Pięć lat temu, na antenie TVN, ikona polskich środowisk gejowskich Tomasz Raczek wyznał, że wygrana Platformy Obywatelskiej w wyborach parlamentarnych roku 2007 była dla niego radosnym wydarzeniem, ponieważ tym samym – jak twierdził – otwartość i tolerancja odniosły zwycięstwo nad reprezentowaną przez PiS homofobią.
Warto przypomnieć to wystąpienie w kontekście rozczarowania, jakie wyrażane jest teraz pod adresem PO ze strony zwolenników wprowadzenia do polskiego prawa instytucji związków partnerskich. Czy ganią oni Platformę za jej domniemany konserwatyzm? A może prawdziwym powodem ich wściekłości jest wielonurtowy charakter partii rządzącej? Tak czy inaczej przyczyny tego stanu rzeczy tkwią w historii.
Historia pewnej partii
Na początku III RP o tożsamości politycznej danego ugrupowania decydował stosunek do komunistycznej przeszłości i to, jaki miało ono pomysł na uporanie się z pozostałościami PRL. Niemniej jako punkt odniesienia próbowano używać schematu „prawica – lewica”, który został wskrzeszony po pół wieku monopartyjnej dyktatury. I tak oto znaczna część partii postsolidarnościowych zajęła prawą stronę sceny, natomiast lewą stronę zdominowali postkomuniści. Konflikty polityczne nakładały się zaś na spory kulturowe.
Modelowy prawicowiec postulował rozliczenie PZPR-owskiej nomenklatury, która uwłaszczyła się na majątku narodowym, a także budowę od zera służb specjalnych oraz lustrację. Jednocześnie opowiadał się za respektowaniem nauczania Kościoła katolickiego, więc co za tym idzie – popierał inicjatywę zakazu aborcji.
Modelowy lewicowiec był z kolei przeciwny jakimkolwiek rozliczeniom, traktując je jako tematy zastępcze, które odwracają uwagę społeczeństwa od trudności, które przyniosły bolesne kapitalistyczne reformy. Przestrzegał zarazem przed recydywą klerykalizmu i optował za prawem do aborcji.