Poparcie dla energetyki obywatelskiej rośnie lawinowo. Jeszcze kilka lat temu można było powiedzieć, że rozwój energetyki opartej na odnawialnych źródłach energii (OZE) w Polsce jest tylko mrzonką szalonych ekologów.
Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Prace nad ustawą o OZE doprowadziły do sytuacji, w której coraz więcej osób indywidualnych, firm, związków samorządowych, organizacji branżowych prosi polityków o przyjęcie tzw. poprawki prosumenckiej wprowadzającej taryfy gwarantowane, czyli stałe ceny na energię sprzedawaną przez właścicieli domowych mikroelektrowni OZE po opłacalnej stawce. Mimo to Senat, pod naciskiem spółek energetycznych, wycofał zmiany korzystne dla obywateli. Los poprawki prosumenckiej znalazł się ponownie w rękach posłów.
O co naprawdę chodzi
Politycy kruszą kopie o wysokość wsparcia, jakie powinni otrzymywać właściciele przydomowych mikroelektrowni. Słuchając doniesień medialnych mówiących o tym, co się dzieje na korytarzach sejmowych można odnieść wrażenie, że część polityków wydała osobistą wojnę swoim wyborcom.
Powodem zamieszania jest kwestia przyjęcia tak zwanych taryf gwarantowanych dla przydomowych elektrowni OZE. Eksperci z Instytutu Energetyki Odnawialnej (IEO) wykonali analizy kosztów technologii i zaproponowali najniższe możliwe wsparcie, przy którym zwykłemu Kowalskiemu mogłoby się opłacać inwestować w przydomową mikroelektrownię. Sejm w styczniu br. zaproponował, by stawki wynosiły 75 groszy za kWh wyprodukowaną w najmniejszych instalacjach – do 3 kW oraz między 40 a 70 groszy za kWh ze źródeł o mocy 3-10 kW, w zależności od technologii.
Na początku lutego Senat poprawkę prosumencką staranował. Głos strony społecznej został zignorowany, a ze wsparcia dla obywateli wyszło istne kuriozum. Zamiast taryf gwarantowanych zaproponowano, by nadwyżka energii produkowanej przez prosumentów była odkupywana za kwotę wynoszącą 210 proc. średniej ceny energii z poprzedniego roku. W praktyce oznacza to, że obywatele zamiast zaproponowanych przez Sejm 75 groszy za kWh dostaną zaledwie około 40 groszy za kWh.
Dla obywateli takie rozwiązanie to katastrofa. Oznaczać ono będzie m.in. utrudniony dostęp do kredytów. 210 proc., choć brzmi jakby ktoś wygrał los na loterii, nie będzie dla banków wiarygodnym potwierdzeniem możliwości spłaty kredytu. Nie zapewni też opłacalności ani jednemu rodzajowi domowych mikroinstalacji. Doprowadzi to wyłącznie do podnoszenia kosztów kredytów i zabezpieczeń.