Gdzie leży Polska?

Mieliśmy szansę być państwem bogatszym i silniejszym, ale na własne życzenie wyznaczyliśmy sobie rolę nieistotną. Czy taką samą drogę wybraliby Dmowski lub Piłsudski, gdyby przyszło im żyć we współczesnym państwie? – pytają eksperci

Aktualizacja: 15.01.2013 09:33 Publikacja: 15.01.2013 00:56

Polska sama odrzuciła możliwość uczestniczenia w projekcie Nord Stream – przypominają autorzy

Polska sama odrzuciła możliwość uczestniczenia w projekcie Nord Stream – przypominają autorzy

Foto: AFP

Red

Bezpieczeństwo – suwerenność – zagrożenie – zdrada. Polską politykę opisują słowa, które w większym stopniu są manifestacją emocji niż definicją rzeczywistości. Tymczasem w polityce, podobnie jak w nauce i ekonomii, to właśnie zwodnicze idee dają początek największym zagrożeniom.

Tak jak katastrofa smoleńska jest dramatycznym obrazem słabości polskiego państwa, tak sprowadzanie polskiej polityki wyłącznie do wymiaru tej katastrofy jest najbardziej przekonującym dowodem na abdykację z zajmowania się rzeczywistością. Blisko ćwierć wieku od odzyskania przez Polskę niepodległości albo będziemy w stanie odrzucić szereg szkodliwych koncepcji, które blokują nasz rozwój albo jako kraj staniemy w obliczu rządów nowej elity, która choć zapewni stabilność władzy to nie zabezpieczy nas przed konsekwencjami popełnianych przez nią błędów. Przede wszystkim jednak zmarnotrawimy olbrzymią energię pracy i kreatywności jaką Polakom dała wolność.

Potęga jednostki

Wektory współczesnej geopolityki wyznacza zdolność prawidłowego definiowania i realizacji interesów ekonomicznych. Coraz częściej zmiany wynikają jednak nie z decyzji administracji państwowej i jej strategicznych wizji ale z kreatywności jednostek potrafiących wykorzystywać potencjał globalnej gospodarki. Po latach stagnacji do USA powracają najważniejsze sektory gospodarcze - stalowy, chemiczny, motoryzacyjny. Produkcja przenoszona jest nie tylko przez firmy amerykańskie ale nawet europejskie i azjatyckie przyciągane głównie niskimi kosztami energii i gazu w USA. Renesans produkcji przemysłowej jest zaskoczeniem takim samym jak amerykańska rewolucja energetyczna, która poskutkowała cenami gazu i energii znacznie niższymi niż w UE i Azji.

Tymczasem zaledwie kilka lat temu oficjalna amerykańska polityka gospodarcza była nakierowana na wspieranie importu gazu. Wybranym firmom rząd przyznawał wsparcie i specjalne zezwolenia na budowę terminali do importu LNG. Dzisiaj zbudowane już instalacje zaczynają być technologicznie „odwracane” i przekierowywane na eksport. Sukces rewolucji energetycznej w Stanach Zjednoczonych nie jest jednak efektem działań administracji rządowej i powiązanych z nią wielkich korporacji ale prywatnych przedsiębiorców, którzy przez blisko trzy dekady z determinacją rozwijali technologie wydobywania gazu łupkowego. Dzięki nim USA stało się największym producentem surowców energetycznych. Jeszcze bardziej widać ile do systemu gospodarczego państwa potrafi wnieść pojedynczy człowiek na przykładzie nowoczesnych technologi i nauki. O tym, jak bardzo myliły się zarówno Rezerwa Federalna jak i zapatrzony w nią świat banków z Wall Street „zbyt dużych by upaść”, nie trzeba chyba nikogo przekonywać.

Definitywnego krachu systemu finansowego udało się uniknąć jedynie poprzez gigantyczne zadłużenie się amerykańskiego państwa. W tym samym czasie stworzone przez kreatywne jednostki firmy osiągneły globalny sukces: Facebook przekroczył 1 miliard użytkowników, Google stał się narzędziem z którego korzysta ponad połowa ludzkościi, Apple potrafił zgromadzić gotówkowe rezerwy wynoszące ponad 100 mld USD i przegonił wartością ExxonMobile, a założona przez emigranta firma SpaceX z sukcesem jako pierwsza firma w historii wystrzeliła własną rakietę, rozpoczynając epokę prywatyzacji kosmosu. Dekadę temu nikt nie spodziewał się, że administracja rządowa popycha finanse, przemysł i energetykę w ślepym kierunku a szansą na zmianę stanie się nowe pokolenie ludzi biznesu. Oddanie w prywatne ręce programu kosmicznego przez amerykański rząd uznanoby szybciej za pomysł rodem z filmów science fiction. Ale to wszystko stało się naprawdę. Ameryka z kraju, w którym wszystko było „made in China”, uzależnionym od bliskowschodnich dostawców surowców energetycznych, w ciągu niespełna jednej dekady odzyskała szansę na utrzymanie roli światowego lidera gospodarczego. Dokonując w tym samym czasie całkowitego demontażu nawet tych obszarów gospodarki, w których obecność państwa wydawała się niezbędna. Trudno abstrahować od masy wpompowanego pieniądza w nakręcanie koniunktury gospodarczej, niemniej faktyczny ratunek przyszedł ze strony prywatnych, nieograniczanych przez rząd inicjatyw również w strategicznych obszarach gospodarki, takich jak energetyka i przemysł kosmiczny.

Rozwój zamiast konfrontacji

Polacy uwielbiają historię. Politycy i publicyści posługują się często do opisu współczesnego świata ideami z okresu I i II Rzeczpospolitej. Tak jakby konkretne zdarzenia i sytuacje historyczne miały być uniwersalnymi wzorcami  dla losów współczesnej Polski. Warto zacząć od tego, że Polska jaka narodziła się po roku 1989 jest całkowicie nowym państwem, nie mającym żadnego sensownego odniesienia w poprzednich formach państwowości. Najbardziej fundamentalne mechanizmy kształtujące współczesność takie jak położenie geograficzne, struktura etniczna ludności, poziom integracji z Europą Zachodnią, ryzyko konfrontacji międzypaństwowej są tak odległe od jakichkolwiek analogii historycznych, że de facto wymagają myślenia o Polsce jak o nowym europejskim państwie. W 1989 powstało państwo położone na obszarze Centralnej Europy w granicach w jakich administracyjnie i kulturowo nigdy nie znajdowało się tak daleko na Zachodzie i nigdy nie było tak dramatycznie nieobecne na Wschodzie. Jednak odzyskanie niepodległości w 1989 roku nie tyle zaskoczyło elity polityczne, ile nastręczyło im zaskakująco poważnych kłopotów przy formułowaniu nowoczesnej wizji państwowości.

Wywiad Balcerowicza dla „Rzeczpospolitej"

to zaproszenie do dyskusji o nowocześnie pojmowanym interesie narodowym

Wizji nawiązującej nie do doświadczeń historycznych ale opartej na kryteriach jakie z perspektywy 20 lat odegrały najważniejszą rolę w świecie determinowanym przez nowoczesne technologie, rozwój nauki, dostęp do wiedzy i globalnej komunikacji. W takim świecie posługiwanie się przez klasę polityczną pojęciami związanymi z doświadczeniami historycznymi okazało się jedynie obciążeniem dla budowania nowoczesnego państwa.

Dobrym przykładem jest to, że żadna siła polityczna w Polsce nie próbowała sformułować programu, w którym wynikające z „nowego” położenia geograficznego obszary takie jak np „polityka tranzytowa” przyniosłyby wymierną korzyść państwu. Przeciwnie, w rezultacie im więcej mówiono o bezpieczeństwie energetycznym państwa i o niebezpieczeństwie utraty podmiotowości na tym polu, tym łatwiej doprowadzono do sytuacji, w której praktycznym wyrazem dywersyfikacji jest to czy kupować gaz bezpośrednio od Rosjan, czy kupować ten sam rosyjski gaz od Niemców. Wciąż prowadzona na tym polu i mimo upływu lat zyskująca nowe formy polityka i publicystyka inspirowana często ideami czy to Dmowskiego czy Piłsudskiego na poziomie konkretnych rezultatów przyniosła efekty dokładnie odwrotne od tych propagandowo deklarowanych.

Do czego dzisiaj służą idee, które pomogły odzyskać niepodległość w 1989 roku? Apologia bitew i powstań jako pomysł na dyskurs o Polsce w Unii Europejskiej? Jaki sens dla bezpieczeństwa państwa mogą mieć idee ukształtowane w czasach kiedy w mainstreamie międzynarodowej polityki nie było broni atomowej i opartej na niej równowadze strachu? W czasach „historycznych” miliard ludzi potrzebujących nieomal wszystkiego i mieszkających na granicy z bogatą w surowce i pustą Syberią już dawno wywołałby wojnę lub po prostu zasiedlił ją w małych grupach po kilka milionów. A jednak tak się nie dzieje. Nastąpiła fundamentalna i trwała zmiana w tradycyjnym pojmowaniu rywalizacji między państwami, w której starają się one budować siłę nowczesnych sektorów gospodarki i maksymalizować korzyści z wymiany handlowej bo to najlepiej zabezpiecza ich strategiczne interesy. Nawet następcy Mao Tse Tunga wybrali drogę dynamicznego rozwoju gospodarczego a nie eskalowania politycznej konfrontacji.

Wyspa, na końcu rur

Polska, płaski jak stół kwadrat pośrodku Europy miała szansę stać się obszarem tranzytu surowców energetycznych oraz towarów w obszarze życia 500 mln ludzi. Korzyść jest łatwo policzalna. Wydajemy na zakup 10 mld m3 rosyjskiego gazu rocznie około 15 mld złotych i uznajemy to za polityczny dramat, równocześnie tracąc porównywalne kwoty na tym, że sami wyeliminowaliśmy się z systemu tranzytu surowców z Rosji do Zachodniej Europy. Mamy do czynienia z ewenementem, po 23 latach tranzytowe rurociągi omijają nas szerokim łukiem. Nie chcieliśmy dokończyć projektu Jamał II, możliwość uczestniczenia w Nord Stream odrzuciliśmy a teraz przeglądamy się jak przyjaciel Polski, Victor Orban podjął zupełnie słuszną, z własnego punktu widzenia, decyzję o przystąpieniu do projektu South Strem W rezultacie gazociąg Jamalski stanie się wkrótce praktycznie niepotrzebny do celów innych niż zaopatrzenie Polski, podobnie z rurociągiem Przyjaźń, który bez większych strat dla Rosji może zostać w każdej chwili wyłączony ponieważ dostawy ropy znalazły omijające Polskę szlaki transportu.

Rosyjska polityka dywersyfikacji dróg transportu surowców jest najlepszym potwierdzeniem tego, że politycznym i gospodarczym beneficjentem tranzytowego położenia jest ten kto leży po środku „szlaku”. Tymczasem Polska stała się tranzytową wyspą. Podobnie jest w wypadku autostrad czy linii kolejowych gdzie koniec szerokich torów (nie tylko z Rosji ale przede wszystkim z Chin) znajdzie swoją drogę w transporcie towarów nie przez Polskę na Zachód ale przez bardziej otwartą Austrię. Brak autostrady północ – południe, w głównej mierze dławi rozwój polskich portów i oznacza oddanie walkowerem pola Hamburgowi i Rydze. Polska abdykowała z czerpania przychodów tytułem swojego geopolitycznego położenia obawiając się powtórki z historycznego scenariusza, będąc krajem położonym w zupełnie innym miejscu i innym „czasie” Europy niż poprzednie Rzeczpospolite. Odrzucając obawy inspirowane czynnikami i ideami historycznymi mieliśmy szansę być drogą transportową surowców i towarów dla Europy, państwem bogatszym, silniejszym i ważniejszym strategicznie, w sytuacji zagrożenia interesów mogącym nawet odciąć Zachód od energetycznej kroplówki, a Wschód od gotówki.

Tymczasem na własne życzenie wyznaczyliśmy sobie rolę nieistotną strategicznie i ekonomicznie. Czy taką samą drogę wybrałby Dmowski lub Piłsudski gdyby przyszło im żyć we współczesnym państwie pośrodku Europy, między potrzebującym gazu i ropy Zachodem i gwałtownie bogacącym się Wschodem?

Fikcja sukcesów

Obawiamy się, że nieadekwatne wyobrażenia, jakie zdominowały poprzednie dwie dekady uzyskają nową ale równie fatalną formę w obecnych czasach. Warto przyjrzeć się kilku przykładom. Opinia publiczna w ciągu ostatnich tygodni była epatowana informacją o rzekomym sukcesie jaki Polska uzyskała w negocjacjach z Gazpromem dotyczącym obniżek cen gazu. Stworzyliśmy ponownie wrażenie, że coś możemy i jesteśmy twardymi graczami dzięki zdolnościom naszych negocjatorów i konfrontacyjnej strategii państwa. Nic bardziej mylnego.

Obniżenie cen przez Gazprom jest efektem polityki tylko jednej instytucji: Unii Europejskiej. Niespodziewane kontrole w firmach handlujących gazem z Gazpromem i w europejskich biurach tej firmy, a wreszcie proces antymonopolowy i ostra konfrontacja związana z III pakietem energetycznym były prowadzone od dawna. Gazprom stanął w obliczu poważnego sporu z Unią Europejską i postanowił przystać na jej warunki. Ceny zmieniono wielu państwom a Polska obniżka nie była ani pierwsza (Niemcy uzyskali obniżki już w kwietniu ubiegłego roku, Polska otrzymała je na końcu) ani najmniejsza (Bułgaria uzyskała znacznie więcej, a stawka 15 procent jest standardową jaką uzyskały inne państwa). Ogłaszając sukces negocjacji z Gazpromem wpisaliśmy się w taki sam krótkoterminowy model jakim przez lata było straszenie katastrofą energetyczną wynikającą z „zakręcenia kurka” z rosyjskim gazem w kraju, w którym cała energia elektryczna produkowana jest z węgla a większość gazu wykorzystują zakłady chemiczne. Rosyjski gaz w bilansie energetycznym polski był i pozostaje czynnikiem strategicznie mniej istotnym niż naszych zachodnich sąsiadów. Zużywamy go ok. 14 mld m3 czyli siedmiokrotnie mniej niż Niemcy, a energię elektryczną produkujemy nieomal w całości z zakopanego w polskiej ziemi węgla. Rzekome poważne zagrożenie dla kraju brakiem dostaw było tak samo fikcyjne jak dzisiejsze sukcesy obecnej ekipy związane z pokonaniem Gazpromu w negocjacjach.

Wypowiadane przez polskich polityków słowa, w tym wypadku opisywały wszystko, tylko nie stan faktyczny. Bo stan faktyczny to konkretny rezultat – utraciliśmy szansę na utrzymanie pozycji kraju tranzytowego – i to w sytuacji, w której Rosja bardzo chciała swój gaz eksportować, a Zachód bardzo chciał ten gaz kupować. Lekcję realnej polityki odrobili za to inni, czasem mniejsi sąsiedzi z UE. A przypomnijmy – startowaliśmy w sytuacji, w której ziemia pod Jamał II była już w Polsce wykupiona i budowano pierwsze przepompownie na potrzeby drugiej nitki tego gazociągu.

Państwowe czy prywatne

Ameryka – ojczyzna współczesnego kapitalizmu –

pokazała, że administracja państwowa potrafi poważnie mylić się w wyznaczaniu głównych kierunków dla gospodarki a szansę na zmianę przynosi prywatna kreatywność nawet w strategicznych sektorach gospodarki.

Prywatna firma dostarczająca cargo do międzynarodowej bazy kosmicznej robi to nie tylko wyjątkowo sprawnie ale szokująco tanio w stosunku do państwowych instytucji. Oczywiście polska nie ma strategicznego problemu z podbojem kosmosu przez prywatne firmy na zlecenie rządu. Przenosząc jednak ten przykład na grunt polski –

raczej nie należy się spodziewać aby dano szansę prywatnej firmie. W naszych realiach minister wezwałby prezesów spółek z udziałem skarbu państwa i nakazał im zainwestowanie w rakietę bez względu na koszta. Wszystko odbywałoby się w atmosferze zachwytu mediów żyjących w symbiozie z największymi firmami.

Obecnie pięć największych firm z mniejszościowym kapitałem państwowym wartych jest ponad 150 mld złotych. Mimo tego, że firmy te stanowią giełdową własność różnych akcjonariuszy to coraz częściej widać bezpośrednią interwencję urzędników państwowych w to w jaki sposób rozwijają się i w co inwestują. W wypadku USA prywatni właściciele pokazali, że nieomal w każdej dziedzinie biznesu od gazu łupkowego po loty kosmiczne potrafią skutecznie prowadzić biznes, co jest w interesie ich własnego kraju. W Polsce wygląda na to, że trzecia dekada niepodległego państwa przebiegać zaczyna wedle scenariuszy pisanych pod dyktando mitów wygodnych dla sprawujących władzę, niekoniecznie jednak korzystnych dla państwa i jego obywateli. Jakie racjonalne przesłanki blokują uwolnienie dla prywatnych inwestorów zasobów węgla kamiennego i największych w Europie złóż węgla brunatnego, złóż gazu łupkowego, szybką liberalizację rynku gazu, wprowadzenie prywatnych firm przede wszystkim tych średnich i małych do strategicznych sektorów gospodarki nawet takich jak przesył i magazynowanie surowców energetycznych? Przecież państwo polskie narzuciło te ograniczenia po to, żeby skutecznie chronić nasz wspólny interes. Okazało się jednak nieudolnym strażnikiem, który przez serię błędów i zaniechań spowalniał rozwój. Tylko poprzez zdjęcie tej blokady w rzekomo strategicznych obszarach może się uwolnić kapitał wzrostu jaki dzisiaj cechuje pozbawiony hamulcowej roli państwa sektor nowoczesnych technologii.

Spektakularnym przykładem, również w Polsce, jest jak najbardziej „strategiczna” telekomunikacja. Dziś, nowoczesne państwo jest aktywne raczej przez sprawne instytucje regulacyjne, niż przez bezpośrednie zaangażowanie gospodarcze. Zamknięcie najważniejszych decyzji gospodarczych w gronie niewielkiej grupy ludzi sprawujących wielką władzę i narzucających swoje „strategiczne” wizje przy braku publicznej debaty grozi powtórzeniem tych samych błędów. Kreatywność obywateli, wolność gospodarcza, wycofywanie się państwa nawet z takich obszarów jak rynek gazu i energii, w połączeniu z Unią Europejską, która pokazała, że skutecznie potrafi walczyć o nasze interesy daje szansę na skok cywilizacyjny. Im silniejsza, sprawniejsza UE, tym bezpieczniejsza Polska. Im bardziej prorozwojowa, innowacyjna polska gospodarka, tym bardziej podmiotowa Polska w UE i silniejszy partner dla Wschodu. Nie da się tych procesów rozdzielić.

Ostatnio na łamach „Rzeczpospolitej"

o roli państwa w gospodarce przenikliwie pisał Leszek Balcerowicz. Znamienne, że człowiek, który w 89 i 90 roku musiał niejako w pojedynkę decydować o losach konkretnych przedsiębiorstw i sektorów dziś apeluje o przedefiniowanie roli państwa. Polska z 1989 i ta z 2013 to kompletnie różne państwa, gospodarki i społeczeństwa. W naszym przekonaniu głos Balcerowicza to zaproszenie do dyskusji o nowocześnie pojmowanym interesie narodowym. Spróbujmy najpierw go zdefiniować, a potem jeśli już ktoś bardzo musi, dyskutujmy kto jest jego wrogiem. Tylko tyle i aż tyle. W imię zdrowego rozsądku, w imię polskiej racji stanu.

Autorzy prowadzą działalność biznesową. Artykuł wyraża ich prywatne opinie.

Bezpieczeństwo – suwerenność – zagrożenie – zdrada. Polską politykę opisują słowa, które w większym stopniu są manifestacją emocji niż definicją rzeczywistości. Tymczasem w polityce, podobnie jak w nauce i ekonomii, to właśnie zwodnicze idee dają początek największym zagrożeniom.

Bezpieczeństwo – suwerenność – zagrożenie – zdrada. Polską politykę opisują słowa, które w większym stopniu są manifestacją emocji niż definicją rzeczywistości. Tymczasem w polityce, podobnie jak w nauce i ekonomii, to właśnie zwodnicze idee dają początek największym zagrożeniom.

Tak jak katastrofa smoleńska jest dramatycznym obrazem słabości polskiego państwa, tak sprowadzanie polskiej polityki wyłącznie do wymiaru tej katastrofy jest najbardziej przekonującym dowodem na abdykację z zajmowania się rzeczywistością. Blisko ćwierć wieku od odzyskania przez Polskę niepodległości albo będziemy w stanie odrzucić szereg szkodliwych koncepcji, które blokują nasz rozwój albo jako kraj staniemy w obliczu rządów nowej elity, która choć zapewni stabilność władzy to nie zabezpieczy nas przed konsekwencjami popełnianych przez nią błędów. Przede wszystkim jednak zmarnotrawimy olbrzymią energię pracy i kreatywności jaką Polakom dała wolność.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa