Właśnie sobie uświadomiłem, że co najmniej do jesieni, a może i dłużej, pozostanę obywatelem drugiego sortu. A wraz ze mną moja żona i dorosłe już dzieci. Nie, nie mam spóźnionego refleksu i nie dostrzegłem dopiero teraz, po pięciu latach, że dla trzymających władzę polityków moje poglądy i pragnienia nie mają żadnego znaczenia. Tym czymś, co wypycha mnie do drugiego szeregu, jest koronawirus, a raczej paszport covidowy, który świadczyć będzie o otrzymanym szczepieniu, przebytym covidzie czy aktualnym badaniu na wirusa.
Korony, Bogu dzięki, dotąd nie złapałem. Wiek ustawia mnie daleko w kolejce po zbawienne ukłucie Pfizerem czy AstrąZenecą. Jeśli dopisze mi szczęście i skończy się kuglowanie producentów z opóźnianiem dostaw, być może dostanę swoją dawkę pod koniec trzeciego kwartału. To bardzo ogranicza moje opcje wakacyjne, podobnie jak milionów polskich 50-, 40- czy 30- i 20-latków. Bo badanie na Covid-19 bez skierowania wciąż jest w Polsce odpłatne i dla pięcioosobowej rodziny jak moja to koszt ponad 2 tys. zł.
Wspólny unijny paszport covidowy pojawi się jeszcze przed latem. I jestem pewien, że stanie się może i niesprawiedliwym, ale niezbędnym standardem. Zbyt wiele zależy od odblokowania turystyki w strąconych w otchłań recesji gospodarkach południa Europy. A gdyby nawet politycy nie przyjęli jednolitej „zielonej przepustki", będą porozumienia dwustronne. Grecja już ogłosiła, że chętnie przyjmie turystów z Izraela i Wielkiej Brytanii po drugiej dawce szczepionki.
W Izraelu już taka przepustka działa: smartfonowa aplikacja umożliwia wejście do baru, na koncert, do teatru czy na siłownię. Budzi to wątpliwości natury etycznej, bo dzieli obywateli na sort lepszy – już zaszczepiony – i ten drugi, ale przy tamtejszym tempie szczepień szybko straci to na znaczeniu. W innych krajach, gdzie – jak w Polsce – szczepi się wolniej, wątpliwości zostaną.
Do wprowadzenia takiego paszportu prą światowe linie lotnicze, dla których to dzisiaj kluczowy warunek odbudowy siatki połączeń. Mają już nawet przygotowaną infrastrukturę informatyczną i prowadzą pierwsze testy przepustki. IATA wzywa wręcz do stworzenia ogólnoświatowego paszportu covidowego. Ale to nie biznes ustawia strażników granicznych na bramkach lotnisk, tylko politycy. I nie wyobrażam sobie, by przy obecnym poziomie nieufności między USA a Chinami czy Rosją rządy zachodnie zgodziły się na taki jednolity paszport. Już raczej świat zostanie podzielony na strefy, wzajemnie uznające – lub nie – swoje zielone przepustki.