Nadchodzi Wielkanoc, skromnie wycofana w cień najważniejszego chrześcijańskiego święta, jakim jest Boże Narodzenie. Czy tradycja wielkanocnego jajeczka może się równać z magią choinki i wigilijnego stołu, przy którym rodzina dzieli się opłatkiem i życzeniami? Czy Zmartwychwstały – wszak nie wiadomo, czy wciąż człowiek, czy już duch – wzbudzi w nas tak tkliwe uczucia jak Jezusek w stajence? Nie, odwieczne pytanie o wyższość Bożego Narodzenia nad Wielkanocą może mieć tylko jedną i jednoznaczną odpowiedź.
Wolimy nie przyznawać, że słodki Jezusek urodził się po to, aby umrzeć męczeńską śmiercią, a potem zmartwychwstać. Oczywiście wiemy i wierzymy, ale jakoś nie do końca. Czyżby święte dzieciątko musiało iść na krzyż? Nie mógł królować światu w bożonarodzeniowej chwale i błogości? Jeśli myślimy o Wielkim Piątku, to bolejąc w żałośliwych litaniach nad niezasłużoną męką Jezusa. Już trafniej pojmują to protestanci, dla których Wielki Piątek jest dniem najważniejszym, choć oni także pewniej czują się na gruncie bożonarodzeniowym, co pozwala pozostać w miejscu oswojonym i sprzyjającym ludzkim skłonnościom, bo zwalniającym od filozofii i najtrudniejszych pytań, na które śmiertelni nie znajdują odpowiedzi.
A przecież jesteśmy dziećmi Wielkiego Piątku, nie Bożego Narodzenia. Chrystus królujący od betlejemskiej stajenki aż po nieskończoność wszechświata byłby wart tyle, co starotestamentowy Jahwe, hinduistyczny Brahman albo bezimienny mocodawca proroka Buddy. Tyle samo, co Bóg filozofów wedle wyobrażeń Spinozy, Einsteina czy Leibniza.
Chrześcijaństwo wywraca porządek dotychczasowych religii czczących monoteistyczne bóstwo królujące w niebiosach, a dziś raczej w głębinach kosmosu. Tutaj Bóg schodzi do człowieka, żyje jego życiem, umiera najbardziej okrutną śmiercią i potem zmartwychwstaje, aby pokazać, że dobro jest potężniejsze od rozpanoszonego zła. Tylko przez Wielki Piątek można pogodzić się z tragedią Holokaustu, ze zbrodniami Buczy i Mariupola, z męką naszych własnych chorób. Ale też pomyślmy, jak wysoko wynosi on człowieka, skoro sam Bóg uznał, że powinien cierpieć wraz z nim? Ale jakże to trudne i niepojęte, jak każda Tajemnica. Więc pozostańmy przy poczciwej tradycji szopki i wielkanocnego zajączka.