Trudno zatem uwierzyć, że nagle pozostałej części ludności zaczyna przeszkadzać to, co dzieje się w mieście. Trudno także jednoznacznie zrozumieć motywację młodych ludzi, którzy decydują się spędzać dnie na ulicach. 25 lat temu na placu Tian'anmen młodzi także mówili o tym, że ktoś za Chiny zginąć musi, na szczęście jednak mieli przywódców o mniej idealistycznych i autodestrukcyjnych skłonnościach. Należy pamiętać także, że władza centralna zdecydowała się interweniować na placu dopiero, gdy manifestacje się kończyły. Masakra z 1989 roku miała być przestrogą dla kolejnych chętnych się buntować.
Kto jest chętny do protestowania?
Młodzi mieszkańcy Hongkongu pokazują swoje poświęcenie nauce i odrabiają lekcje nawet podczas protestów na ulicach. Jednak, czy są w stanie przynieść miastu rzeczywiste zwycięstwo? Kierowanie młodymi ludźmi jest z założenia zarówno trudne jak i łatwe. Trudność i łatwość wynikają z tego samego powodu. Pierwsze polega na tym, że młodość idzie w parze z brakiem doświadczenia i kierowana sprzeciwem wobec wszystkiego młodzież tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy, przeciw czemu się buntuje. Łatwość jest tym samym, tylko przy pomocy wykorzystania niedoświadczenia jako atutu dla tego, kto kieruje niedojrzałą życiowo grupą. Pod koniec lat 60. XX wieku, w czasach rewolucji kulturalnej, Chiny drżały przed tzw. hunwejbinami, dosłownie „czerwonogwardzistami". Młodzi ludzie, którzy działali jako oddziały do najgorszych, najbardziej okrutnych zadań podczas rozkładania społeczeństwa na łopatki. Byli groźni nie tylko ze względu na możliwości represji fizycznej, ale także ze względu na wprowadzany klimat podejrzliwości, psychicznego wyniszczania ludzi i wcielania w życie modelu reedukacji.
Młodzi protestujący z parasolami w dłoniach nie mogą zasłużyć na bezpośrednie porównanie do hunwejbinów, ale cień historii wydaje się powracać. Rewolucję w Chinach tworzy po raz kolejny grupa młodych, ale tym razem spokojnych i nieagresywnych ludzi. Każda próba atakowania ich może obrócić sytuację w stronę bardziej niekontrolowanego zrywu, który poprowadzi do rozlewu krwi. W dzielnicy Mong Kok słychać było ostatnio okrzyki w stronę atakujących namioty demonstrantów: „Wracajcie na kontynent!" – co miałoby sugerować, że atakujący ruch Occupy są sponsorowani przez Pekin. W odpowiedzi odkrzykiwano: „Oddajcie nam Mong Kok, jako mieszkańcy Hongkongu musimy coś jeść!". Według niektórych przeciwników protestów cała filozofia pod hasłem Occupy to jedynie gra, a normalni ludzie chcą po prostu żyć dzień po dniu.
Żołnierze-patrioci
Historyczne analogie mogą kierować myśli w stronę tego, że być może koniec demonstracji w HK Pekin zdecyduje się na rozwiązanie siłowe. Oby do niego nie doszło, jednak od niedawna chińscy żołnierze rozpoczęli w jednostkach stacjonujących w byłej brytyjskiej kolonii program edukacji patriotycznej. Artykuły drukowane w dzienniku Armii Wyzwoleńczej, czyli chińskiej armii, nie wspominają o sytuacji w mieście. Zachęcają żołnierzy do studiowania myśli prezydenta Xi Jingpinga zebranych pod zbiorczym hasłem „Chiński sen". 24 miesiące nauki mają na celu wzmocnienia głosu komunistycznej partii, by stał się najmocniejszym, który można będzie usłyszeć w koszarach. Siły zgromadzone w HK to od 8 do 10 tys. żołnierzy, z których blisko 4 tys. stacjonują bezpośrednio w obrębie miasta. Pozostali nie mają daleko – w pobliskiej prowincji Guangdong. Poza tym zawsze można skorzystać z żołnierzy w mieście Shenzhen, najbliżej Hongkongu. I wcielić w życie głos partii.