Ze szczerą frustracją obserwuję, jak temat nadchodzących reform Unii Europejskiej zyskuje w ostatnich dniach zainteresowanie polskich mediów i jest odkrywany przez kolejnych polityków. Z frustracją, ponieważ tradycyjnie już dyskusję o sprawach fundamentalnych dla przyszłości Polski zaczynamy zbyt późno, zbyt emocjonalnie oraz sprawiając wrażenie nieprzygotowanych i zaskoczonych.
Czytaj więcej
Kto broni liberum veto na szczeblu unijnym, ten działa na rzecz osłabiania Unii, paraliżu i margi...
W Polsce temat postulowanej polityki wobec Unii Europejskiej i jej reform był wielkim nieobecnym zakończonej niedawno kampanii wyborczej. Politycy w swoich wypowiedziach i deklaracjach programowych partii ograniczali się do frazesów o „przywróceniu Polsce znaczenia” z jednej strony i „eurokratach” z drugiej. Równolegle poważna debata na temat reform Unii trwa na zachodzie Europy już od dobrych kilkunastu miesięcy. Od początku bieżącego roku pracowała też francusko-niemiecka grupa ekspertów, mająca za zadanie przedstawić kompleksową wizję reform.
Na czym ma polegać reforma Unii Europejskiej
Opublikowany niedawno raport wspomnianej grupy roboczej wskazuje na kluczowe z punktu widzenia Paryża i Berlina obszary zmian. Do najważniejszych postulatów należą: rozszerzenie systemu głosowania większością kwalifikowaną w Radzie UE na wszystkie polityki wspólnotowe, wzmocnienie funkcjonującego już mechanizmu warunkowości, który uzależnia wypłatę środków unijnych od oceny praworządności w danym kraju, przeniesienie na poziom wspólnotowy wielu kompetencji leżących obecnie w gestii państw członkowskich, takich jak polityka klimatyczna, a także zwiększenie unijnego budżetu dzięki nowym źródłom dochodu – postulowane jest m.in. wprowadzenie nowych podatków oraz nadanie Unii prawa do emisji uwspólnotowionego długu.
Francuzi, po raz kolejny dając wyraz swoim tendencjom centralistycznym, forsują też pomysł wprowadzenia w obrębie Wspólnoty podziału na tzw. cztery koncentryczne kręgi, co w praktyce jest ewolucją koncepcji Europy dwóch prędkości.