Polski wymiar sprawiedliwości staje się z roku na rok bardziej niewydolny. Kolejne „reformy" ciągle zmieniających się ministrów sprawiedliwości przynoszą skutki odwrotne do zamierzonych, a sądy nie są w stanie poradzić sobie z ciągle rosnącym wpływem spraw. Zresztą także politycy z różnych stron sceny politycznej, niemający z reguły pojęcia o rzeczywistych problemach sądownictwa oraz świadomości, ile pracy wykonują sędziowie, referendarze, asystenci i urzędnicy sądowi, powtarzają jak mantrę, że problemy sądownictwa wynikają ze złej organizacji pracy, nieróbstwa i niedostatecznego nadzoru wynikającego jakoby z braku instrumentów jego sprawowania. Tymczasem nikt nie dostrzega, że w ostatnich latach sądy przypominają do złudzenia wielkie korporacje, do których przychodzi się rano i wychodzi wieczorem, a jeszcze pracę zabiera do domu. I nie jest to wynik złej organizacji, lecz przede wszystkim braku kadr w stosunku do liczby rozpoznawanych spraw i wprowadzania wątpliwych eksperymentów (np. rezygnacja z protokołów na rzecz nagrywania rozpraw, likwidacja sądów i ich reaktywacja czy zmiana operatora pocztowego). Struktura organizacyjno-awansowa przypomina przy tym ustrój feudalny, a prawo, które nie dość, że słabej jakości, to w obszarach, które specjalnych modyfikacji nie wymagają, podlega ciągłym, często pochopnym zmianom. Za to w kwestiach wymagających pilnej interwencji prawodawcy nie jest dostosowywane do zmieniających się warunków.
Po pierwsze, nie mamy armat
O tym, że w Polsce jest wystarczająco dużo sędziów, porównując ich liczbę z danymi innych krajów europejskich, mówi się od około dziesięciu lat. Z poglądem tym można polemizować, zważywszy na zbyt szeroką kognicję sądów powszechnych oraz – dużo większą niż w innych krajach – ilość spraw. To z jednej strony wynik niezamożności Polaków, a co za tym idzie – nieregulowania zobowiązań, z drugiej zaś niższej świadomości i kultury prawnej, w tym braku woli do mediacyjnego i ugodowego załatwiania sporów.
Liczbę sędziów ostatecznie można by uznać za wystarczającą, gdyby sędziowie w swojej pracy zostali rzeczywiście odciążeni przez referendarzy sądowych i asystentów, a jednocześnie gdyby mogli liczyć na sprawnie funkcjonujący sekretariat. I z tym jest dziś największy problem. Kolejnymi nowelizacjami Sejm poszerzył kompetencje referendarzy w procesie cywilnym, zwłaszcza w postępowaniu upominawczym oraz egzekucyjnym, oraz powierzył im pewne kompetencje w procesie karnym. Autorzy nowelizacji szumnie podkreślali, że poszerzenie kompetencji referendarzy pozwoli odciążyć sędziów od czasochłonnych, żmudnych czynności w ramach tzw. pracy w referacie, pozwalając im skupić się na przygotowaniu i prowadzeniu rozpraw oraz wydawaniu wyroków. Wszystko byłoby pięknie, gdyby za formalnym poszerzeniem uprawnień procesowych referendarzy poszło odpowiednie zwiększenie ich liczby tak, aby miał kto wykonywać te nowe kompetencje. Cóż z tego, że referendarze już mogą, czy wkrótce będą mogli wykonywać określone czynności dotychczas zastrzeżone dla sędziów, skoro ich liczba jest tak mała, a aktualne obciążenie pracą tak duże, iż nie ma możliwości faktycznego zwiększenia ich obowiązków. Już dziś bowiem z reguły nie wykonują wszystkich, do których mają kompetencje.
Braki kadrowe dotyczą także grupy asystentów sędziego, których wciąż jest za mało w stosunku do potrzeb, ciągle rosnących wraz z liczbą spraw w sądach, oraz sekretarzy sądowych (urzędników). Co gorsza, zamrożone od lat zarobki asystentów i urzędników powodują coraz większą rotację na tych stanowiskach, odchodzenie z sądów ludzi doświadczonych, na których miejsce zatrudniane są osoby z reguły na początku mniej wydajne, które trzeba przyuczać do pracy, a że dopiero zdobywają doświadczenie, nierzadko popełniają błędy mogące skutkować przedłużaniem się procesów. Zamrożenie pensji i odebranie premii wywołują frustrację, obniżają zaangażowanie w pracę i wydajność.
Bez pieniędzy nic nie ruszy
Wniosek jest więc oczywisty: bez dodatkowych pieniędzy na zatrudnienie nowych referendarzy, asystentów i urzędników oraz podniesienie wynagrodzeń ostatnich dwóch grup, wymiar sprawiedliwości w Polsce przy aktualnym obciążeniu nie ma szans na jakąkolwiek poprawę funkcjonowania, a procesy szans na skrócenie ich trwania. Wszelkie zapowiedzi polityków w tym względzie, niepoparte konkretnymi działaniami w obszarze finansowo-kadrowym, są zwyczajnie niepoważne. I nie ma co liczyć na to, że skrócenie procedury nominacyjnej oraz przywrócenie instytucji asesora sądowego, jak również planowane dla asystentów i urzędników podwyżki rzędu nieco ponad 100 zł per capita, przyniosą odczuwalną poprawę sytuacji.