Jedna lista opozycji jest od dawna fetyszem dla części środowisk przeciwnych obecnej władzy. Właśnie tym: fetyszem. Czym bowiem jest fetysz? Fetysz to jakaś rzecz, która ma absurdalnie wielki wpływ na czyjeś zachowanie czy psychikę, często przeradzający się w poważne problemy osobowościowe, a nawet psychiatryczne.
Tu jest podobnie. Od lat trwa niezdrowa ekscytacja tym, ile by to opozycja nie zebrała, gdyby wystawiła jedną listę. Wystarczy sobie przypomnieć, jak to ogłaszano już właściwie upadek PiS, kiedy Koalicja Obywatelska, Polska 2050, PSL i Lewica poparły zgodnie Konrada Fijołka w przedterminowych wyborach na prezydenta Rzeszowa w ubiegłym roku, a Fijołek te wybory w końcu wygrał. Poziom tromtadracji był wówczas odwrotnie proporcjonalny do faktycznego znaczenia tamtego zwycięstwa nad kandydatami PiS i Solidarnej Polski, a także Konfederacji.