Po telewizyjnej emisji filmu Roberta Kaczmarka pt. "Towarzysz generał" rozmaite kolorowe pisemka przystąpiły do ocieplania wizerunku głównego bohatera obrazu Wojciecha Jaruzelskiego. Teraz dołączył do nich "Wprost", publikując wywiad rzekę Zbigniewa Hołdysa z byłym komunistycznym dyktatorem.
Oprócz zestawu znanych od lat niedorzeczności, dzięki którym były I sekretarz PZPR przekonuje, że wprowadzając stan wojenny, zbawił Polskę, pojawił się element nowy. Jaruzelski przedstawił się jako Konrad Wallenrod, który całe swoje życie zabiegał o niepodległość Polski i demokrację. Finezyjną walkę z wrogim systemem miał podjąć już w chwili zakończenia II wojny światowej.
Jak powiedział sam bohater: "było poczucie, że powstaje jakaś szansa, że Polska może być państwem, nawet ułomnym, nawet zależnym, ale państwem narodowym we wszystkich sferach jego działalności. Więc stabilności takiej Polski trzeba strzec, umacniać ją i stopniowo zmieniać. To mi później towarzyszyło. I doszło do Okrągłego Stołu".
Droga towarzysza generała do przełomu 1989 r. wydaje się jednak znacznie bardziej kręta, niż dziś widzi to sam generał. Jej kluczowe elementy warto zawsze chronić od zapomnienia.
Mitoman
Autobiografię zaprezentowaną we "Wprost" otwierają opowieści bohatera z czasów II wojny światowej: Niemcy padają jak muchy, a Jaruzelski co i rusz zbiera kolejne zasłużone awanse. Kłopot w tym, że znaczna część tej legendy to mistyfikacja preparowana po wojnie przez samego bohatera i podległych mu "naukowców" z Wojskowego Instytutu Historycznego. Przez wiele lat Główny Zarząd Polityczny WP blokował na przykład wydanie pamiętników Berlinga, domagając się, by ten wcześniej dołożył do tekstu kilka niezbędnych poprawek o "młodym, zdolnym podporuczniku Jaruzelskim".