Piotr Kościelniak pisze w „Plusie Minusie" (nr 164/2021): „Jako gatunek weszliśmy w fazę zmniejszającego się potencjału intelektualnego. Mówiąc wprost: głupiejemy. (...) Przyzwyczailiśmy się do przyjemnej myśli, że każde pokolenie jest inteligentniejsze niż poprzednie. To oczywiste, że jako społeczność jesteśmy sprytniejsi niż ludzie żyjący w średniowieczu. Wiemy i umiemy więcej niż nasi dziadkowie. Szybciej przystosowujemy się do wyzwań cyfrowej rzeczywistości niż nasi rodzice. Przeciętnie inteligentna osoba żyjąca dziś byłaby uznana za intelektualny fenomen na początku XX wieku, prawda?".
Ja jednak – niezależnie od analiz autora w dalszej części artykułu – wszystkie te twierdzenia uważam za fałszywe. Stwierdzenie „jako gatunek" nie oznacza nic innego niż „my, ludzie", a więc i ja, a także autor. Jednak wcale nie uważam, abym był coraz głupszy, albo żeby autor taki był. Nie ma bowiem czegoś takiego, jak „rozwój ludzkości" czy „rozwój gatunkowy". „Ludzkość" lub „gatunek" to nie są indywidualne byty, czyli jednostki, a tylko takie mogą się rozwijać. Gatunek zmienia się tylko wtedy, gdy jego jednostki się zmieniają. Istnieje więc wyłącznie rozwój indywidualny konkretnego człowieka, a nie zachodzi żaden „rozwój gatunku" niezależny od zmian jednostkowych.
Kto jest dobrym uczniem
Tak więc uważam, że to nieprawda, iż ludzie obecnie żyjący są bardziej inteligentni niż ci sprzed – powiedzmy – 10 tys. lat. Oni nie potrafiliby przeżyć w naszych miastach, a my w ich puszczach. Oni mieli swoje problemy i lepiej lub gorzej je rozwiązywali, uczyli się od swoich rodziców i nauczycieli oraz na swoich błędach – my tak samo. Nie ma tu żadnej różnicy, choć oczywiście różnie to wyglądało w odmiennych czasach i społeczeństwach. Ale tak było, jest i będzie. Obecnie nie wszyscy mają dostęp do opieki zdrowotnej, oświaty, żywności itd., ale tak również było, jest i będzie – bo to zależy od indywidualnych decyzji konkretnych ludzi, a ci ludzie reprezentowali, reprezentują i będą reprezentowali różny poziom intelektualny i moralny.
Uważam też, że nieprawdą jest, iż „przeciętnie inteligentna osoba żyjąca dziś byłaby uznana za intelektualny fenomen na początku XX wieku". Wtedy też miałaby przeciętną inteligencję. I nie sądzę, aby lepiej sobie radziła ze swoimi problemami niż ludzie z tamtej epoki. Nie sądzę, abyśmy byli mądrzejsi albo bardziej zaradni niż np. ludzie ze średniowiecza. Kto był dobrym uczniem w średniowiecznej szkole, ten umiał więcej niż ten ze współczesnej szkoły, któremu na wiedzy nie zależy.
Byli, są i będą
Twierdzę też, że to nieprawda, iż „wiemy i umiemy więcej niż nasi dziadkowie". Mój dziadek umiał grać na organach, skrzypcach i flecie, a ja nie umiem, znam się za to na czymś innym, czym on się nie zajmował, bo go to nie interesowało. Nie ma zresztą czegoś takiego, jak „nasza wiedza". Wiedza jest zawsze indywidualna, choć może być wspólna dla wielu osób. Na pewno nie jest też prawdą, że ludzie obecnie żyjący mają prawdziwszy obraz rzeczywistości niż np. ci ze średniowiecza. Oni wierzyli w jedne bajki, a my w inne. Oni ufali, że Słońce kręci się wokół Ziemi, a my, że świat sam z siebie wyewoluował. Zawsze byli, są i będą ludzie niepełnosprawni intelektualnie i nadzwyczajnie inteligentni, bardziej krytyczni i mniej krytyczni, lepsi i gorsi jako fachowcy, uczciwsi i nieuczciwsi, leniwi i pracowici itd.