Michał Konarski: Hermetyczny język lewicy

Dzielona konfliktem pokoleniowym i zatargami osobistymi koalicja ma problem z własną tożsamością.

Publikacja: 12.07.2022 21:00

W kontekście przyszłorocznych wyborów parlamentarnych Lewicy powinno coraz bardziej zależeć, by się

W kontekście przyszłorocznych wyborów parlamentarnych Lewicy powinno coraz bardziej zależeć, by się określić. Wybrać albo model socjalny, albo liberalny; forsować hermetyczne wyrażenia lub nie tykać się już kwestii języka.

Foto: Fotorzepa/ Marian Zubrzycki

Spore zamieszanie w polskiej debacie na temat języka spowodowało wejście do Sejmu koalicji Lewicy. Bo choć istnienie żeńskich form gramatycznych (feminatywów) i dyskusja nad zasadnością ich popularyzacji sięga znacznie dalej niż rok 2019, to dziś można stwierdzić, że upór posłanek reprezentujących poglądy progresywne przyniósł zamierzony skutek. Wszak sama Rada Języka Polskiego przy Prezydium PAN stwierdza, że „w polszczyźnie potrzebna jest większa, możliwie pełna symetria nazw osobowych męskich i żeńskich w zasobie słownictwa”.

Symetrii na razie nie osiągnięto, ale wpływ tej debaty jest dziś zarówno słyszalny w codziennej mowie, jak i widzialny. Od wizytówek „prawniczek” czy „pedagożek”, po telewizje informacyjne, które powoli przestają obawiać się terminów „posłanka” czy „ekspertka”, podpisując na paskach zapraszane gościnie.

Następstwem tej zmiany, obecnej przede wszystkim w funkcjonowaniu języka, są także liczne inne procesy sięgające głębiej niż sama komunikacja. Towarzyszący dyskusji nad feminatywami wzrost poparcia dla postulatów feministycznych doprowadził do ogólnego zwiększenia reprezentacji osób płci żeńskiej w debacie publicznej. Telewizje zdały sobie sprawę, że zapraszanie do programów wyłącznie panów nie prezentuje się najlepiej. Podobnie inne media, ale również cały sektor korporacyjny, coraz chętniej dążą do wyrównywania szans kobiet i mężczyzn na rynku pracy.

Czytaj więcej

Zandberg: Skrócenie czasu pracy to nie eksperyment. Pilotaż? Do gwarancji zatrudnienia

Temat ten, choć nad Wisłą stosunkowo świeży, kraje zachodnie, a przede wszystkim USA, rozstrzygają od kilku dekad. Wiele publicystek musiało zostać uciszonych, wiele feministek musiało zostać wyśmianych, zanim zwroty pokroju „lady writer” (pani pisarz) zamiast po prostu „writer” (pisarka) zaczęły brzmieć jak dziwny archaizm. Nie powinno zatem zaskakiwać, że wraz z poprawą pozycji kobiet w społeczeństwie, inne marginalizowane grupy zaczęły próbować wpływać na zasady języka, by zwrócić uwagę, że ten je wyklucza. Trzymając się przykładu anglojęzycznego – „queer”, niegdyś przymiotnik tłumaczony na „dziwny” czy „ekscentryczny”, dziś jest określeniem zbiorczym używanym w kontekście osób LGBTQ+.

Zmianie dotychczasowych określeń, zwracaniu uwagi na krzywdzące i nieaktualne zwroty, towarzyszy zawsze wytwarzanie nowego słownictwa, zastępującego to przestarzałe. Język dostosowuje się do ludzi, postępów w nauce, rozwoju wszystkich sfer życia. Nic zatem dziwnego, że w naszych słownikach pojawiają się stwierdzenia z obszaru gender studies, skoro tak samo stało się chociażby w przypadku psychologii – nikt już dziś nie używa terminu „debilizm” do określenia niepełnosprawności umysłowej w stopniu lekkim, a jako inwektywę. Polszczyzna zresztą nigdy nie była uboga w wyrazy odnoszące się do osób, które nie wpisują się w podział kobieta – mężczyzna. „Obojnak”, „hermafrodyta”, „androgyniczny” – nasz język dostosowywał się do terminów z zakresu biologii i genetyki, tak jak dziś dostosowuje się do tych z obszaru seksuologii i psychiatrii.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Czterodniowy eliksir młodości

Wraz z próbą zastąpienia przedawnionych słów bardziej aktualnymi odpowiednikami nastąpiła gwałtowna reakcja prawicy. „Poprawność polityczna” niszczy „tradycyjny model rodziny”, „mąci w głowach polskim dzieciom” i „szerzy dewiację”. Konserwatywne media różnie próbowały nazwać zmianę świadomości oraz standardów poprawności językowej.

Używanie nowej nomenklatury wymaga konfrontacji z dosyć bezpośrednią krytyką i podziałem ideologicznym w społeczeństwie oraz polityce. Jedyna otwarcie progresywna siła na rodzimej scenie politycznej, Lewica, znalazła się dziś w trudnej sytuacji. Z jednej strony, aby odpowiadać światopoglądowo swoim wyborcom, musi „iść z duchem czasu”, stosować się do rozkwitu nowych pojęć z zakresu seksualności i płciowości. Z drugiej strony, stoi tradycyjny przedstawiciel lewicowego elektoratu, człowiek pracy, który stereotypowo nie ma czasu (lub nie chce) interesować się tymi zagadnieniami.

W kontekście przyszłorocznych wyborów parlamentarnych Lewicy powinno coraz bardziej zależeć, by się określić. Wybrać albo model socjalny, albo liberalny; forsować hermetyczne wyrażenia lub nie tykać się już kwestii języka. Naturalnie ten dylemat nie musi mieć miejsca – sojusz Nowej Lewicy i Razem mógłby skupić swój przekaz na obu polach, promując zarówno progresywizm oraz społeczne podejście do gospodarki. Zwaśniona konfliktem pokoleniowym i zatargami osobistymi koalicja ma problem z własną tożsamością. Wypracowanie jej prawdopodobnie zajmie kilka lat, a nie miesięcy, więc do jesieni 2023 roku może się to nie udać. Umiejętnie wyciągając wnioski z przywoływanej na początku „awantury o feminatywy”, powinno udać się wypracować skuteczną strategię. Pytanie tylko, czy wystarczy na to czasu i determinacji.

Michał Konarski

Autor jest redaktorem portalu filmowego pelnasala.pl i stałym korespondentem agregatora sondaży Europe Elects

Spore zamieszanie w polskiej debacie na temat języka spowodowało wejście do Sejmu koalicji Lewicy. Bo choć istnienie żeńskich form gramatycznych (feminatywów) i dyskusja nad zasadnością ich popularyzacji sięga znacznie dalej niż rok 2019, to dziś można stwierdzić, że upór posłanek reprezentujących poglądy progresywne przyniósł zamierzony skutek. Wszak sama Rada Języka Polskiego przy Prezydium PAN stwierdza, że „w polszczyźnie potrzebna jest większa, możliwie pełna symetria nazw osobowych męskich i żeńskich w zasobie słownictwa”.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz M. Ujazdowski: Francja jest w kryzysie, ale to nie koniec V Republiki. Dlaczego ten ustrój przetrwa?
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rafał Trzaskowski musi się odelitarnić i odciąć od rządu, żeby wygrać
analizy
Donald Trump już wstrzymuje pierwszą wojnę. Chyba
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Bezpieczeństwo, Europo! Co to znaczy dla Polski?
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: „W tym roku Ukraina przestanie istnieć”, czyli jak Putin chce pokroić Europę
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego