Wydaje się, że Azja lepiej sobie radzi z pandemią niż Europa. Chiny epidemię mają już właściwie pod kontrolą. Na Tajwanie zarejestrowano tylko nieco ponad 100 przypadków, a w Hongkongu nieco ponad 200. Natomiast Niemcy, po znacznie krótszym okresie, zbliżają się do 20 tys. potwierdzonych przypadków, a w Hiszpanii jest ich już grubo ponad 20 tys. Najgorszą fazę mają już za sobą Korea Południowa i Japonia. Ale ani na Tajwanie, ani w Korei nie nałożono zakazu opuszczania domów, nie zamknięto sklepów i restauracji.
Przewaga Azji
Azjaci bardziej akceptują rygory i bardziej ufają państwu niż Europejczycy. I to nie tylko w Chinach, ale także w Korei i Japonii życie codzienne jest pełne obostrzeń. W przypadku koronawirusa, by się z nim zmierzyć, Azjaci wykorzystali inwigilację cyfrową, uważając, że tzw. big data (duże zbiory danych) mogą być bardzo przydatne w walce z pandemią. Okazało się, że w Azji epidemie mogą być zwalczane nie tylko przez wirusologów i epidemiologów, ale także przez informatyków i specjalistów analizy danych. Jest to zmiana paradygmatu, w której Europa jeszcze się nie zorientowała. Apologeci inwigilacji cyfrowej mogliby już powiedzieć, że big data ratuje życie człowieka.
Chiny wprowadziły niewyobrażalny dla Europejczyków tzw. social credit system, który umożliwia kompleksową ocenę obywateli. Oceniane jest zachowanie społeczne każdego obywatela tego ponad 1,3-mld państwa. W Chinach nie ma chwili, w której obywatel nie byłby nadzorowany. Każde kliknięcie, każdy zakup, kontakt, aktywność w mediach społecznościowych jest kontrolowana. Ci, którzy przekraczają czerwone światło, którzy krytykują reżym, zamieszczają komentarze, zbierają punkty ujemne. Ich wolność może być zagrożona w każdej chwili. Natomiast kupujący zdrowe jedzenie on-line lub czytający gazety rządowe, otrzymują punkty dodatnie.
Posiadacz wystarczającej liczby takich punktów może otrzymać tańszą wizę na podróż lub kredyt. I odwrotnie, ktokolwiek spadnie poniżej określonej liczby punktów, może stracić pracę. Taki nadzór społeczny w Chinach jest możliwy wobec nieograniczonej wymiany danych między dostawcami internetu i telefonów komórkowych a władzami. Praktycznie nie ma ochrony danych. Termin „sfera prywatna” w słowniku chińskim nie istnieje.