Generał Jaruzelski to mitoman

Całkowita bezkarność i wsparcie części mediów zrodziły w Jaruzelskim poczucie, że może iść na całość – twierdzi historyk

Aktualizacja: 27.07.2011 14:41 Publikacja: 26.07.2011 19:35

Piotr Gontarczyk

Piotr Gontarczyk

Foto: Rzeczpospolita

Po telewizyjnej emisji filmu Roberta Kaczmarka pt. "Towarzysz generał" rozmaite kolorowe pisemka przystąpiły do ocieplania wizerunku głównego bohatera obrazu Wojciecha Jaruzelskiego. Teraz dołączył do nich "Wprost", publikując wywiad  rzekę Zbigniewa Hołdysa z byłym komunistycznym dyktatorem.

Oprócz zestawu znanych od lat niedorzeczności, dzięki którym były I sekretarz PZPR przekonuje, że wprowadzając stan wojenny, zbawił Polskę, pojawił się element nowy. Jaruzelski przedstawił się jako Konrad Wallenrod, który całe swoje życie zabiegał o niepodległość Polski i demokrację. Finezyjną walkę z wrogim systemem miał podjąć już w chwili zakończenia II wojny światowej.

Jak powiedział sam bohater: "było poczucie, że powstaje jakaś szansa, że Polska może być państwem, nawet ułomnym, nawet zależnym, ale państwem narodowym we wszystkich sferach jego działalności. Więc stabilności takiej Polski trzeba strzec, umacniać ją i stopniowo zmieniać. To mi później towarzyszyło. I doszło do Okrągłego Stołu".

Droga towarzysza generała do przełomu 1989 r. wydaje się jednak znacznie bardziej kręta, niż dziś widzi to sam generał. Jej kluczowe elementy warto zawsze chronić od zapomnienia.

Mitoman

Autobiografię zaprezentowaną we "Wprost" otwierają opowieści bohatera z czasów II wojny światowej: Niemcy padają jak muchy, a Jaruzelski co i rusz zbiera kolejne zasłużone awanse. Kłopot w tym, że znaczna część tej legendy to mistyfikacja preparowana po wojnie przez samego bohatera i podległych mu "naukowców" z Wojskowego Instytutu Historycznego. Przez wiele lat Główny Zarząd Polityczny WP blokował na przykład wydanie pamiętników Berlinga, domagając się, by ten wcześniej dołożył do tekstu kilka niezbędnych poprawek o "młodym, zdolnym podporuczniku Jaruzelskim".

W latach 80. okazało się, że towarzysz generał niemal sam  – by sięgnąć po innego klasyka  – "tymi ręcami" rozbił armię niemiecką na Pomorzu. Byli jednak tacy, którzy tę wizję kwestionowali. Piotr Jaroszewicz wspominał po latach: "chociaż napływały do mnie niemal codziennie meldunki o bohaterstwie żołnierzy I Armii w walkach, nie pamiętam, aby kiedykolwiek wśród zasłużonych bohaterów pojawiło się jego nazwisko. (...) Dlatego zdziwiło mnie niezmiernie, że w 1985 roku w 40. rocznicę walk o Wał Pomorski głównym bohaterem dnia był właśnie Jaruzelski, a gen. Florian Siwicki wygłosił wręcz wiernopoddańcze przemówienie na temat bohaterskich wyczynów swojego szefa".

Zdaje się, że sam Jaruzelski nie bardzo już wie, co w jego życiorysie jest prawdą, a co mistyfikacją. W rozmowie z Hołdysem stwierdził na przykład, że pierwszy stopień oficerski otrzymał już w 1943 r. Informacja jest nieprawdziwa – wydarzenie to miało miejsce dużo później, pod koniec 1944 r.

Co ciekawe ostatnimi laty Jaruzelski utrzymywał, że w czasie wojny był dwukrotnie ranny, a także – jesienią 1944 r. na przyczółku warecko-magnuszewskim – poważnie kontuzjowany. Ale wszystkie dokumenty z lat 1943 – 1946 pochodzące z jego teczki personalnej w jednej kwestii są wyjątkowo zgodne: Jaruzelski nigdy nie był ranny.

Zresztą, niebezpieczne skłonności generała do koloryzowania dały znać o sobie już w czasach jego młodości. W 1944 r. Jaruzelski pisał do matki i siostry, że objął dowództwo kompanii. Kłopot w tym, że nigdy nie dowodził jednostką większą niż pluton, a w liście do najbliższej rodziny po prostu mijał się z prawdą. W innych listach twierdził, że jako jeden z pierwszych wkroczył w styczniu 1945 r. do Warszawy.

Wkrótce potem z Pomorza Zachodniego pisał: "wczoraj dotarliśmy do morza i znów miałem szczęście być pierwszym Polakiem, który napoił konia w morzu, o czym pisały dwie gazety". Koń słonej wody raczej nie pije. A o Jaruzelskim nikt wtedy w gazetach nie pisał. Słowa towarzysza generała należy więc traktować z pewnym dystansem. W jego przypadku prawda od lat ustępuje megalomanii i "kompleksowi prymusa".

Utrwalacz

Im dalej w głąb swojej biografii, tym częściej rozmówca "Wprost" mija się z prawdą i dokonuje kolejnych manipulacji. W sposób fałszywy przedstawia swój udział w zaprowadzaniu komunistycznych porządków w latach 1946 – 1947.

Jaruzelski  rozpracowywał wówczas polskie podziemie między innymi w Piotrkowskiem. W czasie wyborów z 1947 r. jego jednostka wysyłała w teren tzw. grupy ochronno-propagandowe, które terroryzowały miejscową ludność i aresztowały sympatyków PSL. Tych, którzy z bronią w ręku stawiali wówczas opór komunistom, Jaruzelski nazywał wcześniej bandytami. Dziś już się tak nie da, więc zmienił taktykę i pyta Hołdysa retorycznie: "mam szacunek dla tych wszystkich, którzy kierując się patriotycznymi motywami, szli do lasu – ale czy nie byli patriotami ci, którzy stanęli po drugiej stronie?".

Nie ma znaku równości pomiędzy działaczami polskiego podziemia walczącymi o niepodległość a zwalczającymi ich funkcjonariuszami UB i ludźmi formatu Jaruzelskiego. Ci pierwsi pozostaną bohaterami. Ci drudzy – działającymi na szkodę Polski budowniczymi komunistycznego systemu.

W czasach najgłębszego stalinizmu towarzysz generał znalazł się w instytucjach centralnych MON. W ramach umacniania wolnej Polski chwilowo ją sowietyzował. Jeździł po kraju na inspekcje szkół wojskowych, w których kontrolowano wiedzę przyszłych oficerów na temat towarzysza Stalina i przodujących nauki radzieckiej pod przewodnictwem Trofima Łysenki.

Co dość charakterystyczne, w czasie wspomnianych kontroli podstawą weryfikacji właściwego światopoglądu uczniów nie była linia polityczna Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, tylko ideologia sowieckiej KPZR. Po jednej z kontroli, w marcu 1951 r. Jaruzelski pisał: "podstawowa masa kadry i stanu zmiennego szkoły rozumie zachodzące u nas przemiany, oddana jest prawie budownictwa socjalizmu i przyjaźni dla potężnej twierdzy pokoju, ZSRR. W szkole w widoczny sposób wśród całego stanu osobowego wzrosło przywiązanie i zrozumienie dla PZPR oraz umocnienie miłości do WKP(b) i wodza postępowej ludzkości Generalissimusa Stalina".

Po Październiku 56. ludzi skompromitowanych sowietyzowaniem WP usuwano na podrzędne stanowiska. Jaruzelski wyczuł zmianę klimatu i za wszelką cenę usiłował wyjechać z Polski na studia w ZSRR. Bezskutecznie. Ostatecznie w 1957 r. trafił do 12. Dywizji Piechoty w dość odległym od stolicy Szczecinie. Stąd jednak dzięki sprytowi i wiernopoddańczemu stosunkowi do nowej ekipy udało mu się wydostać już po kilku latach.

Tropiciel niepokornych

W 1960 r. patriotyzm tow. Jaruzelskiego zaprowadził go na stanowisko szefa Głównego Zarządu Politycznego WP. Struktura ta zajmowała się indoktrynacją na niespotykaną poza wojskiem skalę. Patriotyzm identyfikowano wprost jako wierność partii komunistycznej i Związkowi Sowieckiemu. Propaganda GZP była znacznie bardziej pryncypialna i agresywna niż ta PZPR. Aparat kierowany przez Jaruzelskiego prócz indoktrynacji zajmował się tropieniem każdego "podejrzanego politycznie odszczepieńca".

Szczególnie dużo uwagi Jaruzelski poświęcił walce z Kościołem katolickim. Z właściwą sobie pedanterią szef GZP wydawał kolejne zarządzenia i instrukcje w sprawie indoktrynacji i prześladowań powoływanych do wojska alumnów. Głównym celem tych działań było zmuszenie ich do rezygnacji z dalszych studiów na rzecz życia świeckiego.

Wedle jednego z dokumentów podpisanych przez Jaruzelskiego w 1964 r. oficerowie polityczni, którzy pracowali nad alumnami, mieli w czasie pogadanek zwracać uwagę między innymi na "antyhumanitarny charakter religii, istotą której jest czynienie z człowieka bezwładnego narzędzia w rękach klas panujących oraz demaskowanie pseudopatriotycznego oblicza kleru, a szczególnie jego hierarchii".

Dalszy żywot tow. Jaruzelskiego jest już lepiej znany: czystki antyżydowskie rozpoczęte w wojsku w 1967 r., które towarzysz generał kończył gdzieś w latach 80., oraz inwazja na Czechosłowację. W 1970 r. masakra na Wybrzeżu, za którą był co najmniej współodpowiedzialny.

Żenująca uniżoność

Wcześniej, w 1968 r., w dniu, w którym miały miejsce pierwsze protesty studenckie, Władysław Gomułka podjął decyzję o mianowaniu Jaruzelskiego ministrem obrony narodowej. Już 17 marca 1968 nowy szef MON wydał "Zarządzenie w sprawie powoływania i przebiegu służby wojskowej relegowanych i zawieszonych w prawach studenta" umożliwiające błyskawiczne wzięcie w kamasze niepokornej młodzieży.

Tych, którzy nieopatrznie byli niezdolni do służby wojskowej, miano wezwać na komisje lekarskie, by "uaktualnić" im kategorię zdrowia. Wybrano dla nich specjalne jednostki z daleka od Warszawy (Żagań, Hrubieszów), gdzie mieli zostać poddani rozmaitym szykanom. Zresztą podobne metody zastosowano wobec "ekstremistów" z "Solidarności" w 1982 r.

Także z powodu jego późniejszej działalności nie bardzo da się mówić o Jaruzelskim jako o mężu opatrznościowym Polski. W wywiadzie udzielonym "Wprost" towarzysz generał utrzymuje, że przez lata PRL umacniał stabilność i bezpieczeństwo Polski. Sęk w tym, że robił coś dokładnie przeciwnego: w latach 70. WP było bardziej uzależnione do Sowietów niż za jego poprzedników.

Sam Jaruzelski prezentował wobec sowieckiej kadry dowódczej postawę wręcz żenującą swoją uniżonością. Wspólnie z Sowietami gotował ludowe Wojsko Polskie do inwazji na Zachód, co (gdyby wojna doszła do skutku) nieuchronnie skończyłoby się nuklearnym kontratakiem Zachodu i całkowitym unicestwieniem Polski. Lata 80. to stan wojenny i niemal dekada wyjątkowo nieudolnych rządów, które doprowadziły do cywilizacyjnego regresu i gospodarczego upadku.

Tymczasem dziś w tygodniku "Wprost" Jaruzelski wychwala swoje rzekome zasługi. Ma do nich należeć fakt, że pod koniec lat 80. uzyskał od Michaiła Gorbaczowa dokumenty katyńskie i oficjalne potwierdzenie, kto jest autorem zbrodni: "przecież to ja pierwszy  po pięciu latach usilnych starań wydarłem oficjalne uznanie prawdy o Katyniu".

Prawda o Katyniu mogła oficjalnie ujrzeć światło dzienne, bo w Moskwie pojawił się Gorbaczow, a zasługi Jaruzelskiego w tej sprawie są rzeczą trzeciorzędną. W niczym nie rekompensują faktu, że wcześniej, przez kilkadziesiąt lat, towarzysz generał był jednym z najważniejszych strażników nie tylko kłamstwa katyńskiego, ale też całej gamy innych faktów historycznych ukrywanych przez władców PRL. Tych naukowców, którzy półgębkiem wspominali o niewygodnych tematach, wyrzucano wówczas z pracy. Tak jak Jaruzelski w latach 70. osobiście wyrzucał z pracy prof. Marię Turlejską.

To Główny Zarząd Polityczny WP Jaruzelskiego na masową skalę fałszował historię Polski. To jego podwładni w czasie karnawału "Solidarności" w ciągu jednego dnia usunęli "pomnik katyński" postawiony na Powązkach. To jego SB ścigało drukarzy i kolporterów podających prawdę o mordzie w Katyniu.

Z punktu widzenia tych jego zasług dzisiejsze wyznania Jaruzelskiego o "wydarciu uznania prawdy o Katyniu" brzmią jak groteska. Nie mniej zabawnie brzmią słowa generała o wielkich zasługach na drodze do budowania demokracji poprzez zorganizowanie obrad Okrągłego Stołu. Jaruzelski oddawał władzę, bo gospodarka była w stanie agonalnym, a sam system – nie do obrony. Generał ścigał się wtedy z czasem, a Okrągły Stół był dla niego jedyną szansą, by nie skończyć tak jak później skończył tow. Ceausescu.

Jaruzelski dobrze wie, kim jest i co w swoim życiu robił. Zapewne dlatego w 1990 r. kazał zniszczyć wszystkie stenogramy Biura Politycznego z lat 1981  – 1989 – dokumenty kluczowe dla zrozumienia i opisu funkcjonowania mechanizmów jego dyktatury. Równie dokładnie wyczyszczono inne dokumenty PZPR dotyczące jego osobistej działalności.

Wiedzę z tych dokumentów od 20 lat Jaruzelski usiłuje zapełnić swoimi wyjaśnieniami, referatami i wywiadami. Ich wartość jest głównie makulaturowa, tak samo jak wywiad opublikowany w ostatnim "Wprost". Bardziej niż historię ilustruje on mechanizmy funkcjonowania polskich mediów i stan świadomości bohatera wywiadu. Tekst jest typową ustawką pozwalającą generałowi na kolejne powtórzenie w przestrzeni publicznej własnej zmistyfikowanej wersji historii.

Cierpiętnicze miny

Bardzo charakterystyczna jest również postawa samego Jaruzelskiego. Dzięki degrengoladzie wymiaru sprawiedliwości III RP przez 20 lat nie odpowiedział on za żaden ze swoich  czynów: ani za niszczenie akt, ani za Grudzień 70., ani za stan wojenny, który był zwykłym puczem wojskowym nawet w świetle obowiązującego wówczas prawa.

Jaruzelski przez lata mógł na salach sądowych robić cierpiętnicze miny starca z trudem opierającego się na lasce, po czym po rozprawie rześkim krokiem ruszał do kasyna oficerskiego na spotkanie z plejadą kadry wojskowej PRL i III RP. Dziś poczucie całkowitej bezkarności i wsparcie części mediów zrodziły w genseku poczucie, że może iść na całość i publicznie uznać się za Konrada Wallenroda.

Mamy wolny kraj, więc każdy może uznawać się za kogo mu się podoba. Osobiście jednak w operacji "Wallenrod" nie wróżę Jaruzelskiemu przesadnych sukcesów. Bo jaki jest koń, to każdy widzi, i akurat z tego konia nic innego zrobić się nie da.

Autor jest historykiem i politologiem zajmującym się najnowszą historią. Przygotowuje biografię polityczną Wojciecha Jaruzelskiego

Po telewizyjnej emisji filmu Roberta Kaczmarka pt. "Towarzysz generał" rozmaite kolorowe pisemka przystąpiły do ocieplania wizerunku głównego bohatera obrazu Wojciecha Jaruzelskiego. Teraz dołączył do nich "Wprost", publikując wywiad  rzekę Zbigniewa Hołdysa z byłym komunistycznym dyktatorem.

Oprócz zestawu znanych od lat niedorzeczności, dzięki którym były I sekretarz PZPR przekonuje, że wprowadzając stan wojenny, zbawił Polskę, pojawił się element nowy. Jaruzelski przedstawił się jako Konrad Wallenrod, który całe swoje życie zabiegał o niepodległość Polski i demokrację. Finezyjną walkę z wrogim systemem miał podjąć już w chwili zakończenia II wojny światowej.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Mniej czy więcej Zachodu? W Polsce musimy przemyśleć naszą własną rolę
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Bluesky zamiast X. Czy nowa platforma będzie lepszym Twitterem? Mam wątpliwości
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Panie prezydencie, proszę dać Eisenbergowi polskie obywatelstwo
Opinie polityczno - społeczne
Chrześcijańskie spojrzenie na nową kadencję ustawodawczą w Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Europejczycy chcą ochrony klimatu, ale mają obawy o koszty
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Europo, koniec jeżdżenia na gapę!