Zapewne już niedługo polski rząd ogłosi strategię rozwoju gospodarki opartej na sztucznej inteligencji. Ewentualna jej realizacja będzie wymagała wysoko wyspecjalizowanej kadry, którą powinny wykształcić polskie uczelnie. Wystarczy przejrzeć listy referentów na czołowych spotkaniach naukowych, żeby zorientować się, że pod względem innowacyjnej wiedzy o sztucznej inteligencji jesteśmy w kiepskiej formie i będą kłopoty ze znalezieniem mentorów dla przyszłych budowniczych takiej gospodarki.
Wielowiekowa tradycja akademicka każe myśleć o uniwersytecie jako o społeczności uczonych i studentów połączonych, zgodnie z przysięgą doktorską, pasją „odkrywania i upowszechniania prawdy, nie z żądzy zysku i nie dla próżnej chwały". Za murami uniwersytetu istnieje realny świat, do którego część uczonych zagląda, wbrew przysiędze niezadowolona ze skromnego subsydium umożliwiającego realizację twórczej pasji i oczekująca „godnego" wynagrodzenia.
W realnym świecie pensje, szczególnie te wysokie, płaci się za pracę zleconą przez pracodawcę. Natomiast uczelnie są mecenasami wspierającymi twórcze pasje uczonych. Ale nie wszędzie. Już prawie 100 lat temu Herbert Hoover wyrąbał wyrwę w murze dzielącym Uniwersytet Stanforda od realnego świata. Dziś absolwenci tej uczelni generują PKB w wysokości 2,7 biliona dolarów – więcej niż cała bogata w surowce naturalne Rosja.
Jeśli polski rząd poważnie traktuje zamiar budowy gospodarki 4.0, to jednym z pierwszych kroków powinno być uruchomienie mechanizmów, które spowodują, że przynajmniej na niektórych uczelniach, obok wybitnych uczonych realizujących swoje prywatne pasje badawcze, pojawią się rzemieślnicy, zajmujący się tym, co profesorowie MIT i co daje absolwentom kompetencje do budowania nowoczesnej gospodarki.
Jak to się robi na Zachodzie
Zapewne jesienią, po dwuletniej debacie, wejdzie w życie konstytucja dla nauki. Jeszcze niedawno wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki twierdził, że projekt zmian „nie przejdzie", a wypowiedź marszałka wspierał protest 145 wybitnych uczonych, w większości humanistów. Główny postulat dotyczył zachowania habilitacji. Moim zdaniem zniesienie habilitacji jest, obok zmiany ładu korporacyjnego, jedną z najważniejszych reform, bez których polskie uczelnie nie staną się kuźnią kadr dla nowoczesnej gospodarki.