do uniewinnia, nie powoduje upadku wyroku skazującego, a jedynie zmniejsza lub darowuje wszelkie dolegliwości nim wymierzone. Darowana może być przez prezydenta każda dolegliwość, warunkiem jest jednak, aby miała ona charakter publicznoprawny, została wymierzona przez organ władzy publicznej lub – co dyskusyjne – inny organ dysponujący jego imperium. Przebaczenie nie powinno dotyczyć środków materialnego zadośćuczynienia pokrzywdzonemu szkód, jakich doznał w wyniku zaistnienia inkryminowanego zdarzenia, a zatem spod jego dyspozycji wyłączony jest środek karny obowiązku naprawienia szkody. Łaska może wreszcie przybrać formę całkowitej (darowanie skutków całego orzeczenia) lub tylko częściowej (przebaczanie niektórych dolegliwości lub zmniejszenie ich wymiaru). Zasadniczo dopuszczalna jest zamiana kary na łagodniejszą rodzajowo, pod warunkiem, że ta ostatnia jest znana porządkowi prawnemu. Dozwolone pozostaje również zastosowanie środka probacyjnego (np. warunkowego zawieszenia wykonania kary) w stosunku do dolegliwości orzeczonej bezwzględnie. Akt łaski zazwyczaj jest udzielany na wniosek samego zainteresowanego uzyskaniem odpuszczenia kary. O prezydencką ulgę dla ukaranego mogą również ubiegać się osoby dla niego najbliższe, a także Prokurator Generalny oraz sąd, który daną dolegliwość wymierzył. Wreszcie o ułaskawienie może postanowić prezydent z własnej inicjatywy. Wybaczenie dolegliwości może być udzielone wbrew woli ukaranego, a nawet przy jego zdecydowanym sprzeciwie. Nie może jednak pogorszyć jego sytuacji prawnej. Należy również odnotować, że akt urzędowy głowy państwa jest w tym zakresie ostateczny, nieodwracalny oraz nie podlega zaskarżeniu, w tym jakiejkolwiek kontroli organów sądowych.
Nie należy odmawiać posłom Jackiewiczowi oraz Wiplerowi prawa wystąpienia do Prezydenta RP o dokonanie ułaskawienia adresatów zakazu stadionowego. Uważam jednak, że swoje pismo wystosowali przedwcześnie. Wyroki warunkowo umarzające postępowanie wobec kibiców, na dzień jego podpisania, jeszcze się nie uprawomocniły, co oczywiście nie wyklucza działania pro futuro takiego wystąpienia. Powinniśmy pamiętać, że – co było juz odnotowane – w polskim systemie prawnym zakazany jest akt łaski przybierający formę abolicji indywidualnej, czyli kierowanego do organu postępowania (najczęściej karnego) zakazu wszczęcia lub nakazu jego umorzenia. Dopóki dane orzeczenie nie nabierze waloru prawomocności, nie można mówić, że określona dolegliwość została wymierzona. Tym samym nie istnieje owa kara lub środek do niej zbliżony, które miałby być objęte ewentualnym aktem łaski. Co więcej, prezydent dokonujący ułaskawienia dolegliwości orzeczonej nieprawomocnym wyrokiem mógłby się narazić na poważny zarzut naruszenia uprawnień, na które rozpościera się monopol władzy sądowniczej. Głowa państwa nie powinna rozstrzygać o dopuszczalności procesu, uniemożliwiając stwierdzenie ewentualnej winy, nie ma po prostu do tego odpowiedniego umocowania prawnego. W przeciwnym wypadku, mielibyśmy do czynienia z utworzeniem „superinstancji" sądowo-prokuratorskiej, złożonej w ręce głowy państwa, która na zasadzie subsydiarności, a z czasem zapewne wyłączności, dyskrecjonalnie decydowałaby o możliwości prowadzenia postępowania (karnego) wobec każdej osoby.