Tak przynajmniej twierdził Benjamin Franklin – jedna z tuzina osób, których podobiznę można obejrzeć na banknotach amerykańskich dolarów (zarazem jedna z trzech spośród nich, która nie była prezydentem USA).
Co do podatków – różnie bywa. Nie to, żeby każdy chciał od razu nie płacić ani grosza, ale chyba każdy chciałby płacić mniej lub/i rzadziej (w doradzaniu na ten temat wyspecjalizowały się potężne firmy). Natomiast co do śmierci, pan Franklin miał, zdaje się, rację absolutną: nikomu jeszcze nie udało się nie umrzeć, mimo że „na tym świecie" urodziło się już podobno ponad sto miliardów ludzi.
Na co umrzemy? Tego zazwyczaj nie wie nikt, lecz wielkie statystyki są niezmienne i nieubłagane: prawie połowa zgonów spowodowana jest chorobami układu krążenia, a połowa tej drugiej połowy – nowotworami. Reszta, to wszystkie inne przyczyny, przede wszystkim urazy, wypadki i zatrucia.
W Polsce umiera nieco ponad tysiąc osób dziennie. Przeciętny nadwiślański obywatel żyje dziś około 73 lat, a przeciętna obywatelka około 81 lat. To nadal o kilka lat krócej niż w Australii, Ameryce Północnej czy większości krajów Europy Zachodniej, lecz aż o kilkanaście lat dłużej niż w Afryce. Średnia długość życia w wielu krajach afrykańskich wynosi dziś tyle, ile w Polsce pół wieku temu.
Okolice pierwszego dnia listopada są „od zawsze" okresem największych podróży rodaków ze wszystkich regionów Polski na cmentarze we wszystkich regionach Polski. To nasza specyficzna ojczysta tradycja, niespotykana nawet w innych krajach o katolickiej proweniencji, która powstawała zwłaszcza w ciągu minionych dwóch stuleci, „kiedy los nieznany rozsypywał nas po kątach, kiedy obce wiatry gnały obce orły na proporcach". Pamięć o zmarłych stała się dodatkowym patriotycznym spoiwem podczas rozbiorów i podczas wielkich przesiedleń po II wojnie światowej. Tak nam zostało...