Nazwa Osram, która w Polsce budzi nieoświetleniowe skojarzenia, to skrót nazw pierwiastków osm i wolfram, z których powstają rdzenie żarówek. Została zarejestrowana w 1906 r.
Martin Goetzeler ma dopiero 47 lat, a kieruje firmą z przychodami ok. 5 mld euro rocznie, która jest obok GE Lightnings i Philipsa jednym z trzech największych producentów sprzętu oświetleniowego na świecie. Co wie już znacznie mniej osób, od 1978 r. jej głównym udziałowcem jest koncern Siemens, w którym pracę rozpoczynał obecny prezes.
Urodził się w Monachium, gdzie na tamtejszym uniwersytecie studiował administrację biznesową. W 1982 r. zaczął staż w Siemensie, po dwóch latach wyjechał też do oddziału w Atlancie. Od 1989 r. pracował w dziale finansowym, gdzie został szefem działu kontrolingu.
W 1999 r. nieoczekiwanie przeszedł do Osram, gdzie został dyrektorem finansowym. Decyzja była zaskakująca. Wydawało się, że kariera w znacznie większym i dającym dużo więcej możliwości Siemensie stoi przed nim otworem. Jednak nie pożałował tego kroku. Jak się okazało po latach, właśnie w tamtym roku Siemens zaczął płacić setki milionów euro łapówek, aby zdobyć intratne kontrakty, np. z włoskim koncernem Enel. Dodatkowo menedżerowie koncernu z wydatków reprezentacyjnych opłacali wystawne bankiety, z wizytami prostytutek włącznie. Skandal wybuchł po latach, ostatecznie w 2008 r. koncern zapłacił 1,3 mld dol. odszkodowania. Wielu pracowników miało procesy karne.
Tymczasem Goetzeler piął się w górę w Osram – kolejno odpowiadał za rozwój marki w W. Brytanii, a później w USA. W 2005 r. awansował na prezesa i było to trudne wyzwanie – poprzednik Wolf-Dieter Bopst po 14 latach kierowania firmą wyprowadził ją na pozycję jednego ze światowych liderów. Podwoił udziały rynkowe, przychody zaś wzrosły trzykrotnie.