Szef od żarówek

Martin Goetzeler, prezes niemieckiego koncernu Osram. Kieruje nim od czterech lat, a dzięki unijnej dyrektywie sporo zyska

Publikacja: 28.08.2009 03:56

Martin Goetzeler pracuje w Osram od 1999 r. Przyszedł do firmy z Siemensa, z którym związany był 17

Martin Goetzeler pracuje w Osram od 1999 r. Przyszedł do firmy z Siemensa, z którym związany był 17 lat

Foto: BEW

Nazwa Osram, która w Polsce budzi nieoświetleniowe skojarzenia, to skrót nazw pierwiastków osm i wolfram, z których powstają rdzenie żarówek. Została zarejestrowana w 1906 r.

Martin Goetzeler ma dopiero 47 lat, a kieruje firmą z przychodami ok. 5 mld euro rocznie, która jest obok GE Lightnings i Philipsa jednym z trzech największych producentów sprzętu oświetleniowego na świecie. Co wie już znacznie mniej osób, od 1978 r. jej głównym udziałowcem jest koncern Siemens, w którym pracę rozpoczynał obecny prezes.

Urodził się w Monachium, gdzie na tamtejszym uniwersytecie studiował administrację biznesową. W 1982 r. zaczął staż w Siemensie, po dwóch latach wyjechał też do oddziału w Atlancie. Od 1989 r. pracował w dziale finansowym, gdzie został szefem działu kontrolingu.

W 1999 r. nieoczekiwanie przeszedł do Osram, gdzie został dyrektorem finansowym. Decyzja była zaskakująca. Wydawało się, że kariera w znacznie większym i dającym dużo więcej możliwości Siemensie stoi przed nim otworem. Jednak nie pożałował tego kroku. Jak się okazało po latach, właśnie w tamtym roku Siemens zaczął płacić setki milionów euro łapówek, aby zdobyć intratne kontrakty, np. z włoskim koncernem Enel. Dodatkowo menedżerowie koncernu z wydatków reprezentacyjnych opłacali wystawne bankiety, z wizytami prostytutek włącznie. Skandal wybuchł po latach, ostatecznie w 2008 r. koncern zapłacił 1,3 mld dol. odszkodowania. Wielu pracowników miało procesy karne.

Tymczasem Goetzeler piął się w górę w Osram – kolejno odpowiadał za rozwój marki w W. Brytanii, a później w USA. W 2005 r. awansował na prezesa i było to trudne wyzwanie – poprzednik Wolf-Dieter Bopst po 14 latach kierowania firmą wyprowadził ją na pozycję jednego ze światowych liderów. Podwoił udziały rynkowe, przychody zaś wzrosły trzykrotnie.

Za czasów Goetzelera sprzedaż rośnie dużo wolniej, konkurencja cenowa jest coraz ostrzejsza. Prezent sprawiła mu Komisja Europejska, wprowadzając w 2007 r. dyrektywę zakładającą stopniowy zakaz sprzedaży tradycyjnych żarówek na korzyść droższych kompaktowych. Musiał się często tłumaczyć, że decyzja nie jest efektem lobbingu producentów, tylko troską o środowisko. Argumenty nie trafiły do wszystkich, zwłaszcza branżowe serwisy atakowały go, że energooszczędne żarówki są bardzo drogie i właśnie dlatego firmom tak zależy na ich promocji. Nie powinno się ich też wyrzucać do śmietników, ponieważ zawierają rtęć, a trudno liczyć, że wszyscy klienci będą je oddawać do punktów recyklingowych.

Mimo wszystko Europa nie jest dla Osram priorytetem – największe szanse firma ma w Azji. Koncern zdobył już kontrakt na oświetlenie stadionu olimpijskiego w Pekinie, a chińskie władze zapowiadają dopłaty rzędu 30 – 50 proc. ceny detalicznej, aby do 2010 r. klienci na tym rynku kupili 150 mln sztuk energooszczędnych żarówek.

Nazwa Osram, która w Polsce budzi nieoświetleniowe skojarzenia, to skrót nazw pierwiastków osm i wolfram, z których powstają rdzenie żarówek. Została zarejestrowana w 1906 r.

Martin Goetzeler ma dopiero 47 lat, a kieruje firmą z przychodami ok. 5 mld euro rocznie, która jest obok GE Lightnings i Philipsa jednym z trzech największych producentów sprzętu oświetleniowego na świecie. Co wie już znacznie mniej osób, od 1978 r. jej głównym udziałowcem jest koncern Siemens, w którym pracę rozpoczynał obecny prezes.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację