Jestem jednym za autorów wystawy głównej Muzeum II Wojny Światowej, która wywołała ożywioną dyskusję wybiegającą daleko poza wąski krąg muzealników i historyków. Od niemal 30 lat zajmuję się badaniem antykomunistycznego podziemia w Polsce i Europie Środkowej. W tej sytuacji zapowiedź stworzenia Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL musiała mnie zainteresować. Jego powołanie zostało mocno nagłośnione medialnie, po czym zapadła cisza. Czekałem na upublicznienie założeń przyszłej wystawy. Kierownicy placówki zdecydowali się jednak nie publikować dokumentów ideowych czy założeń programowych pozwalających się zorientować, jak w muzeum zamierzają pokazywać przeszłość.
Wystawa ma powstać w gmachu Aresztu Śledczego przy ul Rakowieckiej, gotowa jest już koncepcja architektoniczna przebudowy kompleksu więziennego. Planowany koszt ekspozycji to niemal 116 mln zł i nie obejmuje on wydatków związanych z tworzeniem kolekcji muzealnej. Dla porównania, wystawa Muzeum II Wojny Światowej, najdroższa jaka powstała ze środków publicznych, pochłonęła 60 mln zł, co jej krytycy uznawali za koszt nieuzasadnienie wysoki. Na powstającą wystawę Muzeum Historii Polski przeznaczono 66 mln zł. Decydujący wpływ na koszt scenografii Muzeum II Wojny Światowej, Muzeum Historii Polski czy tworzonej ze środków prywatnych ekspozycji Muzeum Żydów Polskich miało to, że powstawały one w olbrzymich przestrzeniach, w których trzeba było od zera stworzyć ściany, instalacje artystyczne itp. Tymczasem budynek przy Rakowieckiej to istniejące już zamknięte przestrzenie cel, korytarzy, pokojów itp. Cześć z nich zapewne będzie pokazywana w niezmienionym, surowym kształcie. Cela czy pokój przesłuchań są bowiem artefaktami samymi w sobie i ingerowanie w ich oryginalną tkankę byłoby niszczeniem historycznej przestrzeni. Teoretycznie powinno to istotnie obniżać wydatki. Tymczasem zaplanowano je na poziomie niemal dwukrotnie wyższym niż koszt najdroższej, najbardziej skomplikowanej istniejącej w Polsce ekspozycji. Interesujące, jakimi niezwykle atrakcyjnymi i uzasadniającymi tak wysoki budżet rozwiązaniami zaskoczą nas twórcy wystawy. Owe 116 mln zł nie uwzględniają koniecznych nakładów na przebudowę budynków, dostosowanie ich do potrzeb muzealnych, renowację, konserwację czy stworzenie odpowiedniej infrastruktury. A te będą zapewne kilkakrotnie wyższe od nakładów na wystawę.
Ostatnie powstanie?
Dostępny w sieci dokument zatytułowany „Konspekt stałej ekspozycji Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL” pozwala zorientować się w sposobie myślenia autorów wystawy. Całość podzielili na trzy zasadnicze segmenty, zatytułowane: „Żołnierze wyklęci”, „Więźniowie polityczni” i „Bezpieka”. Dwa pierwsze opowiadać będą historię Polski lat 1944- 1993 (data zamykająca to opuszczenie Polski przez ostatnią jednostkę Armii Czerwonej). Dokładna lektura „Konspektu” wskazuje, iż ambicją twórców jest stworzenie opowieści znacznie wykraczającej poza sygnalizowany w nazwie muzeum zakres. Gdyby nazwa placówki oddawać miała planowany kształt ekspozycji, brzmiałaby ona Muzeum Antykomunistycznego Oporu i Komunistycznego Aparatu Bezpieczeństwa w Polsce Ludowej.
Twórcy koncepcji proponują manichejski schemat interpretacyjny dziejów Polski Ludowej, w ramach którego istniała „zła” obca władza zwalczająca „dobre” społeczeństwo, które bezustannie, nieustraszenie i niezłomnie „walczyło z komunistyczną dyktaturą”. Przy tak uproszczonej wizji przeszłości nie ma różnicy między czasem stalinowskich represji a okresem Gomułki czy Gierka. Rok 1956 r. przestaje być przełomem. Nie ma też miejsca na skomplikowanie i niejednoznaczności. Olbrzymia większość ówczesnych mieszkańców Polski, tych, którzy unikali zaangażowania się w konspirację lub z niej w pewnym momencie rezygnowali, jest w narracji tej nieobecna. Wyparowują przeważające wówczas strategie przystosowawcze, znika współistnienie Kościoła katolickiego i władzy po 1956 r. W tak pomyślanym muzeum do opisu polskich postaw w latach 1944–89 wystarczy kilka pojęć: „heroiczny opór”, „poświęcenie”, „bohater” „zdrajca” i „kolaborant”. W zależności od okresu za wyłącznych depozytariuszy polskości uznane zostaje: powojenne podziemie komunistyczne, konspiracyjne organizacje młodzieżowe, ROPCiO, KOR, KPN, a po karnawale Solidarności - grupy opozycyjne lat 80. Koncepcja wydobywa i idealizuje elementy walki zbrojnej, czynnego oporu, pomijając dominujące postawy społeczne. Przyszłej ekspozycji grozi, iż używając oryginalnych artefaktów i odwołując się do rzetelnych ustaleń badawczych, wykreuje daleki od rzeczywistości obraz przeszłości.