Wtórując prawnikom praktykom oraz przedstawicielom nauk prawnych, blisko cztery dekady usiłuję na różnych forach wykazać, że prawotwórstwo jest – po pierwsze – sztuką. Po drugie, że wymaga co najmniej solidnej znajomości materii, którą chce się normować, a zarazem – po trzecie – profesjonalnego warsztatu techniczno-legislacyjnego. Po czwarte i równie ważne, że stanowienie przepisów prawnych powinno iść w parze z trzeźwością umysłu, emocjonalnym umiarem, koncyliacyjnym podejściem do kwestii spornych, poczuciem odpowiedzialności za rezultaty oraz z odwagą w bojach o lepsze.
Oczywiście jedynie wtedy, gdy lepsze przedstawia wartość niekwestionowaną, nie zaś motywowaną polityczną lub militarną przewagą rządzących nad rządzonymi.
Poprawki krawieckie
Piastuni organów biorących udział w tworzeniu prawa bez pojęcia o tych prawidłowościach mogą wszak, mimo krystalicznie czystych intencji, uczynić więcej zła niż pożytku. Na przykład skroić normę, której nie da się wykonać ani egzekwować (lex imperfecta). Albo wszyć w ustawę prostą regułę językiem, którego nikt nie zrozumie (lex obscura). Bądź przyfastrygować coś, czego przyjdzie się do końca życia wstydzić, tak jak to się stało z niezamierzoną, lecz nieuchronną i nieodwracalną dekryminalizacją dziesiątków czynów, do 30 maja 2017 r. wyczerpujących znamiona przestępstwa niealimentacji w sensie art. 209 kodeksu karnego (lex stulta).
Takim osobom należałoby utrudnić wstęp na obszar ochrony elementarnych praw i wolności obywatelskich, w tym wywodzonych z istoty człowieczeństwa, o czym stanowi art. 30 konstytucji. Podobnie jak przymiotów wyróżniających konstrukcje semantyczno-organizacyjne będące zdobyczą całej ludzkości lub społeczeństw scalonych więzią państwowości. Dla obywateli polskich akcentuje to preambuła ustawy zasadniczej.
Do trzeciej kategorii dóbr godnych nadzwyczaj misternej ochrony prawnej zalicza się niewątpliwie cześć, godność oraz dobre imię jednoczącego nas organizmu ponadindywidualnego. Nie tylko zresztą państwa polskiego, ale również narodu. W obu wypadkach – jeśli trzymać się jellinkowskiej teorii państwowości – pod władzą zwierzchnią niekoniecznie obecną. Także w wymiarze historycznym. Każdy ruch w kierunku doskonalenia formuł chroniących wartości prawne najcenniejsze dla członka rodzimej społeczności, który widzi więcej niż czubek własnego nosa, zasługuje na aprobatę. Pod warunkiem jednak, że wykreowana norma ochronna spełnia swą misję w sposób nieszkodliwy dla nikogo.