Człowiek-motyl na Boże Ciało - Piotr Zaremba

Nie zależy mi na Hajnclu jako więzionym męczenniku. Ale są przecież inne środki, choćby dotkliwe grzywny. Kto z premedytacją robi ludziom krzywdę, nie zasługuje na wyrozumiałość – uważa publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 09.08.2011 02:54 Publikacja: 08.08.2011 19:53

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Zdaje mi się, że każda polska organizacja i każdy polski obywatel ma prawo protestować i stawiać pytania – tak skwitował komentator "Gazety Wyborczej" Paweł Smoleński wyczyn niejakiego Pawła Hajncla, który kilka lat temu przebrany za misia, a w tym roku za motyla, towarzyszył i parodiował procesję Bożego Ciała. Jak to ujęła z sympatią "Gazeta Wyborcza", po prostu "pląsał". Rzecz działa się w Łodzi.

Smoleński zastrzegł się jedynie, że sam by się za motyla nie przebrał, bo "brakłoby mu odwagi". Kilka tygodni później ta sama "Wyborcza" nie posiadała się z radości, kiedy prokuratura odmówiła podjęcia jakichkolwiek kroków, choć pewien duchowny, składając zawiadomienie, był przekonany, że pląsanie w tłumie procesowiczów to obrażanie uczuć religijnych.

Decyzja została uczczona tekstem, w którym jedynym narratorem był Hajncel opowiadający z rozbawieniem, jak to księża nie mogli go dogonić, a mieli przy tym zacięte twarze. "Paweł Hajncel odetchnął z ulgą" – obwieścił organ Adama Michnika. Także "Polityka" skomentowała zdarzenie artykułem wyraźnie życzliwym dla "performera".

Uchronić przed nękaniem

Smoleński przekonuje, że skoro Kościół wypowiada się w takich kwestiach, jak in vitro czy aborcja, powinien być przygotowany na sprzeciw. Koncepcja: skoro ktoś prezentuje stanowisko w sprawach politycznych, musi się liczyć z niedogodnościami, może nas zaprowadzić daleko.

Sam redaktor Smoleński wypowiada nieraz sądy bardzo dla wielu ludzi kontrowersyjne. Wyobraźmy sobie, że ktoś postanawia wyciągnąć z tego wniosek ostateczny. Idzie za panem Smoleńskim do restauracji, miejsca niewątpliwie publicznego, i zaczyna go parodiować, przedrzeźniać. Pląsać wokół stolika, śpiewać takie piosenki, jak "Bandiera Rossa" itd.

Jestem przekonany, że po jakimś czasie przedmiot takich rozkosznych performance'ów zażądałby interwencji stróżów porządku. Wychodząc ze słusznego skądinąd założenia, że manifestowanie sprzeciwu wobec jego stanowiska politycznego ma jednak granice. Również po to ustanowiono przepisy regulujące zasady manifestowania, aby uchronić jednych ludzi przed nękaniem przez innych.

Ale skoro nie są to normy uniwersalne, idźmy dalej. Wyobraźmy sobie, że oponenci linii politycznej "Wyborczej" uznają, iż najlepszą formą zamanifestowania sprzeciwu wobec jej artykułów jest pląsanie w strojach krasnoarmiejców, albo i motyli, w stołówce zakładowej na Czerskiej. Chce redaktor z redaktorem zjeść kotleta, a tu musi znosić pląsanie. Albo że ci przeciwnicy uznają za stosowne pohasać sobie po newsroomie tej redakcji. Oczyma wyobraźni widzę, jak redaktor Smoleński otwiera przed nimi szeroko elektroniczne bramki i uspokaja ochroniarzy: jak wolność to wolność.

A może przeciwnicy linii "Wyborczej" przyszliby do domu paru wybranych, najbardziej wyrazistych redaktorów i popląsali sobie przed nimi. Wybierając koniecznie momenty, gdy odwiedzają ich goście. Albo gdy ze szkoły wracają ich dzieci. Albo, co jeszcze prostsze, nawiedzili te dzieci w szkole. I nic więcej nie robili, jedynie wokół nich pląsali w śmiesznych strojach, na oczach ich rówieśników.

Urocze, prawda? Znani z poczucia humoru redaktorzy Stasiński, Kurski, wreszcie i Smoleński uznaliby to zapewne za modelowy przejaw wolności słowa. "Każda organizacja i każdy obywatel ma prawo protestować i stawiać pytania" – przypomniałoby się im w razie jakichkolwiek wątpliwości.

Branie zakładników

W jednej ze swoich wypowiedzi Hajncel obwieścił, że gdy zaczynał happeningi na procesjach, miał dosyć polityki PiS. Rzecz w tym, że na zakładników swojego protestu nie wziął szczególnie kontrowersyjnych biskupów czy polityków. Nie, on wziął zwykłych ludzi, niekoniecznie zresztą zwolenników akurat tej partii czy jakiegoś konkretnego modelu stosunków państwo  – Kościół. Za to ludzi, którzy mają prawo modlić się w spokoju.

Dla Smoleńskiego i jego redakcyjnych kolegów wielomilionowa społeczność katolików to najwyraźniej kolejna ekspozytura PiS – tropią je codziennie, więc mają prawo też widzieć je wszędzie. Ale nawet w takim przypadku powinni sobie przypomnieć kardynalną zasadę najbardziej liberalnej demokracji: "granicą naszej wolności jest wolność (lub krzywda) innych".

Notabene pasowany na obrońcę wolności Hajncel podawał różne powody swojego "wkurzenia". Innym, na który powołuje się także Smoleński, było "zawłaszczanie przez Kościół publicznej przestrzeni". Jak rozumiem, przejawem owego zawłaszczania mają być procesje. Czyli sytuacje, gdy raz, no, może kilka razy do roku, na niektórych ulicach miast można spotkać tłum, który się modli i śpiewa religijne pieśni.

Kto zawłaszcza przestrzeń?

Rzecz w tym, że ja dzień w dzień spotykam się z zawłaszczaniem przestrzeni. Pomińmy już najrozmaitsze manifestacje z niemiłymi mi hasłami. Na moim osiedlu organizowane są muzyczne występy ostrzeliwujące moje okna niekoniecznie najpiękniejszymi dźwiękami. Jestem nieustannie bombardowany reklamami. Zaczepiają mnie przekupnie i ludzie rozdający ulotki. A w galerii handlowej, żeby przedrzeć się do odpowiedniego sklepu, muszę posłuchać kretyńskich dialogów, bo właśnie odbywa się konkurs. Itd., itp.

Jestem atakowany muzyką, polityką i sportem, w latach 90. Radio Zet nie wahało się nawet umieścić na przystankach za zgodą władz Warszawy głośników nadających jego programy. Jak powinno być zorganizowane życie społeczne, aby zapewnić jednostce idealne oddzielenie od licznych przypadków zawłaszczania? Czy da się to w ogóle zrobić?

Jak rozumiem, Hajnclowi nie przeszkadza Radio Zet, ale przeszkadzają religijne pieśni. Mam prawo upatrywać w tym patologicznego przejawu nietolerancji, uprzedzenia wobec religii. Hajncel na swój dyskomfort reaguje agresją – przedrzeźnianie ludzi modlących się nie jest niczym lepszym od okładania ich po głowach. Co próbowałem wykazać, proponując pląsy w stołówce na Czerskiej. Ale co w przypadku modlitwy, czynności wyjątkowo intymnej, nawet jeśli wykonywanej zbiorowo, jest prawdą daleko bardziej oczywistą niż w przypadku zajadania kotletów.

Czy chronić uczucia?

Inne pytanie dotyczy roli w całej tej sprawie prokuratury. Czy powinna Hajncla ukarać za obrazę uczuć religijnych? Przychodzi mi do głowy proste pytanie: jeżeli zakłócanie głupimi żartami procesji, gdzie niesiony jest Najświętszy Sakrament, nie jest taką obrazą, to co nią jest? Niedawno przekonywano nas, że nie są nią genitalia na krzyżu, bo to akt artystyczny. A czy wygłupy na procesji to też sztuka? A wypróżnienie się na ulicy? Też tego będziecie bronić w imię wolności?

Dla mnie prostym kryterium, czy potrzeba prokuratora, a nie tylko policjanta lub strażnika miejskiego, który zwraca uwagę, powinna być powtarzalność. Pierwszy taki przypadek może być uznany za wybryk. Kolejny – za przejaw postawy, która powinna się spotkać z oporem władzy publicznej. Naturalnie nie zależy mi na Hajnclu jako więzionym męczenniku. Ale są przecież inne środki, choćby dotkliwe grzywny. Kto z premedytacją robi ludziom krzywdę, nie zasługuje na wyrozumiałość.

Właśnie ten najprostszy argument: obraza uczuć religijnych to forma krzywdy, przekonuje mnie najmocniej do podtrzymywania przepisu o ich ochronie. To powinno brzmieć przekonująco także dla ludzi niewierzących, którzy podobnych emocji nie odczuwają, ale mogą je przecież zrozumieć. Trzeba mieć do tego jedynie odrobinę wyobraźni. Której Pawłowi Smoleńskiemu najwyraźniej brakuje.

Nie tylko jemu. To nie jest argument dla apostołów nowej wiary, którzy jedną ręką chcą przyzwalać na najdziksze antycywilizacyjne wygłupy, przedstawiając ich oponentów jako dziwnych drętwusów. Ale drugą piszą projekty rozmaitych nowych restrykcji: przeciw mowie nienawiści czy innym niepoprawnym politycznie manifestacjom. Tyle że tam nie chodzi o obronę jakkolwiek pojmowanej świętości, lecz co najwyżej świętych krów.

Pokażcie przyjaciół

Naturalnie "Wyborcza" wie doskonale, że w polskim parlamencie wciąż nie ma większości, aby się z nielubianym przepisem rozprawić. Uchyla go więc w praktyce – reagując histerycznie na każdy przypadek, kiedy niezbyt odważna w takich sprawach prokuratura próbuje lub choćby mogłaby działać. Pamiętajmy jednak, to od naszej presji będzie również zależał stopień determinacji instytucji publicznych.

I na koniec uwaga nierozstrzygająca o niczym, ale cisnąca się na usta. Pokaż mi swoich przyjaciół, a powiem ci, kim jesteś. Fakt, że "Wyborcza" uznaje człowieka niemądrego i antypatycznego w swojej pasji dokuczania innym za wartego obrony, to już nie tylko świadectwo zacietrzewienia politycznego.

Robert Mazurek zaproponował, aby zaprosić "motyla" Hajncla w jego kultowym stroju na Marsz Żywych. Ja proponuję: zapraszajcie go państwo z "Wyborczej" na pogrzeby swoich bliskich. Przecież mogą one zawłaszczać publiczną przestrzeń. Tę sugestię polecam szczególnie Janowi Turnauowi i tym dziennikarzom "Wyborczej", którzy poczuwają się do łączności z jakąkolwiek religią. Chwyćcie za rękę Hajncla i sami puśćcie się w radosny pląs.

Zdaje mi się, że każda polska organizacja i każdy polski obywatel ma prawo protestować i stawiać pytania – tak skwitował komentator "Gazety Wyborczej" Paweł Smoleński wyczyn niejakiego Pawła Hajncla, który kilka lat temu przebrany za misia, a w tym roku za motyla, towarzyszył i parodiował procesję Bożego Ciała. Jak to ujęła z sympatią "Gazeta Wyborcza", po prostu "pląsał". Rzecz działa się w Łodzi.

Smoleński zastrzegł się jedynie, że sam by się za motyla nie przebrał, bo "brakłoby mu odwagi". Kilka tygodni później ta sama "Wyborcza" nie posiadała się z radości, kiedy prokuratura odmówiła podjęcia jakichkolwiek kroków, choć pewien duchowny, składając zawiadomienie, był przekonany, że pląsanie w tłumie procesowiczów to obrażanie uczuć religijnych.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa