Po co przyszli do Polski sowieccy żołnierze

Miejsce pamięci poświęcone rosyjskim ofiarom wojny polsko-bolszewickiej byłoby niebezpieczną aberracją - pisze publicysta

Aktualizacja: 03.09.2009 22:19 Publikacja: 03.09.2009 19:56

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Polsko-rosyjskie pojednanie, według publicysty "GW" Pawła Wrońskiego, powinno wyglądać tak: "Ważne, by rzeczywiście powstały instytuty badające historię Polski i Rosji. W uczciwej dyskusji łatwiej będzie marginalizować radykałów z obu stron grających na historycznych emocjach. Ważne […], by np. w Tucholi, gdzie zmarło najwięcej jeńców wojny polsko-bolszewickiej, powstało miejsce pamięci. To prawda, ci jeńcy – w odróżnieniu od oficerów z Katynia – nie zostali zamordowani, lecz zmarli, ale w 1920 r. byli pod opieką państwa polskiego. Powinno się tak stać nie dlatego, że wypomniał to Putin, czy oczekujemy rewanżu, ale dlatego, że takie są nasze wartości" ("Dlaczego powinniśmy podziękować Putinowi", "GW", 3.09.2009 r.).

Czyje to "nasze wartości", chciałoby się zapytać? Polaków, Pawła Wrońskiego czy redakcji "Gazety Wyborczej"? Jakież to wartości każą stawiać pomniki najeźdźcom?

[srodtytul]Ofiary rewolucji[/srodtytul]

Zanim zostanę zmarginalizowany jako nieuleczalny polonofil i radykał, pozwolę sobie raz jeszcze zagrać na historycznych emocjach.

W czasie wojny polsko-bolszewickiej ok. 20 tysięcy rosyjskich żołnierzy zmarło w obozach jenieckich, najczęściej w wyniku ciężkich chorób zakaźnych. Ci sami żołnierze mogli zginąć na przedpolach Lwowa, nad Prypecią, w Radzyminie. Zapewne natychmiastowa śmierć od kuli przyniosłaby im ulgę, umieranie na tyfus było dodatkową, straszliwą karą. Gdyby jednak ponieśli śmierć na polu bitwy, tak jak dzieje się to zazwyczaj w trakcie wojen, zapewne żaden publicysta "GW" nie odważyłby się mówić o "miejscu pamięci" w Tucholi.

W istocie, jeńcy ci byli wówczas, jak pisze Wroński, "pod opieką państwa polskiego". Prawdopodobnie państwo polskie (istniejące od niespełna dwóch lat) nie zrobiło wszystkiego, co w jego mocy, by sowieckich żołnierzy w stosowny sposób opatrzyć i nakarmić. Nie wolno jednak zapominać, że epidemie szalały wówczas w całej Europie, a leczenie jeńców nie było priorytetem władz. Były bowiem zajęte czym innym: walczyły o to, by Polska przetrwała i by nie została zmasakrowana po raz enty przez hordy nadciągające ze Wschodu.

Nie wolno także przemilczać faktu, iż ci nieszczęśnicy, młodzi i często zupełnie nierozumiejący demonicznych zamiarów swoich mocodawców, nie znaleźli się na polskiej ziemi znikąd. Lenin poprowadził ich nad Wisłę po to, by ujarzmili Polskę, a następnie cały kontynent. Atak na nasz kraj był jedynie częścią scenariusza ogólnoeuropejskiej rewolucji. Gdyby ten plan się powiódł, śmierć 20 tysięcy rosyjskich żołnierzy w obozach jenieckich byłaby mało znaczącym epizodem, zapomnianym zapewne nawet przez samego Władimira Iljicza i jego następców. Gdyby ten plan się powiódł, mówilibyśmy dzisiaj raczej o milionach Polaków, Niemców, Francuzów, Holendrów rozstrzelanych, wywiezionych do łagrów, zagłodzonych. Na szczycie wieży Eiffla łopotałby czerwony sztandar, a "Berliner Zeitung" ukazywałby się po rosyjsku.

Czy ja naprawdę muszę wykładać takie oczywistości?

[srodtytul]"Wyrwanie języka, obcięcie uszów" [/srodtytul]

Propozycja Wrońskiego idzie naturalnie z duchem czasu. Dziś szanujący się intelektualista powinien powtarzać, iż każda wojna to "zawierucha dziejowa", która przynosi nieszczęście zarówno podbijanym, jak i tym, którzy podbijają. Że w imię historycznego pojednania, do dyskusji o tym czy tamtym konflikcie zbrojnym należy obowiązkowo wrzucać jak najwięcej "ale", "chociaż" i "aczkolwiek".

Był zatem Katyń, ale były też obozy w 1920 roku. Było wprawdzie Coventry, ale było też Drezno; był Pawiak, ale byli też niemieccy "wypędzeni". Był Hans Frank, choć był też przecież wybitnie utalentowany dowódca Rommel i bohaterski pułkownik Stauffenberg. Były japońskie okrucieństwa w Nankinie, ale też torturowani i mordowani przez Chińczyków japońscy żołnierze.

Kto zaś ponosi winę za tę czy tamtą "zawieruchę"? Do wyboru: 1. uwarunkowania geopolityczne; 2. traktat wersalski; 3. totalitaryzmy.

Czy naprawdę trudno zrozumieć, że w momencie, gdy w Tucholi zostanie odsłonięta tablica upamiętniająca sowieckich jeńców, Kreml odtrąbi na cały świat, że Polska okazuje skruchę? I że tym samym można uznać, że "sprawa Tucholi ORAZ Katynia" jest już załatwiona? Czy naprawdę trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób Władimir Putin wykorzysta taką uroczystość?

Gdybym chciał przyjąć argumentację i styl Pawła Wrońskiego, powinienem stwierdzić: owszem, w 1920 roku istniały obozy, w których umierali rosyjscy żołnierze, ACZKOLWIEK ginęli wówczas także polscy jeńcy. Archiwalne dokumenty ukazują ich potworny los i są powszechnie dostępne.

Oto ppor. Jan Smoleński, który pod koniec sierpnia 1920 r. uciekł Rosjanom, zeznaje, iż "dostał się do niewoli pod Śniadowem, otoczony przez kawalerię 17. Dywizji sowieckiej, ranny w prawe udo. Widział jak rannego komendanta 2. kompanii por. Pasternackiego kozacy zamordowali po uprzednim wyrwaniu mu języka i obcięciu uszów i nosa. Obdarto go doszczętnie z ubrania i odprowadzono na plac opatrunkowy, gdzie opatrzono mu prowizorycznie ranę. Do opatrunku używają starych bandaży, których mają pod dostatkiem" (Centralne Archiwum Wojskowe 1. Armii, tom 21).

W czerwcu tego samego roku szef Oddziału III Naczelnego Dowództwa WP płk Julian Stachiewicz pisze do szefa sanitarnego "w sprawie okrucieństw bolszewickich" w stosunku do jeńców: "Przesyła się do wiadomości i wszczęcia odpowiedniej akcji protestującej odpis meldunku dowództwa frontu gen. Szeptyckiego w sprawie okrucieństw bolszewickich. […] Przy odpieraniu ataków wroga w dn. 24.05 niżej wymienionych rannych szeregowych II 32. pp. […] nie zdołano wynieść i pozostawiono na placu boju pod wsiami Zamosze – Zawidno. W dniu 25.05 po odbiciu wroga i przywróceniu starych pozycji znaleziono ich z rozprutymi brzuchami, powyrywanymi wnętrznościami, porąbanymi czaszkami, pokłutymi pachwinami […]. Są to: 1) Szereg. Karasin ranny w ramię, dobity przez rozprucie brzucha i wyrwanie wnętrzności. 2) Szereg. Kuldacik Stanisław ranny w prawy bok – dobity przez porąbanie pokrywy czaszki szablą. Mózg porąbany leżał koło trupa. 3) Szereg. Abiedziński Teofil lekko ranny w klatkę piersiową – dobity przez potłuczenie głowy kolbą. Ciało jego przedstawiało jedną masę zbitą. 4) Szereg. Łechmański Paweł ranny w głowę – dobity przez pokłucie pachwiny bagnetem. […]" (CAW, szef sanitarny NDWP, tom 120).

I jeszcze fragment "Komunikatu Biura Prasowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, dotyczącego obozów dla jeńców Polaków w Rosji" z końca sierpnia 1921 roku: "Obóz Rożdżestwieński w Moskwie. Lokal […] zanieczyszczony, wskutek przepełnienia. Kilkunastu jeńców śpi w wilgotnych suterenach na brudnej podłodze, bez żadnego podesłania. Sienniki posiada niespełna 1/8 części jeńców. Sienniki te są o tyle brudne, stare i przepełnione robactwem, że nawet bardzo słabi i chorzy jeńcy w mojej obecności odmówili używania takowych. […] Kąpiel bardzo rzadko. Odwszania nie przeprowadza się, zawszenie znaczne, ogromna ilość pluskiew. […] Boso chodzi 60 proc. jeńców. […] Kupy kału w podwórzu, przepełnienie prymitywnych jam klozetowych. […] Cały oddział chorych na świerzbę śpi na podłodze, bez żadnego posłania. […] Chory na gruźlicę otwartą leży tuż obok uzdrowieńców po tyfusie; inwalida z raną niezagojoną leży w okropnych brudnych łachmanach. Około 30 proc. jeńców cierpi na początkowe objawy szkorbutu, inni mają wygląd wycieńczony, anemiczny" (Monitor Polski nr 194 z 27.08.1921 roku).

Wielu polskich żołnierzy nie miało tyle szczęścia – by wspomnieć tylko rzezie dokonywane przez Rosjan na jeńcach w Zadwórzu, Bystrykach czy spalenie żywcem 600 osób w szpitalu polowym w Berdyczowie.

Taka była tamta wojna i kilka następnych. Naszym obowiązkiem jest pamięć o Polakach zabitych przez bolszewickie wojska, a także modlitwa za dusze sowieckich żołnierzy, także tych, szczególnie tych, którzy latem 1920 roku dokonywali czynów bestialskich. Jednak miejsce pamięci w Tucholi byłoby niebezpieczną aberracją.

[srodtytul]Poczekajmy na przełomowy gest [/srodtytul]

Władimira Putina wizyta na Westerplatte była niewątpliwie ciężkim przeżyciem. Nikt nie "kupił" bowiem jego wersji najnowszej historii Europy. Wystarczyło przeczytać komentarze w największych światowych dziennikach, by dostrzec, że prawda o wrześniu 1939 r. wybrzmiała z niezwykłą siłą. Dobrze się stało, że polski rząd nie reagował na wcześniejsze zaczepki ze strony Kremla, i że Putin ostatecznie pojawił się w Gdańsku. Premier Donald Tusk wziął na siebie ogromne ryzyko, ale ten gambit przyniósł mu sukces.

Jednak przechadzka dwóch premierów po sopockim molo nie może oznaczać, że rzucimy się sobie teraz w objęcia i w imię epokowego pojednania zaczniemy składać kwiaty na obelisku ku czci sowieckich ofiar wojny polsko-bolszewickiej. Poczekajmy na prawdziwie przełomowy gest z drugiej strony. Piłka, od wielu lat, jest po tamtej stronie boiska.

PS. W ostatnim tygodniu sierpnia w Moskwie otwarto ponownie, po długich zabiegach restauracyjnych, stację metra Kurskaja. Pod imponującą kopułą, ze szczególną pieczołowitością odnowiono wyryty w ścianie ogromny napis, będący fragmentem pierwszej wersji hymnu Związku Sowieckiego: "Wychował nas Stalin w wierności ludowi, do wielkich zapalał nas trudów i dzieł!".

Polsko-rosyjskie pojednanie, według publicysty "GW" Pawła Wrońskiego, powinno wyglądać tak: "Ważne, by rzeczywiście powstały instytuty badające historię Polski i Rosji. W uczciwej dyskusji łatwiej będzie marginalizować radykałów z obu stron grających na historycznych emocjach. Ważne […], by np. w Tucholi, gdzie zmarło najwięcej jeńców wojny polsko-bolszewickiej, powstało miejsce pamięci. To prawda, ci jeńcy – w odróżnieniu od oficerów z Katynia – nie zostali zamordowani, lecz zmarli, ale w 1920 r. byli pod opieką państwa polskiego. Powinno się tak stać nie dlatego, że wypomniał to Putin, czy oczekujemy rewanżu, ale dlatego, że takie są nasze wartości" ("Dlaczego powinniśmy podziękować Putinowi", "GW", 3.09.2009 r.).

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa