Radio dla wszystkich, ale bogatsze!

Już sama alternatywa: emisja cyfrowa czy dostęp internetowy – wydaje się błędem. Obie technologie mają swoje zalety i wady, ale nie są to technologie przeciwstawne, lecz uzupełniające się – uważa zastępca przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Publikacja: 16.01.2014 19:24

Radio dla wszystkich, ale bogatsze!

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Red

Gdy w 1826 roku rozpoczęto budowę linii kolei Stephensona łączącej Manchester z Liverpoolem media zagrzmiały świętym oburzeniem i to dosłownie, bo - zdaniem jednego z duchownych - było to dzieło szatana. Ale i „poważni" ekonomiści wystąpili w obronie tradycyjnego transportu, prognozując kryzys gospodarczy spowodowany przez kolej, ze względu na nadwyżki słomy i siana, bezrobocie wytwórców uprzęży i nędzę kowali podkuwających konie. W istocie chodziło tyleż o obawy przed nowością, co interesy tradycyjnych przedsiębiorstw transportowych i żeglugowych.

Publikacja senatora Grzegorza Czeleja, przewodniczącego Senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu „Radio dla bogatych" („Rzeczpospolita z 2 stycznia br.) przypomina nieco ten historyczny spór, bo parlamentarzysta jest – delikatnie mówiąc – niechętny współczesnej nowości technologicznej, jaką jest radio cyfrowe. Gdyby odwołać się do przytoczonego historycznego przykładu, to senatora Czeleja należałoby zaliczyć do zwolenników zaprzęgów konnych. Żadne jego zarzuty względem radia cyfrowego nie są przekonywujące (znów delikatnie mówiąc), ale jedno wydaje się pewne: senator Czelej broni interesu radiowych nadawców komercyjnych. Co gorsza, powtarza ich argumenty dyskredytujące technologię cyfrową.

Komercyjni nadawcy radiowi obawiają się nadmiernego otwarcia rynku, a tym samym wzmożonej konkurencji, nie chcą ponosić kosztów inwestycji związanych z cyfryzacją i kosztów podwójnej emisji w pierwszym okresie wdrażania technologii cyfrowej. Krytykują też sposób wprowadzania radia cyfrowego i podważają sensowność technologii cyfrowej w radiofonii wskazując na coraz większą dostępność do programów radiowych w Internecie.

Trudno nie zrozumieć nadawców komercyjnych, którzy chcą odwlec cyfryzację radia. Ale też trudno zrozumieć parlamentarzystów, którzy z ich argumentów czynią podstawę politycznej konfrontacji. Technologia nie jest dobrym tematem politycznych sporów, bo jest sprawdzalna. Ale też polityczne opowiedzenie się po jednej ze stron rynkowej konkurencji to taktyka krótkowzroczna, bo sprzeczna z zasadą obrony dobra wspólnego. W dodatku w takich utarczkach to rynek posługuje się politykami, a nie odwrotnie! Wygląda na to, że i obecnie tak się dzieje.

Nie ma pośpiechu

Tak jak technologia to nieszczególny temat politycznych sporów, tak radio niezbyt nadaje się do straszenia społeczeństwa. A senator Czelej wyraźnie straszy cyfrowym radiem. Przede wszystkim kosztami, „które obciążyłyby praktycznie każdą polską rodzinę". Skoro odbiornik cyfrowy kosztuje około 300 złotych, a w Polsce mamy około 40 mln analogowych odbiorników, to koszt ich wymiany na cyfrowe wyniesie 12 mld złotych – dowodzi senator. Na tę sumę – jego zdaniem – „musielibyśmy złożyć wszyscy".

Nie bardzo rozumiem, jak miałaby wyglądać ta składka na zbiorowy, jednorazowy zakup odbiorników cyfrowych w ilości daleko przekraczającej liczbę Polaków. Cyfryzacja radiofonii przebiegać będzie w ciągu kilku, a może nawet kilkunastu lat i nie ma potrzeby nagłego powszechnego zakupu odbiorników. Taką potrzebę stworzyć może tylko parlament uchwalając ustawowy termin przejścia na emisję cyfrową. Nie przypuszczam, że stanie się to nagle, bo o tym musiałby wiedzieć senator Czelej.

Dziś odbiornik cyfrowy kupują miłośnicy radia na terenach, gdzie jest emisja cyfrowa (aglomeracja warszawska i katowicka) ze względu na możliwość rozkoszowania się krystalicznie czystym dźwiękiem bez zakłóceń i odbioru nowych programów (na razie dwóch). W przyszłości będą to robić także ze względu na dodatkowe funkcje i usługi, na które ta technologia pozwala. Dodajmy, że najprostsze cyfrowe odbiorniki już dziś są o połowę tańsze od sumy podanej przez senatora Czeleja.

Niebotyczne koszty pochłonęłaby – zdaniem autora publikacji – cyfrowa emisja. Cyfrowa dystrybucja miałaby kosztować rocznie ponad 450 milionów, podczas gdy roczne wpływy reklamowe wszystkich nadawców radiowych wynoszą około 500 milionów (w rzeczywistości są nieco większe). Senator Czelej nie informuje, jak tę sumę wyliczył. Jeżeli nawet jest ona wyssana z palca, to prawda jest taka, że istnieje problem przejścia z jednej technologii na drugą, gdyż musi się to dziać w czasie, a to oznacza potrzebę podwójnej emisji: analogowej i cyfrowej. Dopiero po wyłączeniu emisji analogowej jednostkowy koszt emisji programu będzie o wiele niższy niż koszt obecnej emisji.

W Szwajcarii na przykład, jak podaje WorldDMB, koszt sieci DAB+ okazał się niższy od kosztu sieci FM o połowę, przy zmniejszeniu liczby obiektów nadawczych o 36 proc. i liczby nadajników o 76 proc. Koszt emisji jednego programu w technologii DAB+ stanowił jedną szóstą kosztów emisji analogowej. Jest więc to system tańszy i w dodatku bardziej ekologiczny. W Wielkiej Brytanii radio BBC nadaje w sieci FM cztery programy ogólnokrajowe wykorzystując 52 nadajniki o bardzo małej mocy, 34 nadajniki małej mocy, 24 nadajniki średniej mocy, oraz 20 nadajników dużej mocy. Łączna moc nadawcza wynosi około 8MW. Dla 11 programów cyfrowych DAB (w tym – cztery ogólnokrajowe) wystarczą 44 nadajniki małej mocy i 184 – średniej. Szacowana moc nadawcza tych nadajników - to około 710kW, czyli przeszło dziesięciokrotnie mniej! Nie ma sensu straszyć nadmiernymi kosztami emisji. Po konwersji będą one niższe.

Publiczne na koszt budżetu?

Interesujące, że senator Czelej konsekwentnie sugeruje, że pieniądze na cyfryzację pochodzą (pochodzić będą) z budżetu. Na pewno zakup odbiornika obciąży budżet rodzinny, zaś koszty emisji – nadawców. Nadawcy publiczni koszty cyfryzacji pokrywać będą w dużej mierze z wpływów abonamentowych. Senator Czelej konsekwentnie ten fakt ignoruje i pisze o uprzywilejowanej „dzięki finansowaniu z budżetu" pozycji Polskiego Radia albo stwierdza, że ta rozgłośnia może sobie pozwolić na cyfrowy eksperyment „na koszt podatnika". Można odnieść wrażenie, że cyfrowa emisja Polskiego Radia jest finansowana z budżetu państwa, co prawdą nie jest. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji przyznała środki na ten cel z wpływów abonamentowych w ramach przewidzianego w ustawie medialnej porozumienia finansowo-programowego. Tę decyzję poprzedziła wnikliwa analiza zebrana w opracowaniu „Koncepcja uruchomienia radiofonii cyfrowej – DAB+ przez spółki radiofonii publicznej z wiodącą rolą Polskiego Radia SA na tle problemów implementacji radiofonii cyfrowej", przyjętym przez KRRiT w połowie ubiegłego roku. Rada analizowała zasadność takiego wydatku bardzo rzetelnie i z równą skrupulatnością będzie oceniać jego realizację, czyli efektywność wprowadzania techniki cyfrowej. Od tego zależy przyznanie środków na kolejny rok. Nie ma tu żadnego automatyzmu pozwalającego na nieodpowiedzialność czy frywolność finansową.

Osobnej uwagi wymaga zarzut, że na procesie cyfryzacji „może skorzystać" jedynie Polskie Radio. Mam kłopot ze zrozumieniem sugerowanej korzyści Polskiego Radia. Bo kto w istocie skorzysta na tym, że poprawi się jakość sygnału programów publicznej rozgłośni, że Program II i IV po raz pierwszy dotrze do wszystkich słuchaczy, że odbiorcy będą mieli możliwość słuchania nowych programów wypełniających wymogi misji publicznej?

Nic też zdrożnego w tym, że liderem cyfryzacji jest Polskie Radio i rozgłośnie regionalne. Bo słusznym wydaje się, by ciężar pierwszego okresu wdrażania radia cyfrowego, kiedy trzeba ponieść koszty emisji cyfrowej przy praktyczne zerowej słuchalności (a ta warunkowana jest posiadaniem nowych cyfrowych odbiorników), ponosił nadawca publiczny. Jego sukces będzie opłacalny także dla nadawców komercyjnych, którym łatwiej będzie wejść na rynek już wyposażony w odbiorniki cyfrowe. Od efektywności wdrażania techniki cyfrowej przez Polskie Radio zależeć też będzie możliwość skrócenia kosztochłonnego okresu podwójnej emisji.

Rada manipuluje?

Senator Czelej nie oszczędza też KRRiT zarzucając jej działanie pośpieszne, narzucanie rozwiązań metodą faktów dokonanych, stronniczą ingerencję w rynek, a także to, że „manipuluje danymi i wprowadza w błąd". Zastanawia waga oskarżeń i miałkość lub brak ich uzasadnień. Na stronie KRRiT nie brakuje informacji o cyfryzacji radia. Cyfrowe multipleksy na potrzeby radiofonii zostały przyznane Polsce w 2006 roku w Genewie na Regionalnej Konferencji Radiokomunikacyjnej. Decyzją rządu zostały one uwzględnione w Krajowej Tablicy Przeznaczeń Częstotliwości. Nie były to i nie są decyzje tajne. Na początku 2004 roku powołano decyzją premiera Międzyresortowy Zespół do Spraw Telewizji i Radiofonii Cyfrowej. Opracowanie tego zespołu, przyjęte przez rząd rok później, w części dotyczy radiofonii cyfrowej. W 2010 roku w ramach wspomnianego Zespołu Międzyresortowego powołano grupę problemową do spraw radiofonii cyfrowej. W 2012 roku prezes UKE w porozumieniu z przewodniczącym KRRiT wydał Polskiemu Radiu rezerwację częstotliwości na multipleks cyfrowy. Wcześniej, bo w latach 2008-2010, zarówno UKE jak i KRRiT prowadziły konsultacje społeczne na temat cyfryzacji radia. Ostatnią, poprzedzającą decyzję rezerwacyjną, przeprowadziła KRRiT w terminie od listopada 2011 roku do stycznia 2012 roku. Okazało się, że nadawcy publiczni i Radio Maryja wypowiedzieli się za wprowadzeniem radiofonii cyfrowej DAB+, natomiast nadawcy komercyjni byli temu przeciwni wskazując na rozwój radiofonii w Internecie.

Nie można więc mówić o zbytnim pośpiechu lub działaniu z zaskoczenia. I nieprawdą jest, że – jak twierdzi senator Czelej – „w przypadku telewizji istniał konsensus, co do korzyści wynikających z cyfryzacji". Proces cyfryzacji telewizji trwał w warunkach ostrego sporu kompetencyjnego, personalnego i programowego, któremu kres położyła dopiero obecna KRRiT oraz nowa prezes UKE Magdalena Gaj. Skuteczność wdrożenia tej technologii w dużej mierze wynika z faktu, że ówczesny przewodniczący KRRiT Witold Kołodziejski miał odwagę rozpocząć proces cyfryzacji, bez właściwych narzędzi prawnych.

Wypada jednak zgodzić się z senatorem Czelejem, że potrzebna jest narodowa strategia cyfryzacji radiofonii lub rozwiązanie ustawowe tego problemu. W KRRiT działa roboczy zespół, który we współpracy z nadawcami i wszystkimi zainteresowanymi stronami ma nadzorować i wspierać procesy cyfryzacji radiofonii, tak by w ciągu najbliższych trzech lat przygotować i przedstawić rządowi właściwe rekomendacje w tej sprawie.

Nowe medium

Ale na razie spór o cyfrowe radio pomija jego istotę. Nie chodzi tylko o zwykłą zmianę systemu emisji i odbioru z analogowego na cyfrowy, co mogłoby być wręcz niezauważalne przez odbiorcę. Chodzi o nowe medium wzbogacające treści radiowe o elementy wizualne. Daje to możliwość nie tylko dodatkowych informacji wizualnych zsynchronizowanych z przekazem dźwiękowym (informacje o wykonywanych utworach, mapy pogody, notowania giełdowe itp.), ale także prezentowania elementów multimedialnych, jak obrazy, grafika, pliki mp3, pliki wideo. Możliwy będzie np. paneuropejski system informacji drogowej, lotniczej lub morskiej, czy przekazywanie ostrzeżeń w razie niebezpieczeństwa. Nowe możliwości techniczne radia cyfrowego i usługi medialne zrodzą rynek dostawców tych usług i będą bazą tworzenia nowych modeli finansowania rozgłośni lub przedsięwzięć, których radio będzie częścią.

Te wyrywkowe i pobieżne informacje stanowią odpowiedź na pytania, po co nam radio cyfrowe, skoro w paśmie UKF dostarczane są liczne programy o dobrej jakości technicznej, po co cyfrowy rozsiew naziemny, skoro coraz powszechniejszy staje się dostęp internetowy do nieograniczonej wręcz radiowej oferty programowej? Te pytania zdaje się zadawać także senator Czelej, sugerując, że wystarczy poprzestać na Internecie. Już sama alternatywa: emisja cyfrowa czy dostęp internetowy – wydaje się błędem. Obie technologie mają swoje zalety i wady, ale nie są to technologie przeciwstawne, lecz uzupełniające się. Co więcej, przyszłość należy do tzw. radia hybrydowego, można by rzec cyfrowo-internetowego, które pozwoli na powszechny, bezpłatny, wysokiej jakości odbiór (również w ruchu) wzbogacony o interaktywność i możliwość korzystania z treści internetowych.

Czy będzie to radio dla bogatych? Nie sądzę, ale mam pewność, że będzie to radio bogatsze w treści i bardziej użyteczne.

Gdy w 1826 roku rozpoczęto budowę linii kolei Stephensona łączącej Manchester z Liverpoolem media zagrzmiały świętym oburzeniem i to dosłownie, bo - zdaniem jednego z duchownych - było to dzieło szatana. Ale i „poważni" ekonomiści wystąpili w obronie tradycyjnego transportu, prognozując kryzys gospodarczy spowodowany przez kolej, ze względu na nadwyżki słomy i siana, bezrobocie wytwórców uprzęży i nędzę kowali podkuwających konie. W istocie chodziło tyleż o obawy przed nowością, co interesy tradycyjnych przedsiębiorstw transportowych i żeglugowych.

Pozostało 95% artykułu
felietony
Marek A. Cichocki: Po wyborach we wschodnich landach to będą zupełnie inne Niemcy
Materiał Promocyjny
Bezpiecznik ekosystemu OZE
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: IPN za rządów PiS jak polityczny łup
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Zostanie nam pucowanie luf flanelą
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Koziej: Jak powinna wyglądać nowa strategia bezpieczeństwa
Opinie polityczno - społeczne
Nizinkiewicz: Największy problem, z jakim rząd Tuska zmierzy się po wakacjach
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy