To historyczny dzień – tak o głosowaniach w Sejmie mówiła szefowa klubu Lewicy, Anna Maria Żukowska. Kontekst jest jasny: pierwszy raz od kilkudziesięciu lat w II czytaniu znalazły się projekty liberalizujące zasady przerywania ciąży. Dla Lewicy, która podnosiła temat od miesięcy, to pewnego rodzaju symboliczne zwycięstwo. Dla innych partii w koalicji rządzącej również. I to z kilku powodów.
Wyborcy oczekują sprawczości od koalicji
To truizm, ale z kolejnych badań i analiz wynika jednoznacznie, że wyborcy koalicji rządzącej oczekują po prostu realizacji obietnic złożonych jeszcze przed 15 października. Albo przynajmniej kroków w celu ich realizacji. To jasne, że do faktycznej realizacji postulatów Lewicy czy Koalicji Obywatelskiej jeśli chodzi o liberalizację prawa aborcyjnego droga jest jeszcze daleka. Nie tylko za sprawą sejmowej arytmetyki, ale przede wszystkim postawy Pałacu Prezydenckiego. Do końca kadencji prezydenta Andrzeja Dudy nie ma w zasadzie szans, by jego podpis znalazł się pod którymkolwiek z wysłanych do komisji nadzwyczajnej projektów.
Najedź myszką (stuknij w ekran) na diagram, by zobaczyć ilość głosów (liczba w nawiasie).
Badania wskazują jednak, że samo poczucie, że następuje chociaż próba realizacji obietnic jest dla wyborców istotne. „W rozmowach przeprowadzonych w ramach zogniskowanych wywiadów grupowych w naszym badaniu jakościowym doceniano pierwsze decyzje poprawiające dostęp do niektórych świadczeń medycznych, na przykład do pigułki „dzień po” czy in vitro. Chociaż te rozwiązania nie mogą stać się prawem bez podpisu prezydenta, to rozmówczynie i rozmówcy doceniali, że rząd podjął konkretne kroki w sprawach istotnych z punktu widzenia życia codziennego” – napisano w niedawno opublikowanym raporcie Fundacji Batorego o nastrojach wśród wyborców koalicji rządzącej.
Trudno nie odnieść tych wyników też do piątkowego głosowania. Gdyby chociaż jeden z projektów upadł, byłby to mocny cios w poczucie, że koalicja przynajmniej próbuje realizować obietnice.