Ostatni oficjalny przytyk Szymona Hołowni do Donalda Tuska wydarzył się w sierpniu, kiedy okazało się, że na listach Koalicji Obywatelskiej startuje Michał Kołodziejczak z Agrounii. Lider Polski 2050 oznajmił wówczas sucho, że Donald Tusk ponosi „całkowitą odpowiedzialność” za tego kontrowersyjnego polityka. Sceptycyzm ten był bardzo wyraźny, zwłaszcza że wcześniej Kołodziejczak negocjował z Trzecią Drogą, ale ta nie wpuściła go na listy.
Wybory 2023: Dlaczego czas przytyków na opozycji minął
Ale czas przytyków chyba minął. Kołodziejczak dzielnie prowadzi kampanię w Koninie przy czynnym wsparciu lidera KO, a Trzecia Droga coraz lepiej daje sobie radę w sondażach. Rozpędzone internetowe watahy zagorzałych wyznawców różnych partii opozycyjnych jeszcze co prawda pohukują gdzieś w sieci, ale słychać je coraz słabiej. Nastał czas zgody na opozycji.
Myliłby się jednak ten, który powodów zmiany atmosfery doszukiwałby się w zmianach charakterologicznych, jesiennej zadumie, która ogarnęła polityków, czy nagłym zrozumieniu, że koledzy i koleżanki z innych partii „w gruncie rzeczy są fajni”. O wszystkim decyduje bowiem prawda czasu, a nawet etapu. Teraz to etap szlifowania elektoratu.
Czytaj więcej
Największa grupa niezdecydowanych wyborców to kobiety – wynika z raportu Fundacji im. Stefana Batorego „Siła głosu kobiet. Jak będą wybierać Polki?”.
Do momentu zamknięcia list konkurencja między partiami opozycji nie pozwalała na nadmiar sympatii. Walka o miejsca trwała także wewnątrz wszystkich ugrupowań. Teraz już wiadomo, kto gdzie startuje, liderzy w okręgach są znani, więc pozostało to, co jest solą wyborów: pozyskanie niezdecydowanych. A na nich przytyki, złośliwości i awantury działają jak najgorzej. Pokazują to badania i raporty (m.in. Fundacji Batorego), według których większość osób niezdecydowanych sprzyja raczej opozycji, ale albo nie wie, czy w ogóle wybierze się 15 października do lokalu wyborczego, albo na kogo, jeśli już tam trafi, zagłosuje.