To, że co piąty uprawniony do głosowania Niemiec zagłosował na neofaszystowską Alternatywę dla Niemiec, pominę na razie pełnym rozczarowania westchnieniem. Zapewne na zwiększenie poparcia dla AfD wpłynęły okrutne ataki na ludzi w ciągu kilku miesięcy przed wyborami w wykonaniu mężczyzny z Arabii Saudyjskiej i dwóch uchodźców z Afganistanu. Na dodatek do ostatniego doszło zaledwie tydzień przed wyborami. Także dlatego niemiecka strategia imigracyjna coraz powszechniej nazywana jest katastrofą. W efekcie tego AfD osiągnęło wynik 20,8 proc., podczas gdy w poprzednich wyborach mieli 10 proc. poparcia. Żadna inna partia takiego wzrostu nie odnotowała. Co ciekawe, AfD jest najpopularniejsza we wschodniej części kraju, tej sąsiadującej z Polską. Tego naszemu sąsiadowi nie gratuluję.
Ale jest jeden aspekt wyborów parlamentarnych w Niemczech, który należy docenić, podziwiać, pogratulować i może spytać, jak Berlin ze wszystkimi pozostałymi landami tego dokonali.
Ile osób poszło na wybory w Niemczech? Więcej niż Polska ma mieszkańców
Chodzi o udział społeczeństwa w wyborach powszechnych. W tym roku do wyborów parlamentarnych poszło aż 82,5 proc. osób uprawnionych, to pierwszy taki wynik w zjednoczonych po upadku komunizmu Niemczech, od czasu gdy w 1990 r. RFN połączyła się z NRD. Jeśli uprawnionych do głosowania było 59 mln ludzi, to 82,5 proc. daje – 48,6 mln wyborców przy urnach. W Polsce żyje ok 36,7 mln ludzi, czyli w Niemczech zagłosowało o 12 mln osób więcej, niż u nas jest mieszkańców.
Czytaj więcej
Koalicja CDU/CSU wygrała wybory parlamentarne w Niemczech uzyskując 28,52 proc. głosów - wynika z oficjalnych wyników wyborów do Bundestagu.
Dodajmy, że to nie wyjątek. W poprzednich wyborach parlamentarnych wyniki wyborów były jak na Polskę nieosiągalnie wysokie, bo w 2021 r., w czasach szalejącej pandemii, do urn wyborczych ruszyło „jedynie” 76,4 proc. Niemców.