Są takie teksty polemiczne, których autorzy, próbując roznieść w pył argumenty przeciwnika, niechcący niemal w całości potwierdzają ich prawdziwość. Tak właśnie było z polemiką dr. Tymoteusza Zycha z Ordo Iuris z moim felietonem z „Plusa Minusa”.
Dwa tygodnie temu napisałem, że dyskusja o walce z hejtem po tragicznej śmierci Pawła Adamowicza pokazała intelektualną słabość prawicy. Gdy liberałowie zabrali się do walki z mową nienawiści, konserwatyści z Ordo Iuris zaczęli bić na alarm, że to propaganda LGBT. Wrażenie było takie, że katolikom nienawiść nie przeszkadza. Napisałem też, że OI kojarzy mi się z popieraniem ustawy, która przewidywała karę więzienia dla kobiet decydujących się na aborcję, a także z kibicowaniem zmianom w prawie, które jednorazowego pobicia żony nie traktowały jako przemocy w rodzinie.
Ubolewałem, że katolicy zyskują wizerunek fundamentalistów domagających się wprowadzenia katolickiej wersji szariatu. I konkludowałem, że prawica nie ma dziś pomysłu na walkę z hejtem, bo zbyt długo cieszyła się z tego, że ten hejt wymierzony był w politycznych przeciwników. W efekcie jest bezradna wobec zła, które rozlewa się z różnych zakątków w sieci.
Ordo Iuris nie było głównym bohaterem mojego tekstu, jedynie egzemplifikacją pewnego zjawiska. Mimo to liderzy tej organizacji zapałali świętym oburzeniem. Początkowo na Twitterze zagrozili „krokami prawnymi”, później jednak przyjęli zaproszenie „Rzeczpospolitej” do napisania polemiki.
Niestety, koncertowo zmarnowali szansę. Przedstawili się jako grupa niestrudzonych wojowników, którzy walczą z marksizmem kulturowym. Wrogiem Ordo Iuris ma być „potężna machina socjotechniki uruchamiana przy okazji każdego istotnego sporu etycznego”, by odebrać im prawo głosu. W ten sposób zapisany zostałem do grona lewaków, sympatyków marksizmu uprawiających antykatolicką socjotechnikę, którzy cenzurują prasę i wyrzucają katolickich mówców z uniwersytetu.