Wygra, kto się nie boi wojen...

UE może stworzyć wspólny front przeciwko przekroczeniu kwot mlecznych gdzieś w Grecji. Ale jednolita, stanowcza postawa wobec Rosji to dla niej zbyt duże wyzwanie – ironizuje publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 06.03.2014 22:36

Wygra, kto się nie boi wojen...

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Unijny szczyt tylko potwierdził przewidywania: zjednoczona Europa nie zajmie stanowczego, jednolitego stanowiska wobec Rosji okupującej Krym. Zapowiedź sankcji dyplomatycznych w postaci zawieszenia rozmów o liberalizacji wiz i o nowej umowie UE-Rosja to tylko nic nie znaczący gest, z którego kpili już rosyjscy politycy.

Stały przedstawiciel Rosji przy UE Władimir Czyżow stwierdził we wtorek, że praktyczne działania wobec Rosji, jakie zapowiedzieli ministrowie spraw zagranicznych UE , są „skromniejsze niż ich oświadczenia polityczne".– W spisie możliwych środków „karnych" ze strony UE spostrzegłem punkt: zamrożenie rozmów z Rosją w sprawie wiz. Przecież one, niestety, i tak są zamrożone, z winy Unii – ironizował Czyżow.

Nie ulega wątpliwości, że politycy UE przyłożyli rękę do obecnej sytuacji na Ukrainie, nie przejmując się uwarunkowaniami geopolitycznymi, a przede wszystkim rzeczywistymi szansami na wejście tego kraju do Wspólnoty.  Liczne brukselskie pielgrzymki na Majdan, płomienne przemówienia, deklaracje jedności, integracji, agendy i stanowiska obróciły się w pył w starciu z twardą, realną rosyjską polityką siły.

Po wydarzeniach na Krymie nagle się okazało, że w sytuacji poważnego zagrożenia wspólna polityka Unii, w sferze realnej nie istnieje. Bruksela nie dość, że nie ma planu działania, to jeszcze brakuje wspólnych chęci, aby przyjąc twardą postawę wobec Rosjan.

Tę nieporadność dobrze ilustruje niedawna wypowiedź europosła SLD Janusza Zemkego. W jednej ze stacji radiowych stwierdził on, że Parlament Europejski potrzebuje półtora tygodnia, aby się zebrać i przyjrzeć sprawie. Zebranie 750 europosłów w szybszym tempie okazuje się zatem niewykonalne. Co takiego pilnego i ważnego robią owi europosłowie, że sprawa największego od II wojny światowej kryzysu w Europie jest na drugim planie?

To pokazuje rzeczywistą jedność europejską wtedy, gdy kończą się sympozja, a zaczyna zderzenie z realną polityką. Dziwnym trafem polityka unijna sprawdza się na debatach, konferencjach i wiecach, gdzie panowie w dobrych garniturach snują wizje jedności Europy. Gdy jednak zaczyna się kryzys, Unia schodzi na dalszy plan, a decydują – jak zwykle od wielu lat – interesy narodowe i czysta kalkulacja.

Pokazały to dobitnie największe kryzysy europejskie. Kiedy w latach 90. na Bałkanach lała się krew, europejscy politycy podpisywali traktat z Maastricht i otwierali granice wewnątrz Wspólnoty. Ale w sprawie wojny nie próbowano nawet wypracować jednolitego stanowiska. Nie przeszkadzało to jednak poszczególnym państwom Unii prowadzić samodzielnej, zgodnej z własnym interesem narodowym polityki wobec krajów rozpadającej się Jugosławii.

Dziś postawa państw UE wobec Rosji przypomina nieco tamtą sytuację. Interesy narodowe blokują zdolność do skutecznego, instytucjonalnego działania. Można obiecać Ukraińcom miliardy dolarów, nie próbując jednocześnie dotknąć sankcjami prawdziwego agresora. Rosyjski niedźwiedź widzi to wyraźnie. I pozwala sobie na kpinę z nieporadnego tworu, któremu wydaje się, że jest jego przeciwnikiem. A wygra, kto się nie boi wojen – jak śpiewał kiedyś Jacek Kaczmarski w piosence o Jałcie.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa