Dla kogo misja tworzenia rządu? Piotr Semka

Już można wyobrazić sobie polityczną komedię. W razie wygranej PiS Tusk wzywa prezydenta, by powierzył Kaczyńskiemu misję utworzenia rządu. Komorowski wychwala szlachetność Tuska, ale decyduje, że nowy rząd utworzy polityk PO – przewiduje publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 07.10.2011 01:41

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Nie wiem, kto uzyska największą liczbę głosów w najbliższych wyborach. Realnie patrząc, w grę wchodzą tylko PiS i PO. Czy jednak to lider zwycięskiego ugrupowania otrzyma od prezydenta misję tworzenia rządu? Tej zasady trzymał się Aleksander Kwaśniewski w 2001 i w 2005 roku oraz Lech Kaczyński w 2007 roku. Jeszcze do niedawna taka kolej rzeczy wydawała się oczywista.

Ale w ciągu minionego roku parokrotnie Bronisław Komorowski zastrzegał, że nie jest pewne, iż to zwycięzcy wyborów zostanie powierzona misja tworzenia rządu. Obecny prezydent wbrew dotychczasowemu obyczajowi politycznemu uzależnił wybór kandydata na premiera od własnej oceny jego możliwości koalicyjnych.

Gdy rok temu Komorowski po raz pierwszy zaznaczył, że chce mieć wolną rękę w tej kwestii, zaskoczyło to wielu polityków i ludzi mediów. Liczni dziennikarze wertowali wówczas na gwałt egzemplarze konstytucji, aby odkryć, że istotnie nie ma automatu nakazującego głowie państwa uhonorowanie szefa zwycięskiej partii. W myśl Konstytucji RP obowiązującej od 1997 roku (art. 154 pkt 1) „prezydent Rzeczypospolitej desygnuje prezesa Rady Ministrów, który proponuje skład Rady Ministrów. Prezydent Rzeczypospolitej powołuje prezesa Rady Ministrów wraz z pozostałymi członkami Rady Ministrów w ciągu 14 dni od dnia pierwszego posiedzenia Sejmu lub przyjęcia dymisji poprzedniej Rady Ministrów i odbiera przysięgę od członków nowo powołanej Rady Ministrów".

Wielu komentatorów uznało wtedy deklarację Komorowskiego za subtelny sygnał dla Tuska, że może go zastąpić Grzegorz Schetyna, bo w zwycięstwo Platformy w kolejnych wyborach nikt nie wątpił. Dziś ostrzeżenie prezydenta wspominane jest z otuchą przez tych zwolenników PO, którzy boją się wygranej Prawa i Sprawiedliwości. Przeraża ich hipotetyczna wizja powierzenia Kaczyńskiemu misji tworzenia rządu nawet na dwa tygodnie.

Chyba na przekór takim lękom wypowiedział się ostatnio Donald Tusk: – To, czy ktoś ma zdolność koalicyjną, powinno się sprawdzić w działaniu. Próbę tworzenia rządu powinien podjąć lider zwycięskiego ugrupowania – stwierdził we wtorek. Dodał wprost, że w razie wygranej PiS Kaczyńskiemu powinna zostać powierzona misja tworzenia rządu. Cóż z tego, gdy nieco wcześniej na tej samej konferencji Tusk przypomniał, że „prezydent Bronisław Komorowski ma konstytucyjne uprawnienia i tylko od niego na początku będzie zależało, komu powierzy misję tworzenia rządu".

Już można wyobrazić sobie polityczną komedię. W razie wygranej PiS Tusk wzywa prezydenta, by powierzył liderowi opozycji misję utworzenia rządu. Komorowski wychwala szlachetność Tuska, ale decyduje, że nowy rząd będzie klecił „drogi Donald" lub inny polityk PO.

Kultura polityczna

Czy jednak kwestia utrzymania dobrego politycznego obyczaju desygnowania szefa zwycięskiej partii do misji tworzenia rządu winna zależeć wyłącznie od kurtuazji Komorowskiego?

I tu dochodzimy do różnic w kulturze politycznej PO i PiS. Gdy Lech Kaczyński w październiku 2007 roku stanął wobec wygranej Platformy, uznał za jasne, że misja tworzenia rządu powinna zostać powierzona Donaldowi Tuskowi – liderowi zwycięskiego ugrupowania.

Jeśli na coś zwracano wtedy uwagę, to nie na sam fakt nominacji Tuska – uważany za oczywisty – ale na to, że ówczesny prezydent wręczył nominację w 16 sekund. A przecież Lech Kaczyński, powołując się na swobodę, jaką daje mu konstytucja, mógł misję tworzenia rządu powierzyć swemu bratu. Owszem, szansy na stworzenie Rady Ministrów prezes PiS raczej nie miał, ale Tuskowi zafundowano by tydzień czy dwa upokarzającego czekania na swoją kolej.

Czy wyobrażacie sobie państwo, jaka byłaby rekcja Platformy, gdyby Lech Kaczyński pozwolił sobie na taką demonstrację  władzy? Prezydent Kaczyński nie zdecydował się na taki gest, tak jak nie uległ namowom rozwiązania Sejmu w lutym 2007 roku. Zbyt szanował obyczaj polityczny.

Tymczasem obecne zapowiedzi Bronisława Komorowskiego, że przekaże misję tworzenia rządu temu, kogo uzna za stosowne, uznano za coś normalnego. Być może wygra PO i wtedy gabinet Tuska w naturalny sposób przedłuży swoją misję. Ale co się stanie, gdy wygra PiS? Doświadczenia ostatnich sześciu lat wskazują raczej na taktykę: „nie ustępować PiS ani na milimetr".

Rola demiurga

Niezależnie od tego, kto wygra wybory, ogólnikowy zapis w konstytucji dający prezydentowi swobodę w wyborze kandydata na premiera trzeba zmienić. Bo taka swoboda zbytnio wzmacnia władzę prezydenta. Może go kusić rola demiurga powyborczych koalicji. Jaki jednak sens ma wtedy walka partii o zdobycie jak najwyższego wyniku? Czy wielu wyborców nie będzie miało wtedy prawa czuć się oszukanymi? Wybory do Sejmu w tym roku już miały charakter wyborów kandydata na premiera. A szansa stworzenia nowego układu rządowego motywuje wyborców do aktywności w kampanii wyborczej.

Dawanie prezydentowi prawa do oceny, który polityk ma szansę coś zbudować, a który nie, jest okazją, by mógł utrącać nielubianych adwersarzy. Bo często dopiero otrzymanie misji tworzenia rządu zmienia dynamikę sytuacji politycznej.

Już niedługo prezydent pokaże, jak rozumie swoją rolę. Czy trzymać się będzie zwyczaju uhonorowania lidera partii, która otrzyma największą liczbę głosów, czy też wejdzie w nieczytelne gry? Czy zwycięży platformerski partykularyzm czy szacunek dla dotychczasowych obyczajów?

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa