Rzeczpospolita: W 1986 r. wydał pan książkę „Zmęczenie". Pisał pan o tzw. czerwonym terrorze, fali zamachów terrorystycznych, jaka przetoczyła się przez zachodnią Europę w latach 70. Czym się różnił tamten terror od tego, któremu stawiamy czoła dzisiaj?
Michał Komar: Do pisania „Zmęczenia" zasiadłem w 1977 r., parę miesięcy po śmierci działaczy Frakcji Czerwonej Armii (Rote Armee Fraktion – RAF) w więzieniu Stammheim w Stuttgarcie. Minęło 40 lat, a status terrorysty – moim zdaniem – nie uległ zmianie. We własnych oczach i w oczach sympatyków terrorysta jest bojownikiem, partyzantem Świętej Sprawy, którą raz symbolizuje swastyka, innym razem sierp i młot, krzyż, półksiężyc czy wieloryb. W oczach przeciwników – przestępcą, któremu nie przysługują prawa kombatanta, należą się zaś dwie kule w łeb. I zapewne status ten już zmianie nie ulegnie.