Aczkolwiek można podejrzewać, że skończy się na wszystkich. Pewną nadzieją dla rolników może być to, że PiS nie chce „wycisnąć" od nich więcej pieniędzy, tylko chce wycisnąć coś od PSL.
SLD i PO też to planowały – „reformę KRUS". Ale miały za koalicjanta PSL, które rolników broniło przed nieszczęściem, jakim dla innych jest ZUS. Za wcieleniem rolników do ZUS orędowały też OFE. Ale PiS właśnie kończy proces likwidacji OFE rozpoczęty przez PO, więc jeden z wrogów rolników wypada z gry o ich pieniądze.
Czytaj także: Zapłacimy ZUS od każdego zlecenia. Stracą renciści i rolnicy - znamy projekt ustawy
W istocie cała ta „reforma KRUS" sprowadza się do jednego: podwyższenia składek – czyli podatków – dla rolników. Podkreśla się „niesprawiedliwe przywileje rolników". Bo przecież niesprawiedliwe jest, że przedsiębiorcy, nie mówiąc już o lepiej zarabiających pracownikach, płacą składki „na ZUS" znacznie wyższe niż rolnicy „na KRUS". Owszem, to jest niesprawiedliwe. Ale jeśli rolnicy są „uprzywilejowani", to logicznie rzecz biorąc, inni są „dyskryminowani"? Lepiej byłoby znieść dyskryminację przedsiębiorców i pracowników i wtedy już nikt nie będzie „uprzywilejowany".
Objęcie rolników powszechnym systemem emerytalnym i włączenie ich do ZUS nie tylko nie przyniesie oczekiwanych oszczędności budżetowych, lecz wręcz przeciwnie – spowoduje dodatkowe koszty. Rolnicy zostali objęci ubezpieczeniem społecznym dopiero od 1982 r. Wyodrębnienie rolniczego systemu ubezpieczenia społecznego nastąpiło w 1991 r. Utworzona została Kasa Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych, która traktowana była jako instrument polityki socjalnej. Na początku lat 90. na wieś powróciło ponad milion „chłoporobotników". Nie byli oni objęci zasiłkami dla bezrobotnych. Zamortyzowało to sytuację na rynku pracy. Znaczna część rolników otrzymujących dziś emerytury w latach 70. i 80. przekazała państwu w zamian swoją ziemię! Czyli taka odwrócona hipoteka, mówiąc językiem dzisiejszych rynków finansowych.