Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło 29 kwietnia kolejny projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Wprawdzie uważa, że ustawa przyjęta 22 grudnia jest dobra, a zespół marszałka Kuchcińskiego, który podobno miał zaproponować w formie ustawy wykonanie zaleceń Komisji Weneckiej, ma przed sobą jeszcze dwa miesiące pracy, niemniej jakieś zmiany należy wprowadzić.
Warto zatem tym zmianom się przyjrzeć, choćby dlatego, że popełnione są w nich dwa grzechy główne i kilka pomniejszych. Po pierwsze, ustawa uporczywie stara się sparaliżować pracę Trybunału. Po drugie, jest sprzeczna z zasadą prawa rzymskiego Lex retro non agit.
Najważniejszą kwestią wydaje się próba spowolnienia prac TK aż do paraliżu oraz ograniczenie władzy sądowniczej poprzez nadanie dodatkowych uprawnień władzy wykonawczej. I nie chodzi tu o próbę paraliżu „jakiejś instytucji", ale fundamentu demokratycznego państwa prawnego. Fundamentu, którego zasadniczą funkcją jest ochrona podstawowych praw obywateli, a nie tylko ocena zgodności jednych przepisów z innymi – o czym często się zapomina.
Jak PiS chce spowolnić prace Trybunału? Przynajmniej na trzy sposoby:
- Projekt daje prezydentowi i prokuratorowi generalnemu prawo wskazywania, które sprawy mają być rozpatrywane w pełnym, 11-osobowym składzie (art. 25 ust. 1). Wkroczenie prezydenta oraz prokuratora generalnego w kompetencje Trybunału do rozpatrywania spraw zgodnie z własną organizacją i wewnętrznymi decyzjami stawia ich w pozycji interpretatorów ustawy, a w konsekwencji narusza niezależność władzy sądowniczej. Jest zatem niezgodne z art. 173 w zw. z art. 10 Konstytucji RP.