Jest wieczór. Ostatnim ekspresem przyjechał do domu poseł partii rządzącej. Rzucił teczkę na jeden fotel, na drugi sam opadł. Żona już śpi. Jedno z dzieci, powiedzmy syn – ten ukochany, następca ojca – się budzi i schodzi do salonu, by się przywitać: „Tato, co dziś robiłeś?”. No właśnie. Co?
[srodtytul]Piar i misja[/srodtytul]
Zgodnie z popularnym poglądem ekipa Tuska mistrzowsko posługuje się piarem. To twierdzenie nie jest jednak prawdziwe. Tusk nie posługuje się piarem, to piar posługuje się Tuskiem. Nie ma się więc czym chwalić. Kiedy narzędzie zaczyna rządzić człowiekiem, należy się nad sobą poważnie zastanowić. Długotrwały niedosyt sensu nikomu dobrze nie służy.
Piar nie jest zły sam w sobie. Dobrze wykorzystany służy każdej sprawie. Powiedzmy nawet mocniej – piar jest jednym z narzędzi spełniania marzeń. Wiedzą o tym wielkie korporacje, które z niego korzystają. Same jednak nie istnieją dla piaru. Firma nie funkcjonuje po to, by być dobrze postrzeganą. Dobre postrzeganie jest tylko środkiem do celu, jakim jest osiąganie zakładanych zysków i realizowanie wartości.
Korporacje już dawno zrozumiały podstawowy mechanizm psychologiczny, który napędza ludzi do działania. Jego częścią są, owszem, finansowe profity, ale one same nie są wszystkim, są warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym. Do pełni potrzebne jest poczucie sensu. Ludzie zaangażowani w pracę korporacji muszą widzieć sens swoich działań. Musi być coś, co sprawi, że na rodzinnym spotkaniu, zamiast zrzędzić, że jest bieda, będzie można się pochwalić tym, co firma robi.