Po roku uchylania rąbków zapowiadanej reformy, przymuszony do okresowej oceny minister Zbigniew Ziobro rzucił trzy pomysły: na odciążenie sądów– sędziowie pokoju dla drobnych spraw; na poprawienie kondycji sędziów, reanimację Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury jako kuźni profesjonalnych kadr prawniczych; na przetasowanie w Krajowej Radzie Sądownictwa – nie bardzo wiadomo po co.
Jeśli chodzi o sędziów, to mamy od dawna ich nadmiar, a są jeszcze referendarze, asystenci. Problem polega zaś na tym, jak efektywnie ich wykorzystać – i tego oczekujemy od reformy, a nie mnożenia etatów i biurokracji.
Idea szkoły sędziów była chybiona od początku, od jej powołania osiem lat temu. Aż dziw, że w tym rządzie powstają pomysły zwiększenia jej roli. Być może taka szkoła jest dobra dla prokuratorów, gdyż pełnią oni funkcję lepiej prawniczo przygotowanych policjantów śledczych, ale sędzia to ma być osobowość, a tego nie zdobywa się ani nie weryfikuje na szkoleniach. Zresztą ta taśma produkcyjna może dostarczyć kilka, kilkanaście procent kandydatów, a i tak wymiana sędziów trwa ponad 30 lat, więc to problem obecnie marginalny.
Podobnie jak spór z KRS, która, jak stanowi konstytucja, „stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów". To ważne kwestie, ale dla reformy sądownictwa uboczne, gdyż mówimy głównie o wydajności sądów.
Ta wymaga określenia trzech podstawowych kwestii: standardu sądowej „usługi", tj. wartkiego postępowania, jak trzeba, to dzień, jak trzeba, to dzień po dniu, a jak trzeba, to pół godziny. Myślę, że są sędziowie, którzy mają dobre efekty – zapytajmy ich. Choć ani diagnoz, ani szukania środków zaradczych nie można skupiać na sędziach. Trzeba sięgnąć do innych profesji prawniczych i poza nie, np. po specjalistów od zarządzania.