Co łączy „Dzienniczek” św. Faustyny z prawem autorskim

Obserwuje się trend do maksymalnego rozciągania granic ochrony prawa autorskiego – zauważa radca prawny współpracujący z kancelarią Wardyński i Wspólnicy

Publikacja: 19.11.2009 05:30

Co łączy „Dzienniczek” św. Faustyny z prawem autorskim

Foto: Fotorzepa, Bartosz Siedlik

Red

Kazus „Dzienniczka” św. Faustyny sprowokował do postawienia ciekawych pytań dotyczących utworów powstałych w ubiegłym wieku. Dał on asumpt do zajęcia stanowiska m.in. przez prof. Jana Błeszyńskiego („Rz” z 6 października [link=http://www.rp.pl/artykul/373449.html]"Co łączy „Dzienniczek” św. Faustyny z Paderewskim"[/link]) w sprawie tzw. twórczych opracowań. Przyczyną wypowiedzi była publikacja Michała Kosiarskiego („Rz” z 25 września [link=http://www.rp.pl/artykul/368225.html]"Czyją własnością jest „Dzienniczek" św. Faustyny"[/link]) na temat sporu o swobodę korzystania z „Dzienniczka”.

[srodtytul]Okres ochrony[/srodtytul]

Autorka, siostra Faustyna Kowalska, zmarła w 1938 r. Mimo upływu 70 lat od jej śmierci Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, do którego należała św. Faustyna, podnosi, iż „Dzienniczek” wciąż stanowi przedmiot ochrony prawnoautorskiej. Wniosek taki oparty został na sposobie liczenia czasu ochrony właściwego dla bardzo wąskiej grupy utworów, w wypadku których majątkowe prawa autorskie przysługują od momentu ich powstania podmiotowi innemu niż twórca. Dość w tym miejscu stwierdzić, że argumentacja taka jest chybiona. Akurat dzieło św. Faustyny nie należy do żadnej z kategorii takich utworów.

[wyimek]Tylko merytoryczne ingerencje w tekście uzasadniają uznanie opracowania za twórcze [/wyimek]

Prof. Błeszyński wskazuje, że od zagadnienia okresu ochrony „Dzienniczka” należy odróżnić ochronę liczoną dla poszczególnych wydań dzieła świętej. Inaczej niż sam rękopis „Dzienniczka” późniejsze opracowania zostały publicznie udostępnione. Stanowisko profesora jest słuszne wtedy, gdy owe wydania będą stanowić twórcze opracowania utworu wyjściowego. Jedynie wówczas będzie im przysługiwać odrębna ochrona. Nie jest moją intencją jednoznaczne kwestionowanie kwalifikacji wydań „Dzienniczka” jako twórczych opracowań. Dla wydania takiego stwierdzenia niezbędna byłaby dokładna analiza obu dzieł (oryginalnego oraz opracowanego). Można mieć jednak sporo zastrzeżeń do sposobu wywodzenia przez prof. Błeszyńskiego zdolności ochronnej poszczególnych wydań „Dzienniczka”, nawet jeśli był on skrótem myślowym wymuszonym publicystyczną formą publikacji.

[srodtytul]To nie są twórcze działania[/srodtytul]

Działania osób opracowujących rękopis św. Faustyny miały charakter porządkująco-redakcyjny. Bezładne stylistycznie notatki świętej, poczynione w atmosferze religijnego uniesienia, zostały uporządkowane, wyeliminowano zbędne powtórzenia, błędy ortograficzne, wstawiono znaki przestankowe, rozwinięto pewne skróty. Krótko mówiąc, przekaz świętej uczyniono bardziej zrozumiałym. Moim zdaniem co do zasady czynności tego rodzaju nie powinny być uznawane za twórcze. Nie powinny one skutkować nabyciem uprawnień prawnoautorskich do zredagowanych wersji. Okoliczność, iż mowa tutaj o pracy na materiale o charakterze religijnym, nie ma znaczenia w świetle prawa autorskiego. Jedynie w sytuacjach wyjątkowych, przy merytorycznej ingerencji w sam tekst przekazu, można by uznać istnienie twórczego opracowania wraz ze wszystkimi konsekwencjami takiego stanu rzeczy.

Jak się wydaje, działania osób opracowujących, choć z pewnością wymagające olbrzymiej wiedzy, sprawności oraz zawodowego warsztatu, zmierzały jednak do możliwie wiernego odtworzenia przekazu świętej, były jemu niewolniczo podporządkowane. Intencją opracowujących nie było, bo nie mogło być, stworzenie własnego utworu poprzez przejęcie twórczych elementów „Dzienniczka”, ani wyeksponowanie własnego piętna osobowości. Po pierwsze dzieło nosi przecież tytuł „Dzienniczka” św. Faustyny. Po drugie zawarty w nim przekaz jest specyficznym świadectwem ze sfery sacrum. Jakakolwiek obca treść byłaby niepożądana w najwyższym stopniu, w istocie rzeczy rujnowałaby wartość przekazu św. Faustyny. Paradoksalnie zatem przyznanie twórczego statusu opracowaniom „Dzienniczka”, a więc dopuszczenie możliwości ingerencji w świadectwo św. Faustyny, byłoby swoistym zamachem na jego duchową wartość, na której wiele osób buduje swój światopogląd.

Stanowisko prof. Błeszyńskiego wpisuje się w trend do maksymalnego rozciągania granic ochrony [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=4D2A20B7CD0D5A634F54C7037B4E476B?id=181883]prawa autorskiego[/link]. Jego kulminacją jest przyznanie przez Sąd Najwyższy zdolności ochronnej specyfikacji istotnych warunków zamówienia (siwz) ([b]wyrok SN z 27 lutego 2009 r., V CSK 337/08[/b], „Rz” z 3 marca 2009 r. [link=http://www.rp.pl/artykul/270730.html]"Ofertę może chronić prawo autorskie"[/link]). Według mnie takie działanie jest nieuzasadnione i na dłuższą metę szkodliwe dla interesów samych twórców. Podobnie w wypadku „Dzienniczka”. Uznanie twórczości sporządzonych opracowań wyjmuje je ze sfery domeny publicznej i znacznie ogranicza możliwość swobodnego korzystania.

Kazus „Dzienniczka” św. Faustyny sprowokował do postawienia ciekawych pytań dotyczących utworów powstałych w ubiegłym wieku. Dał on asumpt do zajęcia stanowiska m.in. przez prof. Jana Błeszyńskiego („Rz” z 6 października [link=http://www.rp.pl/artykul/373449.html]"Co łączy „Dzienniczek” św. Faustyny z Paderewskim"[/link]) w sprawie tzw. twórczych opracowań. Przyczyną wypowiedzi była publikacja Michała Kosiarskiego („Rz” z 25 września [link=http://www.rp.pl/artykul/368225.html]"Czyją własnością jest „Dzienniczek" św. Faustyny"[/link]) na temat sporu o swobodę korzystania z „Dzienniczka”.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: PKW, czyli prawo kreatywnie wykładane
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Lex Obajtek już nie śmierdzi
Opinie Prawne
Prof. Michał Romanowski: Rząd kapituluje w sprawie neosędziów
Opinie Prawne
Jan Skoumal: Neosędziowskie Termopile
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Czy neosędziowie zawładną kampanią prezydencką?