Wygląda na to, że przestraszeni o swoją kondycję zawodową sędziowie straszą – już na poważnie – swoich kolegów po fachu. A przecież mamy prawo oczekiwać od nich odwagi i umiaru w ferowaniu ocen.
Dobrze, że pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska stanowczo zareagowała na list 15 senatorów opublikowany w przeddzień rozprawy dotyczącej uchylenia immunitetu sędziemu Igorowi Tulei, który zresztą pozwolił sobie powiedzieć kilka dni temu: „Czuję się jak człowiek, który może stracić pracę. Wszystko zostało już ustalone na Nowogrodzkiej". Nie o to ma jednak sprawę.
Senatorowie wytknęli nowej Izbie Dyscyplinarnej SN, że nie może ona (ani inny polski sąd) pomijać orzeczeń Luksemburga, z czym w zasadzie chyba wszyscy się zgadzają. Są tylko spory o zakres mocy orzeczeń TSUE. W ocenie pierwszej prezes SN stanowisko senatorów wykracza poza zwykłą krytykę sądowego rozstrzygnięcia, i może być postrzegane jako próba wywarcia wpływu na niezależność Sądu Najwyższego.
Czytaj także: PiS bierze sądy na cel - kolejna odsłona reformy wymiaru sprawiedliwości
Jeszcze ważniejsza jest, moim zdaniem, reprymenda, jakiej pierwsza prezes SN udzieliła przewodniczącemu jednego ze stowarzyszeń sędziowskich, sędziemu Krystianowi Markiewiczowi (od kilku lat regularnie używającemu ostrych sformułowań nie tylko wobec obecnej władzy, ale i nowych sędziów) za jego ostatnią wypowiedź.