Urzędnicy Komisji Europejskiej mają kolejny cel. Tym razem wzięli na muszkę przedmioty jednorazowego użytku z tworzyw sztucznych. Argumenty są szczytne i bezdyskusyjne – plastikowe śmieci zalewają morza, rzeki i oceany. Sęk w tym, że głównie w Azji i w Afryce. Działania ograniczone tylko do Europy nie rozwiążą więc problemu.
Jednorazówki na indeksie
W ciągu kilku lat z rynku mają zniknąć, lub ich użycie ma być drastycznie ograniczone, wszystkie plastikowe przedmioty jednorazowego użytku, takie jak patyczki do czyszczenia uszu, sztućce, talerzyki, kubki, rurki, patyczki do balonów, opakowania na żywność i słodycze. Inne elementy naszej konsumpcyjnej codzienności – artykuły wędkarskie, sanitarne, butelki czy filtry papierosowe mają być ściśle reglamentowane, a producenci obciążeni kosztami ich usuwania.
Jest to konsekwencja przyjętej strategii wobec plastiku, która zmierza do radykalnego ograniczania zastosowań najbardziej uciążliwych dla środowiska przedmiotów jednorazowego użytku. Na pierwszy ogień poszły siatki na zakupy, do czego właśnie się przyzwyczajamy. W dalszej kolejności będą to butelki PET, na które zostanie wprowadzona kaucja zwrotna, bowiem kraje członkowskie zostały zobowiązane do 2025 r., do zbierania z rynku 90 proc. tego typu opakowań.
Wszystko wskazuje więc na to, że do lamusa przejdą ogrodowe kinder party, z dowolną ilością balonów, piszczałkami, kapelusikami, tortem na plastikowych talerzykach, kubkami z bohaterami kreskówek. W niedalekiej przyszłości wszelkie tego typu przedmioty znajdą się na liście artykułów zakazanych. Argumentami są koszty segregacji i utylizacji, limity emisji dwutlenku węgla i potencjalne szkody środowiskowe, które wylicza Bruksela.
Kampania przeciw plastikom rzeczywiście chwyta za serce, które jest gotowe zrezygnować z tych ulotnych dziecięcych radości w imię wyższych racji. Pływające wyspy śmieci – głównie butelek, gdzieś na oceanie, żółwie i ryby zaplątane w pozostałości po naszych zakupach. Powyższe obrazy nie tylko zmuszają do myślenia, ale wzbudzają wyrzuty sumienia u przeciętnego europejskiego konsumenta.