Drastyczne wypadki zawsze rozgrzewają emocję. A jako że generalnie jesteśmy społeczeństwem żądnym krwi (43 proc. Polaków popiera karę śmierci, a co piąty chciałby, by obowiązywała u nas chłosta), tak od początku wiadomo było, że wyrok w sprawie głośnego wypadku na ul. Sokratesa w Warszawie będzie przykuwał uwagę opinii publicznej.
Tragedia na Sokratesa. Co się wówczas stało? I jak zmieniono przepisy dotyczące pieszych na pasach?
Chodzi wszak o sytuację, gdy kierowca pędził swoim podrasowanym autem (za to z łysymi od driftowania tylnymi oponami), 2,5 krotnie przekraczając dopuszczalną prędkość, i zabił na pasach 33-letniego mężczyznę, który przechodził przez ulicę z żoną i trzyletnim synem. Zdarzenie wywołało nie tylko dyskusję o wysokości kar dla kierowców, ale też o możliwości kwalifikacji takich czynów jako morderstwo, czy o konieczności wprowadzenia zabójstwa drogowego do kodeksu karnego. Przede wszystkim zaś było kolejnym argumentem w debacie o bezpieczeństwie pieszych, która zaowocowało później zmianami w prawie.
Czytaj więcej
Siedem lat i sześć miesięcy spędzi w więzieniu Krystian O. pirat drogowy, sprawca śmiertelnego wypadku na przejściu dla pieszych na ul. Sokratesa w Warszawie. Sąd Najwyższy utrzymał właśnie złagodzony wyrok i zamknął sprawę.
Chodziło w nich o jednoznaczne przyznanie ochrony pieszemu wchodzącemu na pasy, bo od zawsze poza dyskusją jest to, że gdy ten znajduje się na pasach, ma bezwzględne pierwszeństwo (co wszak nie oznacza, że można wtargnąć pod nadjeżdżający pojazd). Z reguły, gdy dochodzi do zdarzenia na pasach, ten argument zawsze jest podnoszony i choćby chodziło o staruszkę z balkonikiem, to obrońca oskarżonego będzie przekonywał, że poruszała się niczym Usain Bolt w Berlinie. Innymi słowy też w jakimś sensie przyczyniła się do nieszczęścia.
Na ile ofiara wypadku na Sokratesa przyczyniła się do tragedii?
Wątek przyczynienia badano też w sprawie wypadku na Sokratesa. No bo przecież z daleka można było usłyszeć ryk silnika, a w dodatku pojazd był jaskrawej barwy. Sąd apelacyjny uznał, że co prawda winę ponosi kierowca, ale i ofiara się w pewnym stopniu przyczyniła. Z tego powodu zmniejszył wyrok o cztery miesiące (z 7 lat i 10 miesięcy do 7,5 roku). Teraz Sąd Najwyższy utrzymał to orzeczenie w mocy uznając, że sąd apelacyjny „bardzo skrupulatnie rozważył kwestionowany w kasacji aspekt przyczynienia się pokrzywdzonego i wnikliwie to uzasadnił”.