Najpierw spółka w ogóle musi mieć apetyt, żeby coś kupić, czyli uznać, że w jej strategii mieści się rozwój poprzez akwizycję. Jeżeli tak jest, następuje etap szczegółowego rozeznania na rynku. Choć, wbrew temu, co się uważa, firmy z reguły wiedzą, co jest do kupienia. Następnie bank inwestycyjny zwraca się do zarządu i akcjonariuszy spółki, która ma być przedmiotem przejęcia. Akcjonariusze i zarząd to są tak naprawdę dwie grupy, które są zainteresowane transakcją. Nie zawsze jednak mają spójne interesy. Jeżeli jest wola przeprowadzenia transakcji, rozpoczyna się etap negocjacji. W pierwszej jego fazie strony powinny dojść do porozumienia, jakiej wielkości pakiet akcji jest na sprzedaż. Czy to będzie 100 czy 50 procent akcji spółki. Druga faza, zazwyczaj bardzo trudna, to negocjacje wszystkich szczegółów transakcji. A jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach.
Ile czasu zajmuje sfinalizowanie transakcji? Czy to kwestia miesięcy czy raczej lat?
Rzadko która transakcja zamykana jest w ciągu pięciu – sześciu miesięcy. Jeżeli jest wola, a sprzedający i kupujący dogadają się co do ceny, to zazwyczaj trwa to kilka miesięcy. Konieczne jest przeprowadzane due diligence, czyli procesu, w którym kupujący bliżej zapoznaje się z przejmowanym biznesem. Jest due diligence prawne, księgowe i podatkowe. W tym ostatnim bada się, czy firma nie ma jakichś problemów lub ukrytych zobowiązań podatkowych. Na końcu następuje negocjowanie umowy. A to nie jest łatwe, nawet jeżeli jest już uzgodniona cena. Umowa to nierzadko stosy dokumentów. Pamiętam, że na początku lat 90. umowa na zakup przez Fiata fabryk w Bielsku-Białej i Tychach to były kartony plus tony załączników, które stały u mnie w biurze. Proces zakupów wydłużają też o kolejne miesiące wymagane zazwyczaj zgody od różnych regulatorów rynku.