Złote żniwa Jana Tomasza Grossa - polemika

Wielu krytyków Grossa zarzuca mu błędy co do faktów, podczas gdy w istocie różnią się z nim co do interpretacji tych faktów – uważa prawnik i publicysta

Publikacja: 11.03.2011 00:21

Złote żniwa Jana Tomasza Grossa - polemika

Foto: Fotorzepa, j. cieślikowska j. cieślikowska

Red

Byłego wicedyrektora Biura Lustracyjnego IPN Piotra Gontarczyka mój artykuł na temat nowej książki Grossów ucieszył i zmartwił zarazem. Ucieszył, bo – jak dowcipnie pisze – dzięki mojemu głosowi dyskusja „nabrała interdyscyplinarnego i międzykontynentalnego kolorytu". Wynikać ma to stąd, że – jak celnie ustalił wicedyrektor od lustracji – część czasu przebywam w odległym Sydney, a moim zawodem wyuczonym i wykonywanym jest filozofia prawa. Zmartwił – bo dr Gontarczyk nie zrozumiał jednego z kluczowych passusów w moim artykule; mało tego, passus ów Gontarczyka „zmęczył". Postaram się mu ulżyć.

Błąd moralny

Jak skarży się dr Gontarczyk, „męczę" czytelników „miazmatami o etyce, estetyce, symbolice, winie i piekle". To być może tematy Gontarczykowi obce, ale to przecież jeszcze nie powód, by rozważania o etyce i estetyce nazywać z odrazą „miazmatami" i odwracać się od nich z niesmakiem. Oto cytat, który Gontarczyka tak utrudził: „etyka, zwłaszcza w odniesieniu do sytuacji skrajnych, rozgrywających się na scenie tragedii najstraszniejszych, lokuje się w bardzo niskich rejestrach. Nadmierne jej wyżyłowanie w rejestry symboliki i tabu jest przejawem pięknoduchostwa – zwłaszcza w ustach tych z nas, którzy nie są w stanie wczuć się w grozę tamtych czasów".

Zakładając (być może pochopnie – z powodów, o których niżej), że jest to dokładny cytat, nie znajduję w nim przesłanek zmęczenia czytelnika. Tymczasem dr Gontarczyk nie dość, że narzeka na zmęczenie, to jeszcze opatruje moje słowa komentarzem: „Wartość poznawcza tego tekstu lokuje się w okolicach absolutnego zera".

Być może tak jest w przypadku czytelnika, którego zdolności poznawcze lokują się właśnie w okolicach absolutnego zera. Nie dopuszczam myśli, by dr Gontarczyk – człowiek zdaje się nieźle wykształcony i na dodatek  były wicedyrektor – należał do tej kategorii. Postaram się wytłumaczyć mu, tak prosto i zrozumiale, jak tylko potrafię, ów krótki tekst, który przysporzył mu takich kłopotów poznawczych i wprawił w takie rozgoryczenie.

Jest w myśli etycznej – dyscyplinie, która Gontarczyka najwyraźniej przerasta, no ale którą niech stara się przynajmniej tolerować – rozróżnienie między etyką zasad a etyką aspiracji. Etyka aspiracji lokuje się na samej górze skali dokonań moralnych: to etyka wyznaczająca cele, do których człowiek zacny i prawy powinien dążyć. Etyka zasad – tak jak jest rozumiana przez np. Lona Fullera – mieści się na dole skali etycznej – to zestaw fundamentalnych przykazań moralnych, których przekroczenie jest zawsze złem absolutnym.

W moim artykule na temat książki Grossów dokonałem tego rozróżnienia, by wyrazić osąd – jak sam to przyznałem – kontrowersyjny: a mianowicie, że skierowanie uwagi czytelnika na kopaczy przesiewających ziemię pod Treblinką i Bełżcem w poszukiwaniu resztek zwłok Żydów, z których można jeszcze wyłuskać jakieś brylanty czy złoto, jest błędem – i to błędem nie faktograficznym, ale moralnym.

Przeinaczenia i kłamstewka

W odniesieniu do tych strasznych czasów złamanie tabu, jakim jest poszanowanie zwłok, jest moim zdaniem nieporównywalne ze złem absolutnym, jakim jest zabijanie Żydów lub oddawanie ich w ręce niemieckich oprawców. Zwrócenie uwagi na to pęknięcie moralne przesłania książki Grossów było – w mojej intencji – głównym tematem mojego artykułu.

Gontarczyk tego nie pojął – i na dodatek uznał, że ten passus (rzeczywiście, kluczowy dla mojego artykułu) ma wartość poznawczą „w okolicach absolutnego zera". Być może istotnie wyraziłem się zbyt uczenie (jak komplementuje mnie ironicznie Gontarczyk), ale wydawało mi się, że myśl jest zrozumiała dla przeciętnie rozgarniętego człowieka – a za takiego mam typowego czytelnika „Rzeczpospolitej".

Nie mogłem wszakże przewidzieć – i to traktuję jako swoją osobistą porażkę – że mój artykuł wywoła „rechot". Jak relacjonuje Gontarczyk: mimo swej niewiedzy, porozstawiałem po kątach historyków i obsmarowałem ich szyderstwami „tak, żebyśmy mogli porechotać". Otóż nie wiem, kim są ci „my", którzy wraz z Gontarczykiem „rechotali", ale ta relacja o zbiorowym rechocie mnie zasmuca. Rechot Gontarczyka i jego kolegów musiał być głośny, bo w innym miejscu polemista określa moje poszukiwania substancji faktycznej moralnego przesłania książki Grossów jako „przezabawne". No cóż – śmiech to zdrowie, chociaż może nie akurat przy okazji takiego tematu.

Prawdziwie poważne i wielkie zagadnienie – różnicę między interpretacją a stwierdzeniami faktów: być może największy dylemat w historiografii – Gontarczyk zbywa kilkoma banałami, zadając m.in. pytanie o to, kto wygrał bitwę pod Grunwaldem. Zarzuca mi sprowadzanie wszystkiego do interpretacji (albo perspektywy), podczas gdy mój argument jest dokładnie odwrotny: że różnica między interpretacją a stwierdzeniami faktów jest zasadnicza.

W istocie na tej różnicy zasadza się moja obiekcja, że wielu krytyków Grossa zarzuca mu błędy co do faktów, podczas gdy w istocie różnią się z nim co do interpretacji tych faktów. Taki zarzut ma sens tylko przy przyjęciu ostrego rozróżnienia między jednym a drugim.

Gontarczyk albo tego nie zrozumiał – co może tłumaczyć, dlaczego był tylko wicedyrektorem – albo zrozumiał, ale przeinacza. Za tą drugą hipotezą przemawiają liczne inne przeinaczenia i kłamstewka w tekście Gontarczyka – tak oczywiste, że aż ujmujące w swej niezdarności. Przypisuje mi np. szermowanie zarzutem „patriotycznego czepialstwa" (opatrując te słowa cudzysłowem, co sugerowałoby cytat z mojego artykułu), podczas gdy nigdy takiego pojęcia nie użyłem – w samej rzeczy, nigdy i nigdzie nie powiązałem ani nie powiązałbym przymiotnika „patriotyczny" z czymś nagannym.

Pisze też, że nie jestem w stanie wypowiedzieć się, czy krytycy Grossa piszą „w obronie polskiej racji stanu" – znów biorąc te słowa w cudzysłów, jakby to był (kompromitujący dla mnie) cytat z mojego artykułu – podczas gdy nic takiego nie piszę. Z kolei Grossowi Gontarczyk przypisuje metodę, „którą nazwał (Gross – przyp. W.S.) gęstością faktów". Pojęcie to – rzeczywiście, idiotyczne – nigdzie w książce Grossów nie pada. Mowa jest natomiast o „gęstym opisie", a to już coś zupełnie innego.

Parciane metody

Jeśli takie, umówmy się, raczej parciane metody stosuje dr Gontarczyk także w swych rozprawach historycznych – przekręcanie cudzych słów, przypisywanie w cudzysłowie niewypowiedzianych zwrotów itp. – to w sumie szkoda stąd niewielka, bo nie mówimy przecież o jakimś nowym Gieysztorze, który ma przemożny wpływ na historyczne wychowanie młodzieży. Jeśli natomiast takie standardy rzetelności stosuje w swej praktyce lustracyjnej, to biada lustrowanym – no, ale można się zawsze pocieszyć, że był tylko wicedyrektorem i w razie czego, pełny dyrektor mógł go skorygować i może nawet pogrozić palcem.

Autor jest profesorem filozofii prawa na Uniwersytecie w Sydney, a także profesorem Akademii Leona Koźmińskiego i Centrum Europejskiego UW

Napisali w "Rz":

Wojciech Sadurski, Błotne żniwa, 28 lutego 2011

Piotr Gontarczyk, Fachowcy od wszystkiego, 8 marca 2011

Byłego wicedyrektora Biura Lustracyjnego IPN Piotra Gontarczyka mój artykuł na temat nowej książki Grossów ucieszył i zmartwił zarazem. Ucieszył, bo – jak dowcipnie pisze – dzięki mojemu głosowi dyskusja „nabrała interdyscyplinarnego i międzykontynentalnego kolorytu". Wynikać ma to stąd, że – jak celnie ustalił wicedyrektor od lustracji – część czasu przebywam w odległym Sydney, a moim zawodem wyuczonym i wykonywanym jest filozofia prawa. Zmartwił – bo dr Gontarczyk nie zrozumiał jednego z kluczowych passusów w moim artykule; mało tego, passus ów Gontarczyka „zmęczył". Postaram się mu ulżyć.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wolna Wigilia, czyli Ryszard Petru pod choinkę
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Polowanie na synekury
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Osie podziału Nawrockiego w kampanii prezydenckiej. Elity kontra lud
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Trzaskowski nie ma zwycięstwa w kieszeni. Czy PiS powtórzy manewr z Dudą?
Materiał Promocyjny
Kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi!
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy tragiczna historia znów może się powtórzyć?