Wspieranie banków nie rozwiązuje ich problemów

Wyklepanie blachy i przesunięcie licznika nie czyni samochodu nowym. Dlaczego więc wierzymy, że biliony dolarów naprawią system bankowy?

Publikacja: 17.04.2013 16:29

Wspieranie banków nie rozwiązuje ich problemów

Foto: Fotorzepa

Politycy, przy wsparciu ekonomistów na usługach polityków, od pewnego czasu starają się wykonać ekwilibrystyczne działanie pod hasłem  – jak zjeść i mieć jabłko równocześnie.

Nadgryzane przez cykl koniunkturalny oraz afery finansowe jabłko, to system bankowy, którego problemy zasypano górami drukowanych pieniędzy. I nie wydarzyło się nic, co podpowiadałaby logika – ani nie zawitała inflacja, ani sektor finansowy nie stał się szczególnie bardziej moralny, ani nie przybyło w nim miejsc pracy. Jabłko, choć zdrowo nadżarte, znów wygląda lśniąco i apetycznie.

Akcja – „Ratujmy banki" – jest wręcz modelowym przykładem niewiary w wolny rynek ekonomistów zarabiających na życie opisywaniem wolnego rynku. Bo podczas, gdy panuje zgoda, co do tego, że to wolny rynek powinien weryfikować przyszłość milionów firm, to już w przypadku banków zbiorowym polityczno-ekonomicznym wysiłkiem na całym świecie robi się wszystko, by powstrzymać mechanizmy wolnorynkowe.

Przyczyna wydaje się być oczywista – bankructwa banków, mogą doprowadzić do gospodarczej katastrofy – w końcu żyjemy w społeczeństwie zbudowanym na kredycie.

Tyle, że tak jak wyklepanie blachy i przestawienie w tył licznika nie czyni samochodu nowym, tak bilionowe programy pomocowe, nie czynią sektora bankowego lepiej działającym. Nie leczą choroby, ale jedynie maskują kilka poważnych jej objawów. Objawy prędzej czy później powrócą. Oby wtedy nie wykończyły pacjenta. Przydałby się lekarz, który nie tylko postawi diagnozę, ale zaleci też odpowiednią kurację. Problem w tym, że większość ekonomicznych lekarzy pobierała nauki z tych samych podręczników A czasami jest wręcz finansowo uzależniona od ogniska choroby. To, wraz z silnie rozwiniętym wśród polityków instynktem przetrwania, utrudnia szukanie rozwiązań "out of the box".

Długotrwałe spowolnienie, którego jesteśmy obecnie świadkami to najprawdopodobniej zasługa efekt godzenia wolnego rynku z blokowaniem jego działania. I unikania głębokich reform. A niestety każda reforma ma swoich wygranych i przegranych. Ale lepsze to niż jej brak.

Na tym tle ostatnie unijne kuracje wyglądają dość odważnie. Po amerykańskich programach pompowania w system finansowy gotówki, pomysły Komisji Europejskiej, by wprowadzić możliwość kontrolowanej likwidacji banków są jedną z nielicznych prób zastosowania do sektora bankowego logiki wolnego rynku.

W odwodzie pozostaje jeszcze metoda franciszkańska lub jak kto woli „na kalendarzyk". Jej największa cnotą jest wstrzemięźliwość czyli większa ostrożność kredytowa banków. Ale na to mało, kto się zgodzi. Bo kredyty to obecnie niemal synonim wzrostu gospodarczego. A polityka rozlicza się z wyniku.

Politycy, przy wsparciu ekonomistów na usługach polityków, od pewnego czasu starają się wykonać ekwilibrystyczne działanie pod hasłem  – jak zjeść i mieć jabłko równocześnie.

Nadgryzane przez cykl koniunkturalny oraz afery finansowe jabłko, to system bankowy, którego problemy zasypano górami drukowanych pieniędzy. I nie wydarzyło się nic, co podpowiadałaby logika – ani nie zawitała inflacja, ani sektor finansowy nie stał się szczególnie bardziej moralny, ani nie przybyło w nim miejsc pracy. Jabłko, choć zdrowo nadżarte, znów wygląda lśniąco i apetycznie.

Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Damian Guzman: Czy polskie firmy będą przenosić się do Rumunii?
Opinie Ekonomiczne
Marek Góra: Nieuchronność dłuższej aktywności zawodowej
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Fałszywy ton nacjonalizmu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Apel do kandydatów na urząd prezydenta