Jak firma może się zabezpieczyć przed ryzykiem kursowym

Zmiany kursów walut mogą mieć niekorzystny wpływ na wyniki finansowe firmy rozliczającej się z kontrahentami w walutach obcych. Ale przed ewentualnymi stratami można się łatwo zabezpieczyć

Publikacja: 10.05.2012 01:03

W ostatnich miesiącach różnica między najwyższym a najniższym kursem euro do złotego wynosi 41 grosz

W ostatnich miesiącach różnica między najwyższym a najniższym kursem euro do złotego wynosi 41 groszy. Najwięcej za euro płaciliśmy 5 stycznia (4,5 zł), a najmniej 9 marca (4,09 zł)

Foto: Rzeczpospolita

W ostatnich latach sytuacja na rynku walutowym jest bardzo zmienna. Tendencje zmieniają się co kilka miesięcy, a nie jak przed 2008 rokiem co kilka lat. To powoduje, że bardzo trudno przewidzieć, jaki będzie kurs obcej waluty w najbliższej przyszłości. Firma, która jest eksporterem lub importerem, ma więc problem z odpowiednim zaplanowaniem finansów.

Rozwiązaniem w takiej sytuacji jest odpowiednie zabezpieczenie się przed ryzykiem kursowym. I należy to zrobić nie wtedy, gdy już pojawią się kłopoty, ale odpowiednio wcześniej.

Przedsiębiorca najpierw powinien określić, przy jakim kursie waluty osiągnie założoną rentowność biznesu. Następnie powinien dopasować odpowiednie rozwiązania i instrumenty finansowe, które pozwolą mu utrzymać marże na danym poziomie.

Zdaniem Marcina Ciechońskiego, dyrektora Departamentu Doradztwa Korporacyjnego DM TMS Brokers, jeśli obroty firmy nie przekraczają 10 – 20 tys. euro (albo na przykład dolarów, funtów, franków szwajcarskich) miesięcznie, z reguły podejmowanie tego typu aktywności nie ma sensu. W przypadku wyższych obrotów warto jednak poważnie się zastanowić nad wprowadzeniem instrumentów zabezpieczających.

Przychody i koszty w tej samej walucie

Najtańszym sposobem zabezpieczania się przed ryzykiem kursowym jest równoważenie przychodów z kosztami w walucie obcej. Oznacza to, że firma osiągająca przychody np. w euro powinna rozliczać w tej walucie również swoje koszty, np. zakup materiałów do produkcji, czynsz.

Najlepiej, jeśli wpływy i wydatki walutowe będą miały taką samą wartość.

Jednak w praktyce nie jest to łatwe. Z reguły firma albo więcej sprzedaje za granicę (eksporter), albo więcej kupuje (importer). Dlatego tego typu zabezpieczenia ograniczają ryzyko walutowe, ale go nie eliminują. Pewnym ułatwieniem może być to, że od 2009 roku polscy przedsiębiorcy mogą między sobą rozliczać transakcje w walutach obcych, co stwarza większe możliwości kompensowania należności zobowiązaniami walutowymi.

Kolejną metodą jest przerzucenie ryzyka kursowego na kontrahenta. Wtedy eksporter sprzedaje swoje towary, a importer kupuje za złote. Ryzyko kursowe bierze na siebie druga strona. Oczywiście w praktyce kontrahent często nie zgadza się na takie rozwiązanie.

Zarządzający finansami firmy może również przyspieszyć lub opóźnić terminy płatności. Na przykład jeśli spodziewa się niekorzystnej zmiany kursu w przyszłości, stara się rozliczyć transakcję jak najszybciej.

Innym rozwiązaniem, które zmniejsza ryzyko kursowe ponoszone przez eksporterów, jest zaciągnięcie kredytu w walucie obcej.

Bez kosztów, ale i bez zysków

Jeśli zarządzający wyczerpał już możliwości stosowania prostych zabezpieczeń przed ryzykiem kursowym, powinien sięgnąć po takie instrumenty finansowe jak kontrakty czy opcje walutowe. Instrumenty pochodne oferują prawie wszystkie banki oraz domy maklerskie wyspecjalizowane w rynku walutowym (np. DM PKO BP, DM BOŚ, DM TMS Brokers, Alpha Financial Services, X-Trade Brokers).

Najprostszym zabezpieczeniem jest wykorzystanie transakcji terminowej forward (kontrakt walutowy). Polega ona na tym, że bank zobowiązuje się do sprzedaży lub kupna waluty obcej po z góry znanej cenie i w określonym terminie.

Tego typu transakcja, żeby spełniła swoje zadanie, powinna być powiązana z przepływami walutowymi w firmie. Jeśli przedsiębiorca wie, że termin wpływu należności w euro za towar wysłany za granicę przypada za 60 dni, to zawiera transakcję forward gwarantującą, że za 60 dni bank wymieni walutę obcą na złote po kursie z dnia wystawienia faktury eksportowej. Jest to zabezpieczenie bezkosztowe, eliminujące ryzyko kursowe. Wymagany jest jedynie depozyt zabezpieczający, który stanowi kilka procent wartości operacji.

Minusem transakcji forward jest sztywne zamrożenie kursu terminowego. Sprawia to, że firma nie skorzysta na ewentualnych pozytywnych dla niej zmianach na rynku walutowym (np. dla eksportera taką korzystną zmianą będzie umocnienie waluty obcej). Wady tej nie mają opcje.

Działa jak ubezpieczenie

Eksperci podkreślają, że transakcje opcyjne najskuteczniej zabezpieczą firmę przed ryzykiem kursowym, a jednocześnie pozwolą czerpać korzyści ze zmian kursów walut. Jednak najlepiej wykorzystywać najprostsze opcje, tzw. waniliowe, zajmując długie pozycje (put lub call). Zakup tego typu opcji działa jak ubezpieczenie, które gwarantuje nam w przyszłości sprzedaż (put) lub kupno (call) waluty po z góry ustalonym kursie.

Załóżmy, że eksporter kupuje opcję put po kursie realizacji 4,2 zł za euro. Jeśli w danym czasie (czyli w terminie wygaśnięcia opcji) kurs spadnie do 4,1 zł za euro, będzie mógł zrealizować opcję i sprzedać euro po 4,2 zł. Natomiast  jeśli kurs wzrośnie np. do 4,3 zł, to może sprzedać walutę po korzystniejszym dla niego bieżącym kursie rynkowym i nie zrealizować opcji put.

Z kolei importer może kupić opcję call, która daje mu prawo do kupna euro po określonej cenie, np. 4 zł. Jeśli złoty osłabi się i cena euro będzie wynosić 4,2 zł, przedsiębiorca może zrealizować opcję i kupić euro taniej po zagwarantowanej cenie 4 zł. Natomiast jeśli złoty się umocni i kurs euro spadnie poniżej 4 zł,  lepszym rozwiązaniem będzie nierealizowanie opcji i zakup euro po bieżącej cenie rynkowej.

W przypadku zakupu opcji firma ponosi koszt, którym jest cena opcji, czyli tzw. premia. Jej wysokość zależy m.in. od zmienności kursów na rynku; im wahania większe, tym opcja droższa. Duży wpływ na premię ma też czas wykonania opcji; im dłuższy, tym premia wyższa.

Proste strategie

Opcje można również wykorzystywać do budowania prostych, symetrycznych strategii opcyjnych. Polega to na równoczesnym zakupie i sprzedaży opcji za taką samą kwotę.  Dzięki temu możliwa jest realizacja transakcji walutowej po kursie mieszczącym się w określonych widełkach. Przedsiębiorca ma prawo do wymiany waluty po kursie nie gorszym niż ten znany z góry, wynikający z zakupu opcji. Ale wystawiając opcję firma ma zarazem obowiązek wymienić walutę po określonym kursie. W ten sposób koszt zakupu opcji może w całości być pokryty z dochodów ze sprzedaży opcji; jest to więc strategia bezkosztowa.

Można zbudować też np. strategię typu „korytarz". Jest ona odpowiednia dla eksportera. Zabezpiecza przed spadkiem kursu waluty.

Na przykład przy kursie rynkowym 4 zł za euro eksporter może kupić opcję put z niższym kursem realizacji (np. 3,95 zł), a jednocześnie wystawić opcję call z wyższym kursem realizacji (np. 4,1 zł). W ten sposób gwarantuje sobie sprzedaż waluty nie taniej niż za 3,95 zł, ale równocześnie może skorzystać ze wzrostu kursu, ale tylko do wysokości kursu realizacji wystawionej opcji (do 4,1 zł).

Oznacza to, że bank ma prawo kupić od niego walutę po 4,1 zł, jeśli jej kurs przekroczy ten poziom. Natomiast wystawca opcji ma obowiązek sprzedać walutę bankowi po takiej cenie. Jeśli kurs euro znajdzie się w przedziale 3,95 – 4,1 zł, eksporter po prostu sprzeda walutę po cenie rynkowej.

W czasie kryzysu strategie opcyjne naraziły firmy na ogromne straty, ponieważ przedsiębiorcy wybierali strategie spekulacyjne, a nie takie, które miały jedynie zabezpieczyć ich przychody  przed ryzykiem kursowym. Teraz banki nie proponują już takich rozwiązań .

Opinie dla „Rz"

Mikołaj Bąk, dyrektor w Departamencie Rynków Finansowych Raiffeisen Banku

Przedsiębiorcy często zawierają transakcje terminowe pod wpływem emocji. Gdy rentowność sprzedaży jest na zakładanym poziomie lub staje się wyższa od prognozowanej w wyniku pozytywnych zmian na rynku walutowym, logiczne wydawałoby się zawarcie transakcji zabezpieczającej przyszły kurs wymiany. Efektem byłaby gwarancja osiągnięcia określonego zysku. Duża część przedsiębiorców woli jednak zaczekać na większe zyski i nie podejmuje decyzji o zabezpieczeniu.

Wyzwaniem jest również wzięcie odpowiedzialności za decyzję o zawarciu transakcji. Wynika to przede wszystkim z kultury organizacyjnej oraz kompetencji osób, które odpowiadają za takie decyzje. Często zarząd bądź właściciel ocenia efekt stosowanych zabezpieczeń biorąc pod uwagę wynik w stosunku do rynku, a nie realizację polityki marż handlowych. Prowadzić to może do dwóch sytuacji. Służby finansowe nie są skłonne do zawierania transakcji i pozostawiają biznes w pełni narażony na ryzyko bądź prowadzą grę z rynkiem, która niewiele różni się od hazardu.

Emocjonalne podejście skłania przedsiębiorców do podejmowania decyzji o zabezpieczeniu dopiero w momencie, gdy negatywna zmiana kursu jest bardzo duża. Pojawia się wtedy paradoksalna sytuacja: zabezpieczane są straty, a nie zyski; przy wysokich kursach zabezpieczają się importerzy, a przy niskich eksporterzy.  Świadomość przedsiębiorców na szczęście rośnie. Coraz więcej firm zaczyna realizować politykę zarządzania ryzykiem lub stosować proste transakcje pochodne. Pozwala to uwolnić się od emocji i profesjonalnie wykorzystywać instrumenty finansowe.

Katarzyna Bańka, Departament Doradztwa Korporacyjnego DM TMS Brokers

Świadomość przedsiębiorców dotycząca konieczności zabezpieczania się przed ryzykiem kursowym jest coraz większa. Duży wpływ na popularność instrumentów pochodnych ma rosnąca zmienność na rynku walutowym po 2008 roku. Wcześniej tendencje utrzymywały się znacznie dłużej. Na przykład przed kryzysem złoty umacniał się wobec euro przez cztery lata. Obecnie sytuacja na rynku zmienia się co kilka miesięcy.

Dynamicznie zmieniające się kursy wymuszają na przedsiębiorcach sięganie po instrumenty zabezpieczające. Nasze doświadczenie pokazuje, że najczęściej wybierane są kontrakty terminowe forward. Są one łatwe do zrozumienia i wyceny. Przy tym są bezkosztowe.  Za wadę można uznać to, że nie dają możliwości zyskania na korzystnych dla nas zmianach kursów.

Mniej popularne są opcje walutowe, głównie z powodu  „afery opcyjnej" z przełomu 2008 i 2009 roku. Ich zła opinia jest niezasłużona. Kupowanie opcji możemy porównać do ubezpieczenia AC.  Symetryczne i asymetryczne korytarze opcyjne, złożenia instrumentów pochodnych są jednak znacznie rzadziej stosowane, dużo trudniejsze do zrozumienia i wyceny.

Najtańszym i najlepszym sposobem eliminowania ryzyka kursowego jest tzw. hedging naturalny, czyli wzajemna kompensacja zobowiązań i należności walutowych. Jest to możliwe w sytuacji, kiedy nominały obu pozycji się pokrywają i zgodne są ich terminy. Przydatność instrumentów zależy od indywidualnej sytuacji danego przedsiębiorstwa. W przypadku krótkich terminów płatności, niewielkich marż i dużej niechęci do ryzyka dobrze sprawdzają się transakcje terminowe. Transakcje opcyjne są ciekawym rozwiązaniem np. wtedy, gdy firma przystępuje do przetargu i na etapie przygotowywania oferty, nie wiedząc jeszcze czy wygra przetarg, musi podać kurs, według którego będzie rozliczać wykonanie zamówionych prac. Ale za takie zabezpieczenie na początku trzeba zapłacić.

W ostatnich latach sytuacja na rynku walutowym jest bardzo zmienna. Tendencje zmieniają się co kilka miesięcy, a nie jak przed 2008 rokiem co kilka lat. To powoduje, że bardzo trudno przewidzieć, jaki będzie kurs obcej waluty w najbliższej przyszłości. Firma, która jest eksporterem lub importerem, ma więc problem z odpowiednim zaplanowaniem finansów.

Rozwiązaniem w takiej sytuacji jest odpowiednie zabezpieczenie się przed ryzykiem kursowym. I należy to zrobić nie wtedy, gdy już pojawią się kłopoty, ale odpowiednio wcześniej.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Apel do kandydatów na urząd prezydenta
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Opinie Ekonomiczne
Anita Błaszczak: Czas na powojenne scenariusze dla Ukraińców
Opinie Ekonomiczne
Umowa koalicyjna w Niemczech to pomostowy kontrakt społeczny
Opinie Ekonomiczne
Donald Tusk kontra globalizacja – kampanijny chwyt czy nowy kierunek?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Arak: Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0