Dlaczego w Hongkongu zaczyna się dziać źle

Protesty w Hongkongu zaczynają przybierać kolejną formę – rodzi się wobec nich lokalna opozycja.

Aktualizacja: 04.10.2014 18:56 Publikacja: 04.10.2014 18:55

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Sytuacja w Hongkongu zmienia się tak dynamicznie, że czasami tekst pisany o niej pomału się dezaktualizuje wraz z jego zakończeniem. Parasole, gaz łzawiący, bierność i spora dawka człowieczeństwa ze strony policji, opór przed spełnianiem żądań demonstrantów ze strony władzy i ostra krytyka Pekinu – to wszystko trwa. Jednak nie każdy mieszkaniec Hongkongu sympatyzuje z ruchem Occupy.

Protesty przeciwko protestom

Od czwartku na namioty demonstrantów w dzielnicy Mong Kok co pewien czas ruszała spora grupa innych mieszkańców Hongkongu. Nie wszyscy popierają uliczne protesty, a ten obszar miasta jest najgęściej zaludnionym obszarem na całej planecie (ponad 130 tys. osób na kilometr kwadratowy, w Polsce dla porównania wychodzi 123 osoby na km2), zatem statystycznie nie trudno o kilku ludzi o innym zdaniu.

Mong Ko to jednak historycznie siedziba chińskiej triady, czyli mafii. Każdy kraj ma swoją yakuzę, 'ndranghetę czy właśnie triady. Trudno nie pomyśleć, że ci zniecierpliwieni na demonstrantów obywatele wyrażają swoje niezadowolenie po lekkim przekonaniu ze strony jakichś organizacji. Pekinowi byłoby na rękę, by choć część lokalnej ludności nie zgadzała się z ruchem Occupy.

Trudno orzekać o winie tłumu, ponieważ nie sposób udowodnić takich powiązań, ale pierwsza twarz parasolowej rewolucji przedstawiała się kompletnie inaczej. Studenci opuszczający szkoły i wychodzący na ulicę, ludzie przesiadujący na chodnikach i śpiewający od czasu do czasu piosenki, dzielenie się jedzeniem, czasami okazywanie sympatii policjantom (z wzajemnością), nie było miejsca na przemoc, napastliwość i niezrozumienie. Protesty w Hongkongu zapowiadały się na całkowicie pokojowy sprzeciw wobec władzy z kontynentu.

Trudno zatem uwierzyć, że nagle pozostałej części ludności zaczyna przeszkadzać to, co dzieje się w mieście. Trudno także jednoznacznie zrozumieć motywację młodych ludzi, którzy decydują się spędzać dnie na ulicach. 25 lat temu na placu Tian'anmen młodzi także mówili o tym, że ktoś za Chiny zginąć musi, na szczęście jednak mieli przywódców o mniej idealistycznych i autodestrukcyjnych skłonnościach. Należy pamiętać także, że władza centralna zdecydowała się interweniować na placu dopiero, gdy manifestacje się kończyły. Masakra z 1989 roku miała być przestrogą dla kolejnych chętnych się buntować.

Kto jest chętny do protestowania?

Młodzi mieszkańcy Hongkongu pokazują swoje poświęcenie nauce i odrabiają lekcje nawet podczas protestów na ulicach. Jednak, czy są w stanie przynieść miastu rzeczywiste zwycięstwo? Kierowanie młodymi ludźmi jest z założenia zarówno trudne jak i łatwe. Trudność i łatwość wynikają z tego samego powodu. Pierwsze polega na tym, że młodość idzie w parze z brakiem doświadczenia i kierowana sprzeciwem wobec wszystkiego młodzież tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy, przeciw czemu się buntuje. Łatwość jest tym samym, tylko przy pomocy wykorzystania niedoświadczenia jako atutu dla tego, kto kieruje niedojrzałą życiowo grupą. Pod koniec lat 60. XX wieku, w czasach rewolucji kulturalnej, Chiny drżały przed tzw. hunwejbinami, dosłownie „czerwonogwardzistami". Młodzi ludzie, którzy działali jako oddziały do najgorszych, najbardziej okrutnych zadań podczas rozkładania społeczeństwa na łopatki. Byli groźni nie tylko ze względu na możliwości represji fizycznej, ale także ze względu na wprowadzany klimat podejrzliwości, psychicznego wyniszczania ludzi i wcielania w życie modelu reedukacji.

Młodzi protestujący z parasolami w dłoniach nie mogą zasłużyć na bezpośrednie porównanie do hunwejbinów, ale cień historii wydaje się powracać. Rewolucję w Chinach tworzy po raz kolejny grupa młodych, ale tym razem spokojnych i nieagresywnych ludzi. Każda próba atakowania ich może obrócić sytuację w stronę bardziej niekontrolowanego zrywu, który poprowadzi do rozlewu krwi. W dzielnicy Mong Kok słychać było ostatnio okrzyki w stronę atakujących namioty demonstrantów: „Wracajcie na kontynent!" – co miałoby sugerować, że atakujący ruch Occupy są sponsorowani przez Pekin. W odpowiedzi odkrzykiwano: „Oddajcie nam Mong Kok, jako mieszkańcy Hongkongu musimy coś jeść!". Według niektórych przeciwników protestów cała filozofia pod hasłem Occupy to jedynie gra, a normalni ludzie chcą po prostu żyć dzień po dniu.

Żołnierze-patrioci

Historyczne analogie mogą kierować myśli w stronę tego, że być może koniec demonstracji w HK Pekin zdecyduje się na rozwiązanie siłowe. Oby do niego nie doszło, jednak od niedawna chińscy żołnierze rozpoczęli w jednostkach stacjonujących w byłej brytyjskiej kolonii program edukacji patriotycznej. Artykuły drukowane w dzienniku Armii Wyzwoleńczej, czyli chińskiej armii, nie wspominają o sytuacji w mieście. Zachęcają żołnierzy do studiowania myśli prezydenta Xi Jingpinga zebranych pod zbiorczym hasłem „Chiński sen". 24 miesiące nauki mają na celu wzmocnienia głosu komunistycznej partii, by stał się najmocniejszym, który można będzie usłyszeć w koszarach. Siły zgromadzone w HK to od 8 do 10 tys. żołnierzy, z których blisko 4 tys. stacjonują bezpośrednio w obrębie miasta. Pozostali nie mają daleko – w pobliskiej prowincji Guangdong. Poza tym zawsze można skorzystać z żołnierzy w mieście Shenzhen, najbliżej Hongkongu. I wcielić w życie głos partii.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa