Polska Tuska jak z Barei

Przed rządami Platformy polityk złapany na niemoralnym zachowaniu, kłamstwie, aferze czy korupcji musiał się pokajać, wytłumaczyć. Dziś polityków niemoralność przestała uwierać – twierdzi publicysta.

Publikacja: 16.12.2013 01:00

Polska Tuska jak z Barei

Foto: archiwum prywatne

Jak w historii polskiej myśli politycznej zapiszą się dwie kadencje rządów Donalda Tuska? Z czym kojarzyć się będzie jego władza za dziesięć, piętnaście lat, kiedy wygasną emocjonalne spory, a zastąpią je analizy politologiczne? Wydaje się, że najbardziej trwałym dorobkiem epoki Tuska jest fatalna kultura polityczna kojarzona przede wszystkim z kumoterstwem, załatwiactwem i polityczną korupcją.

Skolonizowana gospodarka

Kultura polityczna, którą ekipa Tuska w wielu obszarach mocno obniżyła, jest tak ważna, ponieważ w kraju demokratycznym stosunkowo mała część życia publicznego regulowana jest nakazami prawa, a stosunkowo duża – kulturą polityczną właśnie. To ona określa tradycyjne, utrwalone, ale także nowe zasady postępowania w życiu publicznym. To ten niepisany kodeks postępowania wskazuje, co politykowi wolno, a czego nie, co wypada zrobić i powiedzieć, a czego powinien unikać, by nie stracić twarzy.

Dla Maxa Webera kultura polityczna to styl bycia ludzi – przede wszystkim polityków. W jej skład wchodzą więc takie elementy, jak: posługiwanie się prawem, stosunek do wyborców, do jawności działań politycznych i do korupcji. Kultura polityczna określa wreszcie stosunek do kłamstwa w życiu publicznym oraz klimat debaty i sporów politycznych. W krajach skandynawskich na przykład nikt nie rozstrzeliwuje polityków przyłapanych na korupcji, a mimo to pokusa kłamstwa lub protekcji nie przychodzi tam politykom do głowy, ponieważ wiąże się to z powszechnym potępieniem i końcem kariery.

Kultura polityczna III RP ciągle krucha i nieukształtowana, zmagająca się dodatkowo z balastem czasów PRL, jest szczególnie wrażliwa na przejmowanie stylu poszczególnych liderów politycznych. Każdy prezydent i premier dokładał swoją cegiełkę do całości, kształtując pewien obyczaj i normę (propaństwowość i odpowiedzialność Tadeusza Mazowieckiego) lub antynormę i antyobyczaj (Lech Wałęsa ręcznie sterujący służbami), które później naśladowali jego następcy. Kiedy politycy upowszechniają antynormy, które uchodzą im na sucho, wtedy ich następcy sięgają po te same schematy, wiedząc, że nie grożą im zbyt daleko idące konsekwencje.

Wzorcem pozostałym w spadku po ekipie Donalda Tuska, który najtrudniej będzie wyplenić, jest korupcja polityczna. Przez sześć lat swoich rządów PO skolonizowała wszystkie gałęzie administracji publicznej, gospodarki, kultury i większą część samorządów. Wszędzie są ludzie Platformy lub urzędnicy z nadania tej partii. Przez dwie kadencje rządów tego ugrupowania nie było chyba większego przetargu, w którym organy kontrolne nie wykazałyby poważnych nieprawidłowości.

Następujące po sobie afery jak tsunami wyrzucały na wierzch mroczne powiązania, piramidalne układy

Ekipa PO wybudowała najdroższy w Europie stadion (któremu MSW i tak nie dała rekomendacji bezpieczeństwa), podpisała najdroższą w Europie umowę gazową (za co zrugała nas Komisja Europejska), buduje najdroższe na Starym Kontynencie drogi i autostrady, kupiła pociągi nieprzystosowane do naszych kolei i sprzedała prawa do gazu łupkowego za 1 proc. wartości za 5,63 złotego za 1000 m3, na czym Polska straciła 2 biliony złotych. To tylko przykłady największych, priorytetowych inwestycji, nad którymi premier miał sprawować osobisty nadzór. Przynajmniej tak zapewniał.

Aferą inaugurującą korupcję polityczną obecnych rządów były prace przy ustawie o totalizatorze i grach losowych nazwaną aferą hazardową. To wtedy dowiedzieliśmy się o istnieniu Marcina Rosoła, trzydziestolatka pracującego w gabinecie politycznym ministra sportu, który z nadania partyjnego prowadził nieformalną politykę kadrową. Ze stenogramów i upublicznionych rozmów telefonicznych członków PO można było wysłuchać żale o młodziku rozdającym stanowiska.

Symptom Rybnika

Młodych, wykształconych z wielkich ośrodków coś wtedy ukłuło, zabolało. Oddając głos na Tuska nawołującego ich do wspólnego unowocześniania kraju i wprowadzania „europejskich standardów", największe nadzieje na zmiany wiązali właśnie z obszarem zatrudnienia. Nie interesowała ich wielka polityka. Chcieli po studiach znaleźć godziwą pracę zgodną z ich umiejętnościami. Tusk im to obiecał. Kreując swój wizerunek technokraty, przekonywał, że każdy fachowiec w modernizowanej przez niego Polsce znajdzie stosowne dla siebie miejsce. Pojechał nawet do Londynu ściągnąć z powrotem do kraju młodych, wykształconych Polaków. Hasło „jak najmniej polityki, jak najwięcej inwestycji" niosło nadzieję na normalność.

Uwierzyła mu Dorota Połedniok, młoda radna PO z Rybnika, która wróciła, by zmieniać Polskę. Po kilku latach obserwowania, jak Platforma psuje państwo na poziomie samorządu napisała do premiera dramatyczny list, w którym m.in. mogliśmy przeczytać: „Nie do takiej PO wstępowałam. Nie dla takiej PO wróciłam z Anglii. Nie takiej PO uwierzyłam. Takich jak ja jest więcej, lecz blokowani przez lokalnych partyjnych baronów jesteśmy z partii wypychani, szykanowani i wręcz postponowani. Jest to niestety prosta droga do „symptomu Rybnika". Boję się więc, że dzisiaj Rybnik, Elbląg i Siemianowice, a jutro cały kraj (...). Niestety w Waszej siemianowickiej PO wciąż obowiązuje PRL-owska zasada rodem z „Misia" Barei, gdzie można tylko chwalić i podlizywać się słowami „łubu-dubu, łubu-dubu – niech żyją nam władze naszego Klubu".

Najlepsza agencja pracy

Następujące po sobie w kolejnych latach afery jak tsunami wyrzucały na wierzch mroczne powiązania, piramidalne układy, styk biznesu i polityki oraz ogromne pokłady arogancji członków partii rządzącej, dzielenia ludzi na swoich (tych z politycznego nadania) i obcych – niezwiązanych z władzą. Dość szybko okazało się, że nie będzie żadnej nowej kultury politycznej, pakietu dobrych praktyk. Wśród młodych pojawił się za to dowcip o tym, że najlepszą agencją pośrednictwa pracy w Polsce jest młodzieżówka PO. Na portalach społecznościowych i pocztą pantoflową zaczęły krążyć pogłoski o młodych działaczach Platformy zarabiających dwie lub trzy średnie krajowe, które okazały się prawdą. Dobrawa Morzyńska, 23-letnia asystentka polityczna szefa KPRM, zarabiała ponad 7 tys. zł miesięcznie. Michał Klimczak, jej rówieśnik, za doradzanie ministrowi Sławomirowi Nowakowi brał 6 tys. zł. Minister Bartosz Arłukowicz płacił swojemu 26-letniemu doradcy Juliuszowi Krzyżanowskiemu od 3,2 do 4 tys. Adam Malczyk, 21-letni doradca ministra spraw wewnętrznych, zarabiał 4700 zł miesięcznie. Krzysztof Pietrzykowski jako szef gabinetu politycznego ministra kultury zarabiał 10 tys. zł. Tyle samo na stanowisku szefowej gabinetu politycznego Joanny Muchy zarabiała Anna Glijer (28 l.).

Przykład z góry błyskawicznie rozprzestrzenił się we wszystkich szczeblach administracji publicznej w całej Polsce. Członkowie Platformy w Białymstoku obiecywali załatwienie pracy za dwa tysiące na rękę radnemu z obozu lewicy plus stanowisko wiceprzewodniczącego w komisji infrastruktury rady miasta. Rozpisywała się o tym prasa. Podobnie jak o tym, że Grzegorz Schetyna jako minister MSWiA pozbywając się resortowego osiedla na warszawskich Kabatach sprzedał dwa mieszkania wysokim oficerom służb za 10 proc. wartości. W 2008 r. premier Donald Tusk nie chciał ujawnić raportu Julii Pitery o CBA, do czego zobowiązywało go prawo, a następnie w niewyjaśnionych okolicznościach raport został zniszczony. Mirosław Sekuła umorzył długi, a następnie sprzedał hutę Zabrze za 750 tys. zł. Biznesmen, który hutę kupił, zaraz ją sprzedał, zarabiając kilkaset razy więcej. Należące do Skarbu Państwa spółki węglowe oraz koncern PKN Orlen finansowały działalność fundacji Instytut Studiów Strategicznych żony Bogdana Klicha itd.

Spółka Cam media, której wiceprezes Adam Michalewicz to dobry kolega Sławomira Nowaka, w ciągu ostatnich pięciu lat dostała zlecenia rządowe za 52 mln zł. To tylko garść przykładów. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło „afery PO", by znaleźć tysiące podobnych dobrze udokumentowanych i opisanych przez media przypadków.

W czasie ostatnich wyborów samorządowych moja znajoma, która nie interesuje się polityką, startowała z list PO na radną, choć wiedziała, że nie ma najmniejszych szans. Kiedy zapytałem, dlaczego to robi, odpowiedziała, że start z list PO to dobry argument na zachowanie stanowiska podczas kolejnych zawirowań personalnych na kolei, gdzie pracuje. – Młodzi umieją wyczuć pismo nosem. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że tak jak kiedyś młody inteligent zapisywał się do PZPR dla świętego spokoju, tak dziś zapisuje się do PO. Jeszcze nigdy nie szkoliłam tylu urzędników i samorządowców aktywnych politycznie – zdradza szkoleniowiec z wieloletnim stażem.

Najgorsze, że społeczeństwo przyjęło tę rezygnację Tuska z „europejskich standardów", do których przestrzegania kiedyś nawoływał. Mentalność rodem z Barei nam nie przeszkadza.

Idą za pieniędzmi

Platforma rządzi ponad sześć lat. Dla młodych rozpoczynających studia pod rządami PO i wchodzących na rynek pracy system stworzony przez ekipę Tuska to rzeczywistość obiektywnie zastana. Dziś maturzyści wybierają studia, po których czeka na nich etat trzymany przez tatę lub ciocię. Powszechne stało się przekazywanie pracy jak pałeczki – odchodząca na emeryturę mama zaklepuje miejsce córce. Obecnie nikt już krzywo w firmie nie patrzy na osobę, której pracę załatwiono, bo wszyscy wiedzą, że dobrze płatne posady są reglamentowane według określonego klucza. Urzędy przez lata nie wystawiają w BIP ogłoszeń o naborze na wolne stanowiska pracy, a mimo to urzędników wciąż przybywa.

Demoralizacja administracji, przedkładanie prywatnej korzyści urzędników nad dobro ogółu, uwikłania apolitycznych wydawałoby się funkcjonariuszy publicznych w kliki i koterie, przedkładanie działań o charakterze nieformalnym nad obowiązujące prawo, liczenie na układy i znajomości, zamiast na własne kompetencje i umiejętności, „handel wpływami", lekceważenie kontroli zewnętrznych, dokumentacji i sprawozdawczości – to dziedzictwo, którego najtrudniej będzie się pozbyć.

Owszem, podobne zjawiska zawsze miały miejsce, ale w przypadku rządów Platformy znacząco zwiększyła się ich skala i przyzwolenie na nie. „Skala korupcji jest nieporównywalna. Za PiS mieliśmy jeden odosobniony przypadek ministra sportu, a tutaj mamy rozszerzające się struktury personalne przesuwające się tam, gdzie pojawiają się pieniądze (...). To jest porażające, że każde większe pieniądze na infrastrukturę, na informatyzację wiążą się z korupcją" – mówiła w Polsat News prof. Jadwiga Staniszkis.

Tracimy szanse

Na skutki ekonomiczne tak prowadzonej polityki nie trzeba było długo czekać. Korupcja polityczna osłabia gospodarkę. Wzrosły koszty transakcyjne, odstraszani brakiem przejrzystości inwestorzy zagraniczni zaczęli opuszczać Polskę. Klientelistyczny system zleceń rządowych zakłócił funkcjonowanie podstawowego mechanizmu rynkowego, jakim jest konkurencja.  Raport Jerzego Hausnera dotyczący wyzwań stojących przed polską gospodarką krytycznie ocenia ostatnie lata rządów. Polska gospodarka – można w nim przeczytać – znalazła się w punkcie zwrotnym, jeśli nie przestawimy jej na innowacje, utracimy naszą dotychczasową przewagę konkurencyjną wynikającą z niskich kosztów wytwórczości. Administracja publiczna jest niewydolna, jak w czasach PRL. System administracyjny kostnieje coraz bardziej. Polska wpada w pułapkę państwa średniego dochodu. Nasz wzrost był dotąd powiązany z dużym napływem kapitału zagranicznego, co zapewniało przyrost eksportu, teraz ta rezerwa się kończy. Stracimy naszą przewagę konkurencyjną, która bierze się m.in. z niskich kosztów pracy, jeśli nie dokonamy głębokiej strukturalnej zmiany gospodarki w kierunku sektorów wiedzochłonnych i wysokoinnowacyjnych. Według rankingu innowacyjności Innovation Union Scoreboard 2013 jest na 24. miejscu wśród 27 krajów UE – wynika z raportu przygotowanego przez zespół prof. Jerzego Hausnera dla prezydenta Bronisława Komorowskiego.

W dorocznym raporcie Transparency International pokazującym poziom korupcji Polska zajęła 41. miejsce ex aequo z Dominikaną.

Przekroczenie Rubikonu

Trudno oprzeć się wrażeniu, że pod rządami premiera Tuska został przekroczony Rubikon. Przed rządami PO polityk złapany na niemoralnym zachowaniu, kłamstwie, aferze czy korupcji musiał się pokajać, wytłumaczyć. Dziś polityków niemoralność przestała uwierać. Doszło do załamania zasad moralnych, a w niektórych przypadkach do ich przeobrażenia, kiedy to pod wpływem czynników korupcjogennych akt korupcji stał się czynem zgodnym z obowiązują etyką.

Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać